Autor / Wiadomość

[Marvel] eXiles: On the other side

Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:21, 13 Cze 2010     Temat postu:


Forge wysłuchał Slice’a i po chwili rzucił w jego kierunku karabin, podobny do tego, jaki Indianin miał na plecach.
- Wierzę, że będziesz umiał zrobić z tego pożytek. – mruknął.
- Zmiana planów, szefie. – z kokpitu doszły was słowa Beasta. – Nasz krecik dał mi znać, że trzeba się sprężać. Obieram kurs na Instytut. Wejdziemy od tyłu.
- Zgoda. – odparł Forge i spojrzał na was. – Mam nadzieję, że jesteście przygotowani do otwartej walki. Może być gorąco.
- Tylko na to czekam. – wtrącił Logan wysuwając pazury z kanałów prawej dłoni.

* * *

Dotarcie do Szkoły Uzdolnionej Młodzieży Xaviera nie zajęło wam wiele czasu, zwłaszcza, że po drodze dowiedzieliście się od Forge’a że zamontował kilka udoskonaleń od momentu, gdy Profesor X dostał się pod władzę Kinga. Samolot miał więc przezroczystą powłokę antylokacyjną, która uniemożliwiała wychwycenie go przez psychiczne fale Shadow Kinga i pozwalała dostać się do Instytutu praktycznie niezauważonym. Indianin rozdał wam również neurosynaptyczne urządzenia, które mogły się okazać wielce pomocne, gdy przyjdzie co do czego.

Niektórzy z was wciąż kojarzyli ukryty pod wodospadem hangar znajdujące się na tyłach Akademii. Dobrze zamaskowany strugami wody właz otworzył się gdy Blackbird był już blisko, odkrywając wlot w kształcie kwadratu i rozpryskując wodę na wszystkie strony. Beast zmniejszył ciąg silników, dzięki czemu póki co nikt nie dowiedział się o waszej obecności i po chwili wylądowaliście w środku.

Przywitała was niczym niezmącona cisza – tak, jakby cała placówka była opuszczona. Wolverine powąchał powietrze i skinął ręką pozostałym. Dzięki swoim zmysłom prowadził szybko i pewnie, jedynie od czasu do czasu stając w rozwidleniach korytarzy i zbierając do nozdrzy zapach z powietrza, by odnajdować nowe tropy.

Sami nie wiedzieliście, ile dokładnie minęliście sal, korytarzy i zakrętów. Niektórzy kojarzyli szkołę niezmienioną, dla innych wydawała się zupełnie inna. Wpakowaliście się do windy na wyższy poziom i gdy drzwi się otworzyły, mniej więcej w połowie korytarza przywitała was niespodzianka w postaci… Legiona. Uśmiechał się szyderczo, a jego ciało oplatała wiązka różowo-fioletowej energii.



- Czy wydawało wam się, że można tutaj wejść bez zaznaczenia swojej obecności? Chyba nie mieliście mnie za takiego durnia? – nienaturalnie głęboki głos zdradzał przejęcie ciała Davida przez Shadow Kinga. – Legion to mój host… najlepsze, co mogło się zdarzyć w tej sytuacji… Daję wam wybór, X-Men. Albo poddacie się mojej woli, albo zginiecie. – wyrecytował, jakby to była jakaś formułka.

- Nigdy, dupku. – mruknął Logan wysuwając pazury i ruszając niczym kot w kierunku Hallera. – Wolę zginąć, niż służyć takiemu ścierwu jak ty.
- Wolverine! Jeszcze nie! – Forge próbował go powstrzymać, ale było za późno.

Legion machnął lewą ręką a niewidzialna siła cisnęła Loganem o ścianę, przebijając ją i wrzucając do pokoju za nią. Póki co, Wolviego nie było widać ani słychać.
- Nie radzę walczyć, X-Men. Wasze kolejne działania są i będą bezcelowe… - rzucił King, a Legion na rozkaz swego ‘pana’ przyjął pozycję bojową.

Sytuacja wydawała się podbramkowa…
Zobacz profil autora
Epyon




Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:45, 13 Cze 2010     Temat postu:


Shadowdeath, Slice & Cyclops

Wyglądało na to, że będzie ostro, ale Jessica zdawała się tym w ogóle nie przejmować.
- Odwrócę jego uwagę, chłopaki – stwierdziła.
Uśmiechnęła się szeroko do Legiona, po czym błyskawicznie zmieniła w dym. W ciągu dosłownie kilku chwil podwoiła ilość gazu, potroiła… i zamieniła się w ogromne tornado dymu, w którym wirowało kilkanaście czarnych ostrzy. Wiedziała, iż to go nie powstrzyma, ale chciała dać czas towarzyszom na wymyślenie czegoś.

- To głupi pomysł nawet jak na blondynkę. - mruknął Cyclops, który rozpoznał w stojącym na przeciwko mutancie kogoś, kto jest tutejszą wersją Proteusa, syna Charlesa Xaviera który kiedyś przejął nad nim kontrolę.

Kiedyś...

- Kiedy przeskoczyłeś? - zapytał Profesor.
- Jeszcze w Szkocji, kiedy spadłem tą wielką ciężarówką z mostu, Cyclops był pierwszy na miejscu, pamiętasz? - odpowiedział David w ciele Scotta Summersa.
- Co z Ultimates?
- Nie wezwałem ich. Podobnie jak S.H.I.E.L.D., więc nie spodziewaj się przybycia kawalerii.
- Skłonienie nas do przelotu przez pół świata, odcięcie od siatki wsparcia, wspaniale to zaplanowałeś, David. Jak udało ci się powstrzymać ciało Scotta przed rozkładem?
- Chyba z każdym dniem lepiej kontroluję swoje zdolności.
- I co teraz, walka na śmierć i życie?
- Nie, najpierw zniszczę wszystko co zbudowałeś, tato. Zamierzam się tak urządzić, żebyś pożałował, że się urodziłeś.
- Powstrzymam cię, wiesz? Nie dbam o twoje zdolności naginania rzeczywistości, nie dbam, że znalazłeś sposób na zablokowanie przede mną swoich myśli... Powstrzymam cię tak czy inaczej, David.

Teraz

Cyclops sięgnął do wizjera i ściągnął go.
- Shadow, na dół! - krzyknął.
Wystrzelił pełną mocą promieni pamiętając ostatnią pozycję Legiona. Po chwili przesunął wzrok trochę w górę niszcząc sufit, który powinien zawalić się na ich przeciwnika.

Choć Shadowdeath słyszała zarówno jego uwagę jak i polecenie, zupełnie nie zareagowała. Promień Scotta po prostu przez nią przeleciał i nie wyrządził nawet najmniejszej krzywdy. Czekała na dalszy rozwój wydarzeń.

***

Victor nie należał do tych, którzy potrafią bezczynnie stać i patrzeć, jak coś dzieje się bez jego udziału. Jeśli chodziło o walkę, to nie do pomyślenia było, żeby mógł zwalić winę na kogoś innego. Nic więc dziwnego, że Slice zadziałał czysto odruchowo i zabrał jedną z zabawek Forge'a, by przyczepić ją do skroni Legiona. Miał refleks, szybkość i zdolności które pozwalały mu się szybko do niego dostać i miał nadzieję, że to mu się uda.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pon 13:13, 14 Cze 2010     Temat postu:


James

Początkowo sytuacja wyglądała całkiem dobrze. Prowadzeni przez Wolverina nie natknęli się na żaden opór... niestety do czasu. W końcu spotkali jednego z przeciwników, przejętego przez ShadowKinga, Legiona.
Jako pierwszy zareagował Wolverin, niestety otrzymał za to bilet w jedną stronę do sąsiedniego pokoju, z między-lądowaniem w ścianie. Sytuacja nie wyglądała najlepiej i musieli zacząć działać.
James pamiętał doskonale, że ich celem nie jest pokonanie Legiona, ale przyczepienie mu neuroprzekaźnika. Mężczyzna natychmiast zaczął się kopiować postanawiając przy tym co która kopia będzie robić. Większość miała zadanie dywersyjne. Mogli spokojnie strzelać - skopiowana broń działała jakby strzelała ślepymi nabojami, gdyż pociski znikały przy zetknięciu z celem, nie czyniąc mu żadnej szkody. Oczywiście James zdawał sobie sprawę z sytuacji i pojmował ją nieco bardziej strategicznie - wysłał jedną ze swych kopi, aby sprowadziła Logana, lub choćby ustaliła co się z nim stało. Jego powrót na pole walki mogło się bardzo przydać.
On sam zaś, śmiało mógł strzelać po nogach, przy czym starał się wmieszać w tłum swoich sobowtórów i nie wychylać się specjalnie - był to plan awaryjny jeśli sytuacja będzie tego wymagała... inni mogli sobie poradzić bez tego.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:52, 14 Cze 2010     Temat postu:


Arabian Knight

Nie spodziewał się spotkać Legiona i niewiele brakowało, a dałby się ponieść swym emocjom i zaklął pod nosem. Wiedział na jego temat zbyt wiele i za często musiał się z nim mierzyć, by teraz pozwolić sobie na pochopne działania. Zdziwił się, widząc, jak Shadowdeath ochoczo rzuciła się do walki, choć zdawała się rozpoznać tego mutanta. Była albo bardzo odważna, albo szalona... Z większym prawdopodobieństwem na to drugie. Zmieniła się w coś na kształt tornado, co przypomniało mu technikę jednej z jego znajomych, Dust. Chyba wszyscy wiedzieli (no może z wyjątkiem Madroxa, który chyba zamierzał strzelać do syna Xaviera), że taki atak ani nie powstrzyma, ani nawet nie spowolni Davida, więc czekał tylko, aż będzie musiał zbierać towarzyszkę z pobliskiej ściany. Scott wycelował w Legiona i zawalił kawałek sufitu, Slice rzucił się do przodu, a on sam w końcu wyciągnął swój sejmitar, by posłać kilka uderzeń energetycznych w przeciwnika i ponad jego głowę. Miał nadzieję, że plan Cyclopsa zadziała i gruz posypie się na mutanta...
Zobacz profil autora
Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:44, 17 Cze 2010     Temat postu:


Po tym, jak Wolverine zaliczył bliskie spotkanie ze ścianą, nie trzeba było długo czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Slice podszedł Legiona nieco bliżej niż Logan, ale to i tak nie zadziałało. Kolejny ruch dłonią syna Xaviera wystarczył, by mężczyzna podzielił los Rosomaka i wylądował za ścianą. Forge próbował wystrzelić z karabinu, jednak został zamknięty w dziwnej energetycznej bańce. Podobnie Scarlet Witch.

Nie lepiej niż Slice miał się Madrox, zwłaszcza, że Legion potrafił telekinetycznie odwrócić jego ataki. Kule, które miały trafić Davida sprzymierzyły się przeciwko CopyMan’owi, zabijając wszystkie jego klony od razu, a jego samego raniąc w ramię i odrzucając w tył. W tej sekundzie na nic nie mógł się przydać, gdyż ręka drętwiała i pulsowała przeszywającym bólem.

Cyclops wystrzelił wiązką promieni przeszywając Shadow w formie gazowej, ale Legion również i z tym atakiem nie miał problemu. Odbił telekinezą atak Scotta, uderzając w niego jego własnymi promieniami, jednak chyba nie odrobił dobrze pracy domowej, gdyż na Cyclopsa jego własne wiązki optyczne nie działały, dzięki czemu Summers pociągnął ostrzał w górę, uderzając w sufit. Kawałki betonu zwaliły się z rumorem na głowę Legiona podnosząc tumany kurzu i pyłu, a Arabian Knight dołożył swoją cegiełkę nacierając wiązką energetyczną sejmitara.

Nagle zapanowała niczym niezmącona cisza, a bańki energetyczne zniknęły, uwalniając Czejena i córkę Magneto.

Dopiero po kilku uderzeniach waszych serc gruz został rozmieniony w pył i ujrzeliście przed sobą skrwawionego, klęczącego Legiona. Nie wyglądał już tak pewnie jak wcześniej.



- Nieźle mnie poturbowałeś, skurwielu… - spojrzał na Cyclopsa, ocierając stróżkę krwi płynącą z nozdrzy. – To ciało potrzebuje czasu, by się zregenerować.

Nim ktokolwiek zdołał coś zrobić, niewielki wybuch ogarnął korytarz, a gdy opadł dym i pył dostrzegliście sporą wyrwę w podłodze.
- Gnojek użył pirokinezy, żeby się stąd wydostać. – mruknął Wolverine wychodzący z dziury, którą przed chwilą wybił w ścianie. Otrzepał się z resztek gruzu i przetarł krwawiący nos.
- Wyłapujesz zapach, Logan? – zapytał Forge przeładowując karabin.
- Aż za bardzo. – odparł Howlett. – Musimy zejść na dół.
- Najpierw zajmijmy się Madroxem. – Wanda spojrzała w kierunku krwawiącego Jamesa.
- Jasne. – rzucił Forge i podszedł do mężczyzny.

* * *

Opatrzenie Madroxa i podanie mu dziwnego, zielonego specyfiku nie trwało zbyt długo i po niecałym kwadransie mogli ruszyć dalej. Póki co, James nie mógł ruszać prawą ręką, która teraz spoczywała na prowizorycznym temblaku. Niektórzy z was rozmawiali, inni analizowali sytuację w swoich głowach.

Drużyna zeskoczyła na niższy poziom i prowadzona przez Wolverine’a pokonywała kolejne części Instytutu. Kilkadziesiąt metrów wystarczyło, by Logan wyczuł coś dziwnego i gestem dłoni powstrzymał pozostałych. Sam wysunął pazury i przyjął pozycję bojową zerkając w cień, który rzucała niesprawna lampa rzucająca snop iskier na podłogę.

Jakież było wasze zdziwienie, gdy nagle ukazała wam się kobieta w bieli. To była Emma Frost.



- Co tak długo? – rzucił Forge.
- A jak myślisz, Czejenie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie White Queen. – Dopiero przed chwilą zrzuciłam z siebie mentalną maskę… Ciężko okłamywać Shadow Kinga i Xaviera w jednym. Nawet jeśli jest się jedną z najpotężniejszych telepatek na ziemi. – spojrzała ostentacyjnie na swoje paznokcie i zmarszczyła brwi.
- Jak wygląda sytuacja? – spytał Logan.
- Znalazłam Nexusa… To Polaris łączy oba wymiary. Wyłączycie ją, a będę mogła zmierzyć się z Shadow Kingiem.
- Gdzie jest?
- Dwa korytarze dalej… tylko uważajcie, wyczuwam marionetki Kinga w tamtej okolicy. Jeśli wyłączycie Polaris, spotkamy się przy drzwiach do Cerebro. Będę czekać. – powiedziała, i po chwili zniknęła w cieniu. Nawet nie zwróciła na was uwagi, co niektórych zupełnie nie dziwiło.

Słyszeliście tylko oddalający się odgłos jej obcasów na zimnej posadzce.

Nie mając większego wyboru ruszyliście w kierunku, który wskazała wam White Queen. Na kłopoty nie trzeba było czekać długo. Gdy zbliżyliście się do celu, z dziwnej mgły otaczającej korytarz wyłoniło się kilka postaci.

Jubilee, Gambit, Psylocke, Strong Guy, Siryn i… Madrox! To było wystarczająco wiele, by mogło być gorąco.

Trzeba było działać jak najszybciej, zwłaszcza, że za drzwiami, których ta grupka broniła, mogły się znaleźć odpowiedzi na kilka pytań…
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:07, 17 Cze 2010     Temat postu:


Arabian Knight feat. Cyclops & Shadowdeath

Raban jaki się zrobił po ataku Legiona na Wolverine’a zupełnie zakręcił Arabowi w głowie. Przez chwilę stał i przyglądał się, jak każdy z towarzyszy robi coś po swojemu, jakby licytowali się, kto pierwszy dopadnie Hallera. Zero zgrania, zero taktyki, zero działania zespołowego. Tahir zatęsknił za swoimi Ultimates widząc, co wyrabia ta banda indywidualistów. Nie zamierzał jednak stać z założonymi rękoma, choć na początku zwątpił w to całe zadanie i tę drużynę.

W końcu jednak udało im się pozbyć Davida, przynajmniej na jakiś czas. Gdy Legion zniknął w wielkiej dziurze, Arabian Knight spojrzał w kierunku Cyclopsa.
- Niezła robota, Summers. – skinął mu głową i wykonał gest dłonią w powietrzu. – Choć Cyclops, którego znam trochę inaczej zareagowałby na to, co się stało. Mimo wszystko gratuluję. Choć pewnie jeszcze spotkamy Hallera na swojej drodze.
Uśmiechnął się krzywo i schował sejmitar do pochwy na plecach.

Cyclops mruknął coś pod nosem w odpowiedzi na słowa Persa i z powrotem założył swój wizjer.
- Racja, lepiej się zbierajmy, zanim zadziała jego zdolność regeneracji. - powiedział, czekając aż Madrox zostanie opatrzony. - Chyba nie będzie w najlepszym humorze.

- Nie uważasz, że trzeba ustalić jakiś plan? Jakiś podział obowiązków? – zapytał Tahir. – Nie lubię działać w ciemno, a to, co przed chwilą zaprezentowaliśmy, było słabe… Mieliśmy sporo szczęścia, że wyszliśmy z tego bez strat. W tym budynku może się na nas czaić ktokolwiek, a ja nie chcę zginąć przez głupotę kogoś od nas. – odruchowo przeniósł wzrok na Madroxa. – Powinniśmy mieć jakiegoś dowódcę, jak każda drużyna. Dowódcę, który będzie mieć ostatnie słowo, co do naszych działań. Jak dla mnie możesz być nim ty… spisałeś się i mogę ci zaufać. Widać, że Allach obdarował cię bystrym umysłem.
Skinął mu głową.

- Jeśli potrzebujecie kogoś do ogarnięcia przedszkola to chyba nie jestem najlepszym kandydatem. - odpowiedział Summers. - Przydałby się bardziej ktoś, komu zależy na wykonaniu misji, czy coś w tym guście.
Tak naprawdę Cyclops po prostu wolał uniknąć odpowiedzialności.

- To może od razu usiądź pod ścianą i przestań się w cokolwiek angażować. Albo najlepiej wyjdź stąd. – odparł Arabian Knight. – A jeśli mówisz o przedszkolu, to sam jesteś jego częścią. W końcu po coś los nas tutaj zesłał, prawda? Jedziemy na tym samym wózku, jesteśmy teraz jak jeden organizm… Ale chyba jednak się myliłem, nie nadajesz się na dowódcę, skoro chcesz umywać od wszystkiego ręce. – Arabian Knight posłał mu szydercze spojrzenie, po czym odwrócił się i podszedł do Madroxa, by mimo wszystko sprawdzić, co z towarzyszem. Nie miał zamiaru rozmawiać z Summersem, bo to nie był ten sam Cyclops, którego znał ze swojej rzeczywistości.

Stojąca nieopodal Jessica odkaszlnęła.
- Nieźle cię pojechał – rzuciła beztrosko. – W moim zespole dowodził Cable, a jak odszedł, każdy działał na własną rękę. Znaliśmy się, ufaliśmy sobie i nikt nikomu nie rozkazywał. Nikt nikomu nie wchodził w drogę. Jesteśmy dorośli i doświadczeni, na miłość boską. Nie potrzebujemy niańki…
- Jasne, bo się przejmę. - prychnął Summers. - Znalazł się rycerz na białym koniu.
- Oj, chyba nie jesteś dziś w nastroju. Zresztą… Chyba wszystkie twoje wcielenia zwykle nie są w nastroju – skwitowała blondynka. – Ej, Teddy, może ty chcesz dowodzić? – zapytała. – Zamiast zwalać odpowiedzialność na kogoś innego, sam się weź za to. Zresztą masz ten bajerancki zegarek, nie?
- Mam dowodzić drużynie, która najwyraźniej nie chce dowódcy ani tym bardziej być dowodzoną? – Tahir uniósł do góry prawą brew. – Z całym szacunkiem, moja droga, ale tym razem podziękuję za propozycję.
- No to skoro mamy kompromis, to skończmy ten biwak. - dodał Cyclops. - Bo inaczej zaraz zapuszczę korzenie.
- Nie wypadliśmy aż tak źle. – stwierdził Arabian Knight, odruchowo zerkając w stronę Madroxa. – Jeśli tylko wszyscy są gotowi, możemy iść dalej. Aczkolwiek nadal optuję za ustaleniem jakiejś taktyki. Jessie, ty możesz robić te swoje sztuczki i rozpraszać, o ile nie będziesz tym przeszkadzać i rozpraszać nas. – dodał, patrząc kobiecie stanowczo w oczy.
- Mogę w ogóle się nie angażować, jeśli moja obecność aż tak wam przeszkadza – westchnęła kobieta. – Albo będę nadal robić swoje, a wy się przyzwyczaicie – dodała, racząc go takim samym spojrzeniem.
- Przyzwyczaimy się… zapewne. – odparł Tahir. – Zbierajmy się, nic tu po nas. – skinął na nich.
Zobacz profil autora
Noise




Dołączył: 31 Maj 2010
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:22, 17 Cze 2010     Temat postu:


Slice & Shadow

Po chwili do wesołej gromadki dołączył również Victor, który podobnie jak przed chwilą Wolverine, musiał wygramolić się ze ściany którą rozbił jakby była zrobiona z gipsu. Kiedy stanął na korytarzu otrzepał się z tynku i odłamków muru, poprawił swoje i tak wiecznie zmierzwione włosy, a następnie podszedł do nich słuchając z kamienną miną ich sprzeczki. Powoli na jego usta wypłynął ironiczny uśmiech widząc, jak nagle szukają lidera mimo, że wcześniej sam próbował pełnić rolę takowego. Jak to się skończyło każdy pamięta, a konsekwencje ich zadufania oraz ignorancji chyba zapadły w pamięć każdemu z nich.
- Idioci...
Mruknął stając obok Shadowdeath przyglądając się reszcie krytycznym wzrokiem.

- Jako że tyczy się to również mnie, pozwolę sobie zauważyć, że lepiej pasuje słowo „indywidualiści” – uśmiechnęła się szeroko. – Co jesteś taki ponury?

- A co, mam się cieszyć, że rzucili się na zombie jak banda debili, wypięli na mnie kiedy chciałem ogarnąć ten burdel psiocząc na mnie jak dziwka której się nie zapłaciło po zrobionym lodzie, a na koniec nikt nie przyznał, że miałem pieprzoną rację. Pierdolę takie układy, prędzej włożę któremuś miecz w rzyć, niż go posłucham. Jednym słowem, będę bawił się na ich zasadach, tak jak tego chcieli. - mruknął rozeźlony i zasępił się jeszcze bardziej, po czym splótł umięśnione ramiona na piersi.

- Ach, więc o to chodzi – zamyśliła się. Zdjęła rękawiczki i schowała do kieszeni, po czym westchnęła cicho. – Nie przejmuj się, przecież to była pierwsza taka nasza wspólna misja. Następnym razem będzie lepiej, tylko trzeba się nieco poznać. Lepiej, bliżej – wzruszyła ramionami. – Obiecuję, że ja się będę ciebie słuchać, kotku – puściła mu oczko i przejechała dłonią po jego przedramieniu. Aż ją przeszedł przyjemny dreszcz.

- Mhm... - mruknął Slice spoglądając na nią jedynie przelotnie. Nie zareagował też w żaden sposób na jej dotyk, ani na pieszczotliwy zwrot jakiego użyła zwracając się do niego. Jednym słowem był chłodny i zdystansowany aż raziło w oczy, zwłaszcza po ich wcześniejszym flirtowaniu.
- Nie chcę dowództwa, zwłaszcza nad przemądrzałą kserokopiarką i Alladynem porównującym nas cały czas do swojej byłej drużyny.
To powiedziawszy, Alexander odwrócił się i najzwyczajniej w świecie ruszył wolnym krokiem na niższy poziom, z zamiarem kontynuowania misji.

- Slice, proszę – westchnęła, idąc za nim. Dłonią przetarła kark, zastanawiając się, jak się z nim dogadać. – Mamy współpracować, nie powinniśmy być wobec siebie zdystansowani. Nie chcesz dowodzić, spoko. Ja nie lubię, gdy ktoś mi mówi, co mam robić. I już się nie fochaj.

- Ja się nie focham, ja się dystansuję, żeby chociażby nie sprawdzić, jak długo kopiarka będzie w stanie robić nowe klony albo jak dobry refleks ma Turban. Poza tym i tak większość z was doskonale wie, że tylko skoordynowane działania w grupie przynoszą jakiś rezultat, a najwyraźniej każdy brnie w przeciwnym kierunku. Ja nie zamierzam psuć sobie nerwów i próbować to zmienić. - odparł starając się zachować spokój, choć w każdym kolejnym jego słowie zawarta była coraz większa dawka irytacji i złości.

- Nie wiem jak inni, ale ja to wiem… - przyznała niechętnie. – Masz rację, nie musisz się tak złościć. Jestem pewna, że w końcu dojdziemy do jakiegoś porozumienia i się zgramy. Na mnie też się gniewasz, nie? – spuściła wzrok. Nie lubiła, gdy ktoś się wkurzał, nawet całkowicie straciła humor i pewność siebie.

- O ile wcześniej nie zdechniemy wypatroszeni jak ryby wywleczone na brzeg. - mruknął pod nosem, zaraz jednak dodał słysząc kolejne słowa Jessici - To nie jest dobra chwila na takie pytania.

- Czyli tak – skwitowała. Zwolniła kroku, by móc w spokoju iść na samym końcu i przemyśleć kilka spraw. Nie za ciekawie się to wszystko zaczynało i zapowiadało.

Slice jedynie westchnął głęboko i obrócił się w tył zatrzymując na moment. Przez krótką chwilę patrzył na Shadow wzrokiem zbitego psiaka, lecz była to ledwie chwila, po której mutant odwrócił się z powrotem i po kilku krokach zeskoczył w dół...
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:33, 18 Cze 2010     Temat postu:


Jessica „Shadowdeath” Salieri

Po rozmowie z towarzyszami, Jessica wpadła w dziwny nastrój. Powoli snuła się na samym końcu, rozmyślając nad różnymi rzeczami i od czasu do czasu spoglądając na wnętrze swej prawej dłoni. Sporej wielkości blizna przypominała jej, jak kiedyś Wade wpadł na genialny pomysł po odejściu Cable’a i Domino z Six Packa. Wymyślił sobie, że pozostała czwórka powinna zostać braćmi (i siostrą oczywiście) krwi, by pozostać lojalnymi, wiernymi, oddanymi i etc. Z początku Deadeye i Gambit nie chcieli w ogóle o tym słyszeć, nawet Shadow miała pewne obiekcje, ale już wtedy szalała na punkcie Deadpoola i w końcu się zgodziła. Mało tego! Nawet użyła swych mocy, by przekonać pozostałych. Potem oczywiście wszyscy mieli jej to za złe – dłoń Wade’a zagoiła się w ciągu kilku chwil, a cała reszta męczyła się dłuższy czas. Wtedy też Jessica odkryła pewną swoją słabość – ilekroć zamieniała się w dym, będąc ranną, jej zranienie powiększało się i pogłębiało.

Westchnęła cicho, zamykając prawą dłoń w pięść i zerknęła na idącego z przodu Slice’a. Było kobiecie źle na sercu, że się na nią gniewał (sama nie wiedziała o co). Jako jedyny z tej porąbanej drużyny przypominał jej najbliższą osobę z własnej rzeczywistości. Co z tego, że Deadpool wpakował mutantce kulkę w łeb? I tak za nim tęskniła… Jess raz jeszcze zerknęła na bliznę i zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście było tak, jak pokazała Polaris. W końcu mieli umowę. Nie powinien był tego robić, ale z drugiej strony Wade nigdy nie należał do zbyt normalnych osób i zapewne po prostu o tym zapomniał.

Sama nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Zasmuciła się jeszcze bardziej.

* * *

Wysłuchała, co White Queen ma do powiedzenia, po czym pokiwała głową, że zrozumiała. Nie udało im się pójść daleko, gdy na ich drodze pojawiły się kolejne przeszkody.
- Myślenie nie jest mocną stroną blondynek – zaczęła, zerkając na Scotta. Nadal pamiętała jego wcześniejszą uwagę na swój temat – ale wydaje mi się, że możemy dość łatwo rozwiązać nasz problem. Ja ich przytrzymam po kolei, a Slice, jako najszybszy z nas, niech im pozakłada te pierdolniki na głowy. Co wy na to? Slice? – zapytała, patrząc się centralnie na przeciwników.



Musiała przyznać, że Gambit wyglądał niemal tak samo jak ten z jej rzeczywistości. Tamten Remy miał nieco inną fryzurę, był lepiej zbudowany i chodził w czarnym stroju. Który notabene bardziej mu pasował.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pią 11:09, 18 Cze 2010     Temat postu:


James

Mężczyzna nie był zadowolony z tego co sobą zademonstrowali. Owszem, zapewne każdy starał sie jak mógł, ale to nie wystarczyło. Niby wszyscy przeżyli i to w większości bez uszczerbku, ale ani prezydent Hudson, ani generał Striker nie nazwali by tego sukcesem... więc i on nie mógł tego zrobić. Nie udało im sie przyczepić neuroprzekaźnika do głowy Legiona, co znacznie ułatwiło by im sprawę w spotkaniu z kolejnymi przejętymi. Jakby tego było mało sam James został raniony w prawą rękę, co znacznie zredukowało jego przydatność bojową. Nie był to oczywiście jego pierwszy postrzał, ale nastąpił on w tak dziwnych okolicznościach... że ciężko było mu się z tym pogodzić.

James nie chciał, aby tracili czas na opatrywanie go, ale okazało się, że w tej kwestii nie miał wiele do powiedzenia - zajęto się nim i zapewniono mu zalecany w takiej sytuacji opatrunek.
Gdy już mogli udać się dalej na poszukiwania Agenta Xaviera... profesora Xaviera, ruszyli wszyscy razem. James nie chciał podsumowywać ich dotychczasowych dokonań, aby nie wpływać negatywnie na morale drużyny. Powinien był im dodać otuchy, ale tego też nie zrobił. Może nie miał ochoty z uwagi na swój stan. Na szczęście nie był tutaj przywódcą i nie musiał dbać o takie rzeczy... miła odmiana.

Co ciekawe, potem spotkali Emmę Frost... tak jakby. Niestety nie była to ta sama Emma, którą znał James. Ta tutaj zdawała się być wyprana z emocji i uczuć. James dziwnie się czół, gdy jego koleżanka nawet nie zwróciła na niego uwagi... wiedział jednak, że nią nie była - to był tylko jej odpowiednik z tego wymiaru... niestety.


W końcu trafili na przeciwników. Jessica zaproponowała plan działania, przed którym James nie zamierzał się sprzeciwiać. On i tak został wyeliminowany z listy osób przydających się - bez prawej ręki nie mógł nawet strzelać.
Skopiował sie i rozproszył swoje klony, które miały być dywersją i mięsem armatnim. Sam zaś zachował jedną kopię przy sobie i we dwóch wycofali się na tyły.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:09, 18 Cze 2010     Temat postu:


Tahir feat. Jessie

Nastroje w drużynie zmieniały się z minuty na minutę i zaczynał już mieć tego dosyć. Madrox w ogóle się nie wypowiedział w kwestii dowodzenia i zachowywał tak, jakby był nieobecny duchem. Widać mu nie zależało i Arab postanowił to uszanować. Kątem oka obserwował, jak Jessica próbuje się dogadać ze Slice’em, ale najwidoczniej nic to nie dało. Kobieta musiała wziąć to do siebie, gdyż mocno się zasmuciła. Nawet chciał podejść i zapytać, czy wszystko w porządku, ale przerwało mu pojawienie się Emmy. Sytuacja wydawała się być dość prosta i łatwa do rozwiązania – wystarczyło odłączyć Polaris i po sprawie. Mężczyzna już miał coś wtrącić, gdy pojawili się pozostali X-Men.

- A byłabyś w stanie przytrzymać więcej niż tylko jedną osobę? – zapytał Jessicę, zdejmując dywan z ramienia.
- Nawet wszystkich jednocześnie – mruknęła cicho.
- Znakomicie. – uśmiechnął się lekko i położył jej dłoń na ramieniu. Delikatne wzdrygnięcie się kobiety nie uszło jego uwadze. – Scott, osłaniaj nas.

Poczekał, aż blondynka wykona pierwszy ruch i zamierzał pomóc Slice’owi przyłączać urządzenia. Nie było sensu walczyć z przyjaciółmi, należało jak najszybciej wyswobodzić spod władzy Shadow Kinga, by znów stanęli po ich stronie. Dywan i turban miały za zadanie pomóc im w tej sytuacji. Zauważył, jak Madrox się klonuje i wycofuje. Miał nadzieję, że jego klony na coś się przydadzą i wezmą udział w podłączaniu urządzeń. Niestety, żaden z nich się nie pofatygował, by choć jedno z nich wziąć od Forge’a. Tahir zmarszczył brwi, coraz mniej mu się podobała postawa mutanta. Mieli działać jak jeden organizm, a póki co jedno z nich stało z boku. I ten głupi atak na Legiona… Co on sobie myślał? Że zwykłą bronią powstrzyma takiego przeciwnika? To, że był teraz ranny, zawdzięczał tylko swej głupocie. I bynajmniej nie zwalniało go to z obowiązków względem grupy. Zaczynał żałować, że na miejsce Madroxa Polaris nie wybrała kogoś innego, kto by się bardziej przydał. Zamiast pomocnika, będą mieć ciamajdę, którą trzeba ochraniać.
- Zajebiście… - mruknął do siebie pod nosem.

Wyciągnął sejmitar, szybkim ruchem ściągnął turban z głowy i wyrzucił przed siebie, rozwijając go w szarfę, która zdawała się żyć własnym życiem. Pierwsze uderzenie skierował w stronę Psylocke, która tutaj była bardzo podobna do Betsy, znanej mu z Ultimates. Shadow w tym czasie zmieniła się w dym i ruszyła w stronę Gambita, rozpraszając się w różnych kierunkach. Miała zamiar unieruchomić przeciwników, nim zdążą sobie (i komuś) zrobić krzywdę. Oplatała ich nadgarstki, twarze, kostki… Byle tylko dać towarzyszom możliwość i okazję do umocowania urządzeń.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach