Autor / Wiadomość

[Samouczek RPG'owy] Karczma Elaine

Czy Karczma jest Wam potrzebna?

Tak, niech zostanie!
47%  47%  [ 8 ]
Nie wiem, nie mam zdania...
5%  5%  [ 1 ]
Nie, są już Ogrody, Grota i Sale Pojedynków. Po co więcej tego "śmiecia"? Przesada...
23%  23%  [ 4 ]
Czy śliczna karczmarka jest wolna? Może ma etat do pomocy w kuchni? :D
23%  23%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 17
Gość







PostWysłany: Pią 22:22, 12 Maj 2006     Temat postu:


Nagle dało się słyszeć radosne, przeciągłe "hyyyyy" od strony drzwi wejściowych. Owo "hyyyyy" dobyło się z otworu gębowego dopiero co przybyłej postaci, po wysokości owego dźwięku można było przypuszczać iż postać była mężczyzną. Spowodowane zaś po części było widokiem karczmy, po części zaś radością z posiadania małego zielonego czegoś co obecnie sterczało na palcu środkowym mężczyzny, a jeszcze przed chwilą zamieszkiwało przepastne i niezbadane wnętrze jego nosa. Stał w drzwiach opierając się prawą ręką o futrynę. Z powodu ostrego światła bijącego zza niego można było dostrzec jedynie ogólne zarysy. Średniego wzrostu człowiek o proporcjonalnej budowie ciała.
-Hyy.. - urwał w połowie drugiego hyyania mężczyzna gdyż zakończywszy oględziny zdobyczy, właśnie się zorientował, że nie jest sam.
-Jest tu mniód? - spytał nieco zakłopotany, dyskretnie (w jego mniemaniu) wycierając palec o framugę drzwi. Chrząknął dla odwrócenia uwagi i zamknął je za sobą, dzięki czemu można było dostrzec nieco więcej z jego postaci i ubioru. Na nogach wysokie czarne buty sięgające do połowy ud, z obcasami i dopiętymi ostrogami. Na skórzanych spodniach ma zapięty szeroki pas, za nim zaś zatknął długi ostry nóż. Przy prawym boku kordelas nieco juz wyszczerbiony. Lniana koszula, podobnie jak i reszta ubrania, zdobiona i pewnie kiedyś uchodziła za bogatą , teraz juz w strzępach i brudna. Podobnie brunatna, kiedyś zapewne czerwona szarfa która mężczyzna był opasany, musiała mu wielokrotnie służyć to za chustkę do nosa, to znów za opatrunek (a kto wie czy nie jednocześnie). Na głowie miał czarny, trójrożny kapelusz, z małym znaczkiem wyszytym na przedzie białymi nićmi: sercem i dwiema strzałami skrzyżowanymi pod nim. Całości dopełniał krwistoczerwony płaszcz ze złotymi zdobieniami na obrzeżach. O dziwo jedyny element ubioru mężczyzny, nie zniszczony, ani nawet nie brudny.
Człek beknął, pociągnął głośno nosem i splunął na podłogę.
- No to jest ten mniód czy nima? - Popatrzał po zebranych w karczmie, wypatrując zapewne obsługi. Po chwili westchnął i usiadł na ławie przy stole w kącie sali.
Gość







PostWysłany: Pią 22:34, 12 Maj 2006     Temat postu:


Kessen przetarł oczy niedowierzając że to co widzi jest prawdą.
- Zik... Dziadygo ty żyjesz!! - podszedł do niego zabierając miecz i swój plecak - myślałem że już dawno siedzisz za jakąś karczemną rozrubę w Amirskiej celi, albo że jakiś zazdrosny mąż cię wreszcie dorwał!

Sięgnął do plecaka i wyjął z niego butelczynę...
- Jak pamiętam lubiłes ten trunek... Jadwinia go uważyła - powiedział podając ją Zikowi - Wypijmy w imię dawnych czasów!
Gość







PostWysłany: Pią 22:58, 12 Maj 2006     Temat postu:


Drzwi otwarły sie z niesamowitą mocą. Evereth wpadła zdyszana do karczmy a jej wzrok padł na dwie znajome postaci...
- Po pierwsze: miałeś na mnie poczekac a nie zostawiac z durnym bratem sam na sam - rzekła patrząc na Kessena i dysząc wściekle - po drugie... oddawaj butelke ty nedzna kreaturo - i wyrwawszy dziwolągowi butelke osuszyła ją.
Kiedy wspaniały trunek rozszedł sie po całym ciele Evereth, a jej wyobraźnia zrobila sie duzo bardziej plastyczna, rozpoznała w 'dziwolągu' swego starego kumpla...
- O! Zik... jakie wiatry Cie tu przywiały... zapewne z bliskiego wschodu, na przyklad palestyny? - mówiąc to ukazała wszystkie zęby z ósemkami włącznie, w szerokim usmiechu.
- zapowiada się długi wieczór... jak tylko obsługa sie znajdzie zamowimy wiecej piwa i opowiesz nam gdzies sie szwedał przez te wszystkie lata kiedym cie nie widziala... a tym czasem polecam nalewke Waldemara Wspanialego co ją w plecaku mialam... ona chyba z pigwy byla... W kazdym razie pyszna i procentowa...
Gość







PostWysłany: Pią 23:08, 12 Maj 2006     Temat postu:


- Eee...Pigwa dla mnie zbyt słodka...Gdzieś tu powinna być... - powiedział uparcie szperając w plecaku - To? Nie? Nadal nie...Ha! wiedziałem!
Wyciągnął kolejną flaszke i postawił z impetem na stole o mało nie utłukując denka.
- Ufff...Bierzcie i pijcie z tego wszyscy...byleby coś dla mnie zostałoVery Happy
Gość







PostWysłany: Pią 23:17, 12 Maj 2006     Temat postu:


Zik skrzywił się ochydnie widząc Evereth
- Witaj - burknął odwracając na chwile wzrok od flaszki by ją obrzucić spojrzeniem, delikatnie mówiąc, niechętnym. Ta chwila wystarczyła, by pazerne łapska Evereth sięgnęły po Napój Bogów.
Mężczyzna zatrząsł się z wściekłości i tylko szybka reakcja Kessena stawiającego kolejną butelkę uratowała sytuację.
- Łojaaa!! - wydarł się na widok flaszki i rzucił się na stół by ją uchwycić. W swej pazerności nieszczęśliwie trącił butelczynę która przewróciła sie i potoczyła w kierunku krawędzi stołu.
- ŁOŻESZ!!!!! - Zik wytrzeszczył oczy i zaczął pełznąć po stole z zawrotną prędkością czterech Gollumów* za uciekającą butelką. Która nieuchronnie zbliżała się ku Krawędzi Zagłady.
- Ssskaarb, mój ssskaarb - wysyczał Zik przechodząc do pozycji przyczajonego tygrysa i ukrytego smoka. Flaszka tymczasem nie zważając na rozpaczliwe próby zatrzymania jej biegu dotarła do końca stołu, zwolniła na chwilkę jakby nie mogła się zdecydować, po czym radośnie poleciała w dół.
Czas stanął niemal w miejscu dla Zika. Widział jak butelka stacza się ze stołu. Wiedział że albo zareaguje teraz, albo już nigdy nie ujrzy swojej ukochanej... Rozpacz wypełniła mu serce, a kwasy żołądek.
- N I E E E E !!!!!! - wydarł się na całe gardło zwracając na siebie uwagę przebywających nie tylko w karczmie ale i w okolicy. Odbił się od stołu z gracją kulawego nietoperza i dał susa za butelką w otchłań. Na podobieństwo kamienia młyńskiego spadł na głowę, wbrew prawom fizyki, upadł szybciej niż butelka, tylko po to by zobaczyć jak flaszencja upada na twardą, kamienną posadzkę i.. nic.. Wilkinowa plecionka uchroniła butelczynę przed rozbiciem. Zik wzruszony, ze łzami w oczach i guzem wielkości sporego jabłka siedział na podłodze tuląc do siebie flaszkę i szepcąc do niej czułe sprośności..


* Jeden Gollum - jednostka miary. Prędkość podróżna Smeagola z rozstrojem żołądka na trasie podziemne jezioro -> wychodek.
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:22, 12 Maj 2006     Temat postu:


Ouzaru postanowiła sprawdzić, czy zaproszeni już przybyli. Z typowym dla siebie impetem otworzyła drzwi i stając w nich oparła się ręką o framugę. Już miała się rozejrzeć po sali, gdy do jej umysłu dotarła informacja od dłoni o drobnej anomalii. Adminka skupiła się i zaganiając swój mózg do pracy przetrawiła informacje. Framuga. Drewno. Twarde. Suche.
*To dlaczego jest mokre i lepkie?!* - pomyślała i z obrzydzeniem odskoczyła. Spojrzała na swą dłoń i zielonego gluta rozmazanego po jej palcach. Po chwili twarz Ouzaru przybrała identyczną barwę...
- Na wszystkie Demony i Upadłe Anioły, kto już ochrzcił Karczmę... - spytała zemdlona i rozejrzała się po zebranych.
Jej spojrzenie padło na paskudne coś obok Kessena. Przyjrzała się temu czemuś uważnie i po chwili zawołała:
- ZIK Z AMIRU W NASZYCH SKROMYCH PROGACH!
Ucieszona podeszła do niego, pomogła mu wstać z podłogi i uściskała go, przy okazji wycierając gluta w jego koszulę.
- W imieniu Królowej Zirael witam cię serdecznie! A i państwa też witam Smile - tu odezwała się do Kessena i Evereth.
Zobacz profil autora
erbello
Okrutny Hawajczyk
Okrutny Hawajczyk



Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: LO Sienkiewicz, Szydłowiec

PostWysłany: Sob 0:36, 13 Maj 2006     Temat postu:


Lord swój występ zakończył rozwalając gitarę o podłoże, strzępki iluzji rozproszyły się efektownie, Bastard odzyskał swą nekromantyczną formę. Erblyn ukłonił się, miał wrażenie, że zebrani odetchnęli z ulgą...
- Oki, następmym razem zagram klasyk, skoro nie przypadły wam do gustu me narodowe dźwięki...
Zszedł ze sceny, podszedł bliżej gości...
- Ouz, przepraszam, teraz moja kolej... Witam Jaśnie Zika, w naszych skromnych chusteczkach do nosa... Elaine, zechciej podać chleb i sól... i czystą... Witaj piękna Evereth, pamiętasz może szklanicę z mym winem, którą brutalnie potraktowałaś? Nie mam tego za złe... - skłonił się całując w rękę... Kessen, żadko bywasz u nas, nie zdążyliśmy się więc jeszcze bliżej poznać... - obejrzał się w stronę lady - Elaine, szybciej prosiłbym, w gardle zasycha, dorzuć jeszcze świnię z jabłkiem między zębami... - potem znów zwrócił się do gości - Siądźmy przy stole, ja stawiam... CoB, Zeth, i wcześniej wymienieni, zapraszam do toastu na cześć naszej władczyni Zirael i przyszłość naszego państwa... wiecie, że brakuje nam podstawowej symboliki narodowej? Gdzie flaga? Gdzie hymn? Gdzie reprezentacja piłki kopanej?
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Sob 8:16, 13 Maj 2006     Temat postu:


-Piłka nożna...- Ksiażę pokrecił głową, wychodząc z cienia w kacie sali. -Bogowie uchowajcie...- podszedł do pianina i położył ręce na powierzchni. Wymamrotał coś i kilka rur strzeliło d ogóry, a klawiatura podzieliłą się na kilka. Ksiażę siadł do okrganów i powiedział -A propo kalsyki.. zna kto Griega?- po czym uniósł ręce do góry i rozpoczął grę. Można było poznać, że gra "In the Halls of the Mountain King". Wraz z mocniejszymi akrodrami ciemność buchała z rur. Po kilku inutach utwór zakończył się. -Równie dobrze mógłbym to zagrać na gitarze, jak droga brać z Apocalyptica, ale...- zaśmiał się -Na gitarze grać nie umiem.- rozłożył ręce. -Miła atmosferka, nie można zaprzeczyć. Kilkoro z was widzę poraz pierwszy. Ziku, Evereth- skłonił się lekko. -Ale teraz już uciekam. Bywajcie!- powiedział, opuszczajac salę w ten sam sposób, w jaki do niej wszedł - poprzez cień w kącie sali.
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Sob 12:59, 13 Maj 2006     Temat postu:


Widząc, że dziewczę się trochę wstydzi, wstał odgarnął sobie włosy z policzka, ujął jej podbródek by spojrzała mu w oczy, a nie na nogi. Kiedy już to zrobił spojrzał na nią z niewypowiedzianą miłością, po czym powoli ją objął, rozwiązał warkocz i rzekł jej szeptem do ucha: - Z rozpuszczonymi włosami jesteś jeszcze piękniejsza. Po tym trochę się odsunął trzymając ją za biodra, spojrzał jeszcze raz na jej głdkie lico i dodał spokojnym i przyciszonym głosem: - Nie bój się. Proszę Cię, nie traktuj mnie jak wielkiego księcia, albo Żaby, bo teraz objawiłem przed Tobą swoją naturę. Chcę żyć prosto razem z Tobą i opiekować się tą Tawerną. Nie dam Ci nigdy zapłakać, ani jęknąć ze zmęczenia - nawet pod postacią Żaby będę robił wszystko, byś nie cierpiała. A wieczorami, kiedy będziemy sami i nie będzie żadnych świateł, na powrót będę człowiekiem. Będę Twoim ludzkim sługą. - CoB delikatnie się ukłonił. Na koniec powiedział już bardzo cicho, że prawie nie szło rozróżnić słów: - Droga Elaine, Klejnocie tego Królestwa i Damo mego serca... Jeśli będę godzien Twojego uczucia, daj mi znak... A jeśli nie, wiedz, że nie będę miał Ci tego za złe. Sam Twój widok napełnia me serce otuchą.
CoB poczuł kolejne łzy wlewające się do oczu, jednak powstrzymał płacz. Zbliżył się jeszcze bardziej do Elaine, czuł teraz już zapach jej skóry, który napełniał go pożądaniem. Delikatnie pocałował ją w usteczka i szybko się odsunął, jakby poraził go prąd.
Jedną ręką zaczął odgarniać włosy z policzka dziewoi, a drugą powoli zapalał kaganek. Płomyk, najpierw nikły, zaczął rozwiewać postać CoB'iego i im był większy i ogarniał światłem więcej miejsca, tym CoB stawał się bardziej niematerialny. W końcu był już duchem głaszczącym policzek dziewczyny, by w mgnieniu oka na powrót być Żabą, stojącą pod jej nogami.

Zaczął nasłuchiwać i rzekł: - Chodźmy już, goście przybyli. Trzeba ich obsłużyć. A odpowiedź dasz mi kiedy nadejdzie odpowiednia pora...

Żaba wyszedł z kuchni przez klapkę. Widząc wszystkich zebranych w Tawernie wesoło wykrzyknął (chociaż głos na chwilę mu się załamał): -Witajcie wszyscy tu zebrani! Napijmy się za zdrowie naszej Królowej Zirael!
Szybko doskoczył do Księcia Erbello. Rozejrzał się jeszcze po gościach i wyrechotał: - Widzę, że coś mnie ominęło! Ale to nic, witam nowoprzybyłych!
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 13:40, 13 Maj 2006     Temat postu:


- Żadko bywam w tych progach Drogi Lordzie, ponieważ inne zobowiązania zaprzątają moją głowę, wiedz jednak iż uważam domenę Królowej Zirael za miejsce gdzie mogę odetchnąć pełną piersią i nie zaprzątać głowy pewnymi sprawami... Zdrowie Królowej! - spojrzał na niewyraźną minę Żaby - No i oczywiście naszej gospodyni Elaine!
Wzniósł wysoko szkalicę, po czym wychylił ją jednym chaustem.
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 64, 65, 66  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach