Autor / Wiadomość

[Samouczek RPG'owy] Karczma Elaine

Czy Karczma jest Wam potrzebna?

Tak, niech zostanie!
47%  47%  [ 8 ]
Nie wiem, nie mam zdania...
5%  5%  [ 1 ]
Nie, są już Ogrody, Grota i Sale Pojedynków. Po co więcej tego "śmiecia"? Przesada...
23%  23%  [ 4 ]
Czy śliczna karczmarka jest wolna? Może ma etat do pomocy w kuchni? :D
23%  23%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 17
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Śro 13:36, 26 Lip 2006     Temat postu:


CoB widząc cierpienia Myo naprawdę się przeraził... Ale zebrał się w sobie i chociaż jej słowa były dla niego wielkim zaskoczeniem, podszedł jeszcze bliżej, wskoczył jej na ramię i cicho do ucha jął szeptać: - Ty mnie nie odrzuciłaś pomimo wyglądu. W środku Ciebie siedzi demon, tak jak w każdym z nas, ale jest też tam cudowna dziewczyna, która zlitowała się nad... płazem! A wyglądasz nienajgorzej, Twój strach o wygląd i o serce wynika tylko z braku akceptacji siebie... i swego demona. Ech... ja sam nie akceptuję swojego wyglądu, to wiem co czujesz, ale Ty naprawdę jesteś ładna... Tylko sobie wmawiasz, że jest inaczej. Musisz zacząć walczyć z tym zdołowaniem i złym humorem i wszystko sobie na spokojnie przemyśleć...
CoB przerwał zaskoczony tym co powiedział - to także odnosiło się do niego... - Napij się trochę miodu, powinno pomóc... rozgrzejesz trochę i ciało i duszę...
Zobacz profil autora
Myosotis Mori.
Potworzyca Kącikowa



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Najciemniejszych Kącików.

PostWysłany: Śro 14:37, 26 Lip 2006     Temat postu:


Myosotis spojrzała na miód, przetarła oczy i spojrzała na CoBa.
-Właśnie dlatego jesteś mi tak bliski. Nikt mnie nie zna, ale... ale ty przynajmniej rozumiesz.- powiedziała co rusz pociągając nosem. -Dziękuję Ci za radę przyjacielu. Pozwól, że odwdzięczę Ci się tym samym...- Myosotis otarła nos o skraj płaszcza. -Posłuchaj swojej rady. Ty sam. I uwierz wkońcu, że jesteś naprawdę wielkim... człowiekiem.- kiedy Myosotis zobaczyła, że CoB jakby się zezłościł przwróciła zapłakanymi oczami, uśmiechnęła się smutno i pozwoliła sobie wziąść żabę na ręce.-To, że jesteś w ciele żaby o niczym nie świadczy. Urodziłeś się człowiekiem i nadal nim jesteś, właśnie w sercu. Twoja dusza nadal jest duszą ludzką, a ciało... Uwierz mi, nadejdzie ten czas, kiedy powrócisz do swojej normalnej postaci. Uwierz mi!- w zapłakanych oczach Myosotis było widać wielką nadzieję. Tak bardzo chciała pomóc CoBowi. Był jej naprawdę bliski...
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 15:22, 26 Lip 2006     Temat postu:


Po pewnym czasie Zik odzyskał przytomność, a nawet siły na tyle by wspiąć się, choć z wielkim wysiłkiem, na konia. Był jednak jeszcze tak zamroczony, że nie zauważył dziwnego stworzenia siedzącego w ciemnym kącie stajni. Rumak zaś tylko przez wierność swemu panu został przy nim, gdy jednak Zik wspiął się na niego, ten wybiegł z zamku przez bramę, unosząc półprzytomnego jeźdźca i niemal tratując przy tym zaskoczone straże. Pognał znaną już sobie drogą, przez las, do niewielkiej zatoczki, w której na lekkich falach stał na kotwicy bryg Lady Bell. Na brzegu stało kilka szałasów z których dochodziły głośne odgłosy bekania i chichoty i piski niewiast, świadczące iż załoga statku postanowiła zacieśnić kontakty z tubylczą ludnością.
Albatros wpadł w galopie na środek obozowiska rżąc głośno. Z niektórych szałasów wychynęło parę twarzy. Po chwili rozległy się krzyki i do konia i jeźdźca podbiegł krępy mężczyzna w butach do kostek, spodniach oberżniętych przy kolanach i brudnej podartej koszuli bez rękawów. Na zmierzwionych rudych włosach miał owiniętą czarną chustę.
-Kapitanie?! Co sie stało? Do stu piorunów! Przynieście rumu! -krzyknął w końcu do reszty załogi, widząc że Zik niezbyt reaguje. W międzyczasie zdjął mężczyznę z konia i położył przy ogniu. Po chwili podano mu dzban rumu, który ten bezceremonialnie wylał na ranę.
-Prochu! -krzyknął, a gdy podanu mu rożek, posypał czarną substancją ropiejącą część rany, po czym wziął żagiew z ogniska i przytknął do tego miejsca. Dał się słyszeć syk i proch gwałtownie spalił się jasnym płomieniem pozostawiając po sobie charakterystyczny zapach palonej siarki, tym razem zmieszany ze swądem palonego ciała.
-Będzie żył -zawyrokował bosman -no chyba żeby nie.. -tu cała załoga zaczęła się śmiać z błyskotliwego dowcipu.
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Śro 16:00, 26 Lip 2006     Temat postu:


CoB spojrzał już zmęczony tym wszystkim na Myo i powiedział, co czuł, bez owijania w bawełnę: - Ja też w to wierzę... ale... nawet w pałacu pełnym księżniczek nic mi to nie daje, a nadzieja niknie z dnia na dzień... Wiesz... Ty odnowiłaś jej zapasy, ale pogodziłem się z tą postacią... I bardziej wierzę, że umrę jako żaba, niż kiedykolwiek zaznam jeszcze dotyku słońca na ludzkiej skórze... A teraz... proszę Cię, nie odpowiadaj, nie pocieszaj mnie... Nie możemy tak się spieszyć w poznawaniu siebie, bo roku nie przeżyję z Tobą, jak poznasz moje grzeszki Wink - Żab mrugnął do Myo i odruchowo wyciągnął rękę, by ją pogłaskać, kiedy odkrył, że tego nie może zrobić. Zaśmiał się ze swojej próby i dodał: - No widzisz... Musimy chyba zmyć gary! To kto to robi? - zapytał, przerywając niedokończone zdanie...
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 17:03, 26 Lip 2006     Temat postu:


Niecałą godzinę po "kuracji" Zik otworzył oczy. Rozejrzał się nieco mętnym jeszcze wzrokiem i widząc towarzyszy postanowił się z nimi tradycyjnie przywitać.
-Miodu!! -wrzasnął na całe gardło i w tym samym momencie dotarł do niego piekący ból wypalonej rany.
-Szlag by to.. zaklął i w tym samym momencie bosman podał mu dzban ze bursztynowym trunkiem. Mężczyzna wypił do dna zawartość i beknął potężnie.
-Widzę Kapitanie, że wraca pan do zdrowia -rzekł z uśmiechem bosman czując zapach wczorajszego obiadu Zika.
-Taa.. można tak powiedzieć.. -odburknął zapytany i popatrzył na okręt. Czarna bandera na głównym maszcie powiewała wesoło na wietrze.
-Kiedy wyruszamy kapitanie? Przydałoby się nieco stan skarbca powiększyć.. a z drugiej strony.. -bosman spojrzał w stronę szałasu z którego dochodził basowy pomruk i ciche wysokie jęki i chichoty -z drugiej strony postanowiliśmy zostawić tu jakieś pamiątki po sobie -zarechotał głośno. Zik spojrzał w stronę szałasu i uśmiechnął się tylko po czym popadł w zamyślenie.
-Kapitanie? Ostatnio gdyśmy się rozstawali zapomniał pan czegoś -bosman podał Zikowi nabitą fajkę.
-Dzięki.. ale Ty pierwszy -podał fajkę bosmanowi, który w tym momencie zbladł jakby zobaczył ducha.
-nn..nie.. dziękuję.. dziś nie mogę.. a poza tym mam gruźlicę -w tym momencie zaczął się krztusić i kaszleć.
-Ech.. jak dzieci.. -powiedział Zik śmiejąc się przy tym, po czym wysypał zawartość fajki do ogniska, które buchnęło jasnym płomieniem -wierz mi że proch nie ma tak doskonałego aromatu jak tytoń. Zapamiętaj to lepiej, albo będziesz robił głupie dowcipy rybom. -Bosman który nagle ozdrowiał pokiwał tylko głową.
-To mówisz, że zostawiacie pamiątki? -Zik uśmiechnął się pod nosem -zdaje się, że i ja jeszcze nie jestem gotów do rejsu -powiedział, po czym wstał gwałtownie, wskoczył na rumaka i popędził go do galopu kierując się w stronę zamku Zirael.
Myosotis Mori.
Potworzyca Kącikowa



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Najciemniejszych Kącików.

PostWysłany: Śro 18:06, 26 Lip 2006     Temat postu:


Myosotis otarła ostatni raz oko.
-Przepraszam...- bąknęła pod nosem, rumieniąc się przy tym okrutnie.-Straszny ze mnie mazgaj... szczególnie po hibernacji tak mam... i kiedy jest mi bardzo źle. Nie lubię stawrzać problemów... przepraszam Cię, CoB.- było jej bardzo głupio. Czasami nie potrafiła nad sobą panować, jeszcze wiele musiała się nauczyć.
-Trzeba coś upiec i pozmywać... Mogę zmywać, mogę piec wystarczy, że jesteś obok i dbasz o bezpieczeństwo karczmy.- mówiąc to Myosotis uśmiechnęła się niepewnie.
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Śro 20:43, 26 Lip 2006     Temat postu:


Och, Myo, nie przepraszaj... Tu nie ma nic z Twojej winy... I możesz płakać, choć nie przystoi przy gościach... Mi możesz się wypłakać, ja zrozumiem Twoje problemy! - Żaba zeskoczył z ramienia dziewczęcia na ziemię i tam uśmiechnął się od ucha do ucha i odrzekł: - A myślę, że będziesz w stanie obronić się sama... Musisz trochę poćwiczyć patelnią! A obok będę ciągle, bo teraz jestem wyspany... Dopóki mnie nie zwolnisz, będę przy Tobie... To chodź, pozbieramy naczynia i już się nie martw!
CoB przyczłapał do stopy Myo i już przygotował się na susy w stronę sali biesiadnej...
Zobacz profil autora
Myosotis Mori.
Potworzyca Kącikowa



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Najciemniejszych Kącików.

PostWysłany: Śro 21:46, 26 Lip 2006     Temat postu:


Myosotis kiwnęła na znak zgody głową i razem z CoBem zaczęła zbierać puste dzbany, misy i talerze, co rusz przynosząc nowe dania i trunki zamawiającym. Dziewczyna odruchowo spojrzała w miejsce, w którym czuła się najbezpieczniej- w najciemniejszy kącik.
Zika już tam nie było. Rozejrzała się po sali, wierząc, że siedzi przy którymś stole i czeka na kolejny dzbanek miodu.
Zamiast Zika dostrzegła plamę krwi tuż przy drzwiach.
-CoB.. Przyjacielu... Chyba, chyba coś złego się stało.- powiedziała nie spuszczając zwroku z plamy krwii.
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 23:24, 26 Lip 2006     Temat postu:


Zmęczony Albatros wiózł swego pana stępem przez las, było już późne popołudnie. Nagle przystanął i parsknął.
-Co się stało przyjacielu? -Zik mruknął cicho do ucha wierzchowca. Koń nie zdążył w żaden sposób zareagować na pytanie gdy z tyłu usłyszeli warknięcie. Obrócił się dobywając broni i znieruchomiał. Na trakcie stał barczysty ork z napiętą kuszą wymierzoną w jeźdźca. Zik warknął z wściekłością i wypuścił z dłoni broń, która upadła na ziemię. Ork kiwnął głową na niego by się obrócił. Gdy to uczynił, zaklął szpetnie widząc drugiego orka, o głowę przewyższającego poprzedniego. Czerwone przekrwione ślepia patrzały z nienawiścią na mężczyznę.
-My się znów spotkać, Zik. Ty tym razem nie ujść. Ghazkull zrobi z twoja głowa zabawke. -roześmiał się chrapliwie chwytając przewieszony przez plecy dwuręczny topór -chwytaj swoją broń, a mój bratek pilnować coby ty ścierwo nie robić sztuczek. Złaź z konia!
Zik zeskoczył z wierzchowca i schylił się po broń, nie spuszczając wzroku z przeciwnika.
-Chodź tu tchórzu, ludzkie ścierwo! -ork splunął w kierunku Zika, lecz z powodu odległości dzielących obydwu jasne było że trafić ni nawet sięgnąć nie miał szans. Warknął, zacharczał i rozszerzył nozdrza. Zacisnął łapska na drzewcu topora i ruszył biegiem na Zika biorąc potężny zamach. Zik zmrużył oczy, ścisnął mocniej kordelas i skurczył się jakby, w oczekiwaniu. Gdy ork był już blisko, mężczyzna skoczył w przód, robiąc przewrót tuż pod nogami napastnika. Ostrze topora minęło Zika o centymetry, on sam zaś próbował ciąć przeciwnika w brzuch, jednak dostał potężnego kopa i został odrzucony w kierunku drzew. Widząc że Ghazkull bierze kolejny zamach, Zik przeturlał się szybko w bok i gdy ostrze opadło z wielką siłą w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżał i utkwiło w korzeniu drzewa. Zik wstał szybko i ruszył na orka. Ten widząc że nie zdoła wyrwać topora przed spodziewanym ciosem, ryknął przeraźliwie, powodując iż Zik zawachał się na chwilę zdezorientowany.
-Dez darag! -wrzasnął do swojego kompana i rzucił się między drzewa. Zik odruchowo padł na ziemię, w ostatniej chwili unikając postrzału bełtem z kuszy. Powstał szybko i skoczył za Ghazkullem w las. Chwilę potem dał się słyszeć głośny ryk i wszystko ucichło. Zik wracał pośpiesznie do traktu zaniepokojony o konia. Pod ręką trzymał jakiś przedmiot w skórzanym worku. Widząc już prześwity między drzewami i konia stojącego na trakcie, przyśpieszył kroku.
-Dakar gej! -usłyszał warknięcie gdzieś z krzaków. Zatrzymał się posłusznie i przeklinał pod nosem swoją bezmyślność.
-Dakar dez Ghazkull, dagad dez dakar! -wycharczał ork patrząc z nienawiścią na Zika.
-Dagad dez Ghazkull, gadad dez dakar, dagad dez zejdad uruk! -wycedził przez zęby Zik, nieco na wyrost zważywszy na sytuację w jakiej się znajdował. Ork skwitował jego groźby głośnym śmiechem. Zik odwrócił się tyłem do orka, który uniósł kuszę do strzału. W tym samym momencie dało się słyszeć rżenie konia, głuchy odgłos podwójnego kopnięcia, dźwięk jakby coś ciężkiego padało na ziemię, a potem tylko odgłosy kopyt to bijących w ziemię, to znów nieco bardziej głuche, jakby na coś miękkiego stąpały. Do tego co parę chwil głuchy trzask jakby pękających konarów.. W końcu oddalający się tentent końskich kopyt.
Zik zdecydował się w tym momencie odwrócić. Ujrzał tylko znikającego między drzewami czarnego rumaka. Na ziemi zaś w miejscu gdzie stał przed chwilą ork, była jakaś bezkształtna kupa mięsa i plama czarnej posoki. Popatrzał na resztki orka, splunął z obrzydzeniem, i ruszył ze swoim tobołkiem do Albatrosa, by na nim dalej zmierzać do zamku.
Myosotis Mori.
Potworzyca Kącikowa



Dołączył: 15 Maj 2006
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Najciemniejszych Kącików.

PostWysłany: Czw 2:52, 27 Lip 2006     Temat postu:


Z jednego z boksów w stajni wyjawiła się pewna postać. Stwór, miał wysokość ok. 3 stóp i nie wyglądał na przyjazne stworzenie.
Zielona obślizgła skóra porośnięta jakby pleśnią, wydawało nieprzyjemny zapach, a ręce niepropolcjonalnie długie sięgały mu prawie do kostek. Pazokcie ciągnęły się za przygarbioną postacią potwora o dużej głowie i oczach.
Jednak z oczy patrzyło mu dobrze.

Bulgocząc pod nosem niezrozumiałym językiem wyczłapał się ze stajni i zaczął obwąchiwać ziemię. Złapał szukany przez siebie trop i począł iść z jego kierunkiem.

Minął dłuższy czas, kiedy doszedł do obozowiska, chyba ludzi, tuż przy porcie, wystraszony postanowił zrezygnować z dojścia do niego.

Nagle wyczuł nowy ślad i mimo pozorów powolności człapał wyjątkowo szybko.
Minął jakiś czas, gdy znalazł jakieś zwłoki. Zabulgotał jeszcze głośniej i ruszył dalej wyczuwając, że to jeszcze nie koniec jego wędrówki.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 64, 65, 66  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach