Autor / Wiadomość

[DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:59, 12 Kwi 2010     Temat postu: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy


Etth'ariel, Tristan, Elhan, S'eon, Zahakan (post wspólny Graczy)

Gdy wracali do tawerny Etth'ariel usłyszała głośny chrzęst koło drzwi. Na ich drodze stanął krasnolud w zbroi półpłytowej z toporem u boku i pawężą na plecach. Spojrzał elfce w oczy.
- Pani Etth'ariel? - zapytał, patrząc na nią z powagą.

- T..tak - zająknęła się i niemal od razu wytrzeźwiała. - Coś zrobiłam? - zapytała lekko zaniepokojonym głosem.
- Bynajmniej - krasnolud uderzył pięścią w napierśnik tam gdzie było serce. - Jestem Zahakan Stormshield. Paladyn w służbie Clangeddina Srebrnobrodego. Poszukiwałem ciebie, pani i twej kompanii, by zaoferować swą pomoc.

- O! No to się cudownie składa, bo brakowało nam kogoś takiego jak ty! - ucieszyła się, spoglądając z uznaniem na topór i zbroję krasnoluda. - Może dołączysz do nas? Zapewne chciałbyś się czegoś dowiedzieć, więc chętnie udzielę odpowiedzi na twe pytania. I miło by było cię poznać. Ciebie też chyba ciekawi, z kim ci przyjdzie podróżować? - zapytała i przyjrzała mu się lepiej. Choć z początku się go wystraszyła, teraz wydawał się wyglądać na sympatycznego brodacza. Nie mogła się powstrzymać, by nie obdarować go serdecznym i ciepłym uśmiechem.
Krasnolud chyba też się na chwilę uśmiechnął, co można było wywnioskować po ruchu jego brody i oczach. - To się rozumie samo przez się - ustąpił drogi czarodziejce i wykonał zachęcający gest w stronę drzwi.

Półelf zmierzył przybysza uważnym spojrzeniem błękitnych oczu. Clageddin? A kto to do licha jest, na miłość Sharess? Może lepiej się nie zastanawiać. Krótkie, uprzejme skinienie głową musiało wystarczyć za przywitanie. Półelf wolał uniknąć podawania ręki... Po przywitaniu Tristana była obawa, że krasnal połamie szermierzowi palce. - Elhan Bladebite - słowa dobiegające zza naciągniętego na twarz kołnierza były przytłumione, przez co głos zniekształcony. Po tym zdawkowym przedstawieniu własnej osoby ze strony najemnika zapadło milczenie. Ich pracodawczyni póki co była jedyną osobą upoważnioną do prowadzenia dyskusji na temat ich zadania. Takie w każdym razie zdanie miał Elhan.
Tropiciel spojrzał z uniesioną prawą brwią na krasnoluda, który pojawił się przed nimi. Brodacz zakuty był w niezłe blachy, co od razu przywodziło na myśl, że jest kimś więcej niż tylko wojownikiem. Jednak tropiciel nie znał się na tym zbytnio, wszak wielu mężów nosiło dobre zbroje. Chwilę później wyjaśniło się, że jest paladynem.
- Zwą mnie Tristan, krasnoludzie. - uśmiechnął się delikatnie i skinął głową wyciągając prawicę. - Miło mi cię poznać, dawno żem nie rozmawiał z reprezentantem twego ludu. Chodź, napij się z nami, powinien być jeszcze jakiś stolik wolny. Dobrze, że się nie zastanawiałaś nad przyjęciem pomocy od tego zacnego męża, Etty. Przyda nam się z pewnością ktoś taki jak ty, Zakahanie. Siadaj i mów, co ci zamówić, Piwo? - zaproponował. Po chwili przeniósł wzrok na czarodziejkę. - Ale ty już dzisiaj nie pij, Etty. Nie na twoją głowę takie wycieczki po karczmach. - szturchnął ją lekko w bok.
- Muszę ci przyznać rację, Tristanie - westchnęła czarodziejka. - I to w każdej poruszonej przez ciebie kwestii.

- Piwo jeno tęgiej głowie służy - mruknął krasnolud cicho i westchnął.

Usiedli, ponownie, przy stoliku, a Etth'ariel zerknęła jedynie na S'eona, czekając, aż ten również się przedstawi i przywita. Przy okazji wyjęła fretkę, by zwierzątko miało trochę swobody.
Zahakan skinął głową półelfowi i tropicielowi. - Czołem - rzucił krótko. Był zadowolony z przyjęcia go przez resztę. Zdawali sobie dobrze sprawę z tego, że brakuje im ciężkozbrojnego i potrafili docenić towarzystwo takowego. Mieli więcej oleju w głowach niż przeciętni, którym chyba siła trzymająca każde stworzenie przy ziemi chyba przesunęła mózg nieco niżej, dokładniej w okolice krocza... lub stóp.
- Nie pijam piwa, chyba że jest naprawdę dobre. Znaczy jak na standardy powierzchni - mruknął do Tristana. - To, co popełniają niektórzy barmani tutaj powinno uchodzić za herezję... U nas za mieszanie piwa z dowolną inną substancją zapewne przykuliby barmana za nogi do mostu nad jakaś rozpadliną i pozostawili jego rozmyślaniom na dzień lub dwa - stwierdził krasnolud "Osobiście jednak zalecałbym nasmarowanie miodem i zamknięcie w klatce z naćpanym niedźwiedziem, ale mamy tam pod ziemią deficyt niedźwiedzi, trza by w górach nałapać..." dodał w myślach. - Więc proszę zrecenzuj mi ten trunek nim się zdecyduję na kupno, a wiedzieć ci trzeba, że krasnolud z klanu Stormshieldów za swoje pije i "postawienie piwa" jeno od przyjaciół od lat przyjmuje - zaznaczył "Albo jeśli piaty dzień nie miał piwa w gębie" pomyślał, przypominając sobie wuja Kragona. Samo przelotne wspomnienie rozwichrzonych włosów, obłędnego spojrzenia i szaleńczym krzyku niczym okrzyk bojowy "PIIIWAAAA!!" przyprawiło krasnoluda o ciarki na plecach, a właśnie tak wyglądał jego nieszczęsny krewny, gdy górnicy wyciągnęli go po pięciu dniach z częściowo zawalonego chodnika. Wspomnienie jednak zniknęło równie szybko co się pojawiło i Zahakan kontynuował. - Byś mej odmowy nie wziął przypadkiem za afront jakiś, hmhm... - Zahakan pogładził się po brodzie. Szczerze wątpił, by ktoś tu orientował się w zwyczajach jego rodziny. Lepszym pomysłem było więc poinformować zawczasu by uniknąć nieporozumienia.
- Jednak wracając do tematu interesującego nas wszystkich... słyszał kto jakieś pewniejsze, lub sprawdzone informacje na temat tego dworku? Jestem tu tyle czasu, że nawet pięciu kufli nie uszłoby osuszyć w tym czasie, a o moje uszy obiło się już więcej plotek niż pcheł na kundlu.
- Wybacz, Zahakanie, zamyślenie przyćmiło moje maniery. - półelf ukłonił się lekko w stronę krasnoluda - Jestem S'eon. Tutejsze piwo, podobnie z resztą jak inne trunki, zapewne nie umywa się do tych, które mogłeś pić w swoich stronach, ale alternatywą jest równie wątpliwej proweniencji woda, więc pozostanę przy chrzczonych trunkach. - zaśmiał się

- Czołem - Zahakan skinął głową S'eonowi. - Jak mam do wyboru piwo z paskudną wodą lub samą paskudną wodę to wezmę już to drugie - mruknął Krasnolud w odpowiedzi.
- Obawiam się, że wiemy niewiele. Ale zasiądźmy, a Etth'ariel z pewnością opowie Ci wszystko co wie o zamku. - spojrzał na nią, jakby sprawdzając, czy rzeczywiście mógł mówić o pewności.

- Mój wuj może wiedzieć co nieco więcej o tym miejscu, zamierzamy go z Etth'ariel zapytać o to. - rzucił Tristan. - Ale to pewnie pod wieczór, jak już będziemy w domu. Czarodziejka gości u nas. Myślę, że skoro mamy odważnego, ciężkozbrojnego krasnoluda w naszym przedsięwzięciu, można będzie wyruszyć jutro z rana... co sądzisz, dziedziczko zamku? - uśmiechnął się do półelfki. Nie mógł usiedzieć na miejscu na samą myśl o wspaniałej wyprawie. Wreszcie zaczynało się coś dziać. - Radziłbym zabrać cały ekwipunek, jaki macie - w stronę Czarciego Wzgórza dzień drogi konno, a nie wiemy, co tam spotkamy. Masz jakiegoś kuca, krasnoludzie? - spojrzał na Zahakana, który w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. - A wy wierzchowce? - po chwili przeniósł wzrok na S'eona i Elhana. - Bo pieszo to jakieś dwa dni, a weźcie pod uwagę, że jak tam dotrzemy na nogach, to pewnie będziemy nieźle zmęczeni. My z czarodziejką mamy dwa rumaki, dobrze by było, gdybyście wy również je posiadali... - Tristan rozłożył się wygodnie na krześle. Dziewczyna westchnęła.

- Mam za sobą długą drogę i szczerze mówiąc miałam nadzieję, że choć parę dni tutaj odpocznę, nim znów mnie ktoś wciśnie w siodło - skrzywiła się. - A tym bardziej nie uśmiecha mi się tam iść na nogach! - oburzyła się. - Tristanie, czy gdybyśmy pogonili konie, udałoby nam się dotrzeć do zamku przed zmrokiem? Bardzo, ale to bardzo nie lubię spać pod gołym niebem - utkwiła w nim błagalne i pytające spojrzenie.

- Zależy, czy droga upłynie nam spokojnie - jeśli w czasie podróży nie natrafimy na żadne atrakcje, to myślę, że jeśli pogoni się konie, to późnym popołudniem powinniśmy być na miejscu. Mamy Kythorn, wieczory są długie i ciepłe, więc będziemy mogli się jeszcze rozejrzeć... No chyba, że wcześniej wyskoczy na nas banda gnolli, orków albo innego tałatajstwa... - tropiciel leniwie wzruszył ramionami. Krasnolud zaś na wzmiankę o orkach mruknął tylko coś niezrozumiałego na temat kiepskiego trawienia u bogów i "wypierdków Grumsha", co chyba było jego opinią o pochodzeniu orków.
- Gnolle? Orki? - czarodziejka przełknęła głośno ślinę. - Chyba coraz mniej się cieszę z tego spadku. Jestem zaledwie uczennicą Mistrza Magii i przyjechałam w te strony, by zebrać potrzebne mu składniki z żyjących w tych lasach pająków - wyjaśniła, swoją wypowiedź kierując chyba bardziej do krasnoluda. - "Mierz siły na zamiary", tak mi zawsze powtarzano. Poza tym wolałabym, abyśmy nikogo i niczego nie spotkali. Nie lubię krzywdzić innych istot.
- Nie mówię, że kogoś spotkamy, Etty. - powiedział spokojnie tropiciel. - Tylko że jest taka ewentualność. Ale nie musisz się obawiać, przecież jestem ja, jest nasz dzielny krasnolud, S'eon.. nawet Elhan jest. - puścił jej oczko uśmiechając się szeroko. - Więc myślę, że byśmy sobie poradzili nawet jakby nam coś na trakt wyskoczyło. Poza tym nie widziałaś jeszcze mojego celnego oka w akcji, więc pewnie dlatego się obawiasz. Co do krzywdzenia innych istot, to pewnie szybko zmienisz zdanie, jeśli jakaś 'istota' będzie chciała cię zjeść, albo nadziać na włócznię.
- Jeśli tą istotą będzie ork, to będzie miał zmartwienie o wiele większe niż twoje oko, a będzie wściekły krasnolud sztuk jeden - powiedział Zahakan. - Świat to dzikie miejsce i im szybciej się do tego przyzwyczaisz, Etth'ariel, tym lepiej - zwrócił się do półelfki. - Też kiedyś miałem takie zdanie - wolałbym wszystko załatwić spokojnie i bez rozlewu krwi, ale już wiem, że tak się z reguły NIE DA. Poza tym pokojowe rozwiązanie wcale nie musi być najlepsze. Dlatego poświęciłem życie służbie właśnie u krasnoludzkiego boga wojny - Clangeddina Srebrnobrodego - wyjaśnił. - Gdy ramię trawi gangrena należy je uciąć - mruknął już ciszej, raczej do siebie niż któregokolwiek z towarzyszy.
Półelf słuchał ich rozmowy w skupieniu, zastanawiając się, czy przyłączenie się do tej wyprawy, a nawet sam przyjazd do Cienistej Doliny, były najlepszymi pomysłami, jakie przyszło mu realizować. Nie przerażała go wizja walki z gnollami, orkami, czy pająkami, problemem było przyjęcie ogólnego dyskomfortu wynikającego z tej eskapady. Chwilowo postanowił odsunąć swą niepewność i włączyć się do rozmowy.
- Ja też nie przepadam za nocowaniem w dziczy, wolałbym tego uniknąć, ale wydaje mi się, że nasze wierzchowce podołają jednemu dniu zwiększonego wysiłku. Mam zaufanie do swojej Orchidei, nie zawiodła mnie nawet w cięższych sytuacjach.
- Moja Esmeralda nie należy do zbyt odważnych klaczy, pewnie ma to po swojej pani - Etth'ariel uśmiechnęła się przepraszająco. - Coś wymyślę, żebyśmy nie musieli spać na ziemi i marznąć - puściła S'eonowi oczko.
- Jeśli poza rozsądnym podejściem do sytuacji zagrożenia Esmeralda przejęła od swojej pani też energiczność, to powinna bez problemu poradzić sobie z tą trasą, nawet w zdwojonym tempie. - uśmiechnął się - W każdym razie, decyzja należy do ciebie, Etth'ariel.
- Mój Piorun na pewno nie zamierza dalej sztywnieć w stajni wuja. - uśmiechnął się tropiciel popijając przyniesione przez karczmarza piwo. - Tak jak i jego pan, ten rumak stworzony jest do działania. Dlatego obaj tak dobrze współpracujemy w polu. W przypadku tropiciela niezmiernie ważne jest porozumienie między nim a zwierzęciem, którego dosiada... Choć i tak część obowiązków spada tylko na mnie. - posłał zebranym przy stole krzywy uśmiech. - Ale uwielbiam tę adrenalinę, gdy skradam się w pobliże wroga, by ocenić sytuację. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, bym się mylił... dlatego wciąż jestem jeszcze wśród żywych i możemy pić razem za powodzenie naszej misji. - łyknął piwa.
- Muszę sobie kupić jakiegoś artyleryjskiego... - mruknął Zahakan. - Ale ostrzegam, ze nie jeździłem od paru lat i zawsze bardziej od najwygodniejszego nawet siodła pod tyłkiem wolałem twardy grunt pod nogami. Przy okazji muszę kupić bandaży i medykamentów, chyba ze ktoś tu takowe ma i potrafi się nimi posłużyć - krasnolud spojrzał po zebranych.
- Ja mam cały zestaw mikstur leczniczych. Na rany, choroby, trucizny i nawet na paraliż - odezwała się Etty.
- O dobrze, ale złamania trzeba czymś usztywnić, krwawienie-zatamować, a zakażenia-zdezynfekować. Kupię niezbędnik jutro z rana - powiedział Zahakan. - Oczywiście żywię nadzieje, że nie będzie potrzebny. Poza tym jak do diaska używa się mikstury na paraliż? Sparaliżowana osoba nie może przecież się jej napić, bo jest sparaliżowana! - zauważył krasnolud. - Chyba, że to jakaś maść czy coś...
- Nie. To zwój z zaklęciem - odpowiedziała. - Wybacz, że się źle wyraziłam.
- No właśnie mi to nie pasowało - mruknął krasnolud uśmiechając się na chwilę.
- Trzy klacze i jeden ogier... Tymora musi nas nienawidzić - jęknął nagle Elhan.
- Ogier będzie zachwycony - mruknął Zahakan i wzruszył ramionami.
- Jeźdźcy nieco mniej - padła odpowiedź najemnika.
- Też byłbym zachwycony na miejscu mojego Pioruna! - Tristan uśmiechnął się szeroko. - Nie wiem, w czym widzicie problem, bo ja takowego nie dostrzegam. - zaśmiał się i mrugnął do S'eona porozumiewawczo.
S'eon dyskretnie uśmiechnął się do Tristana, by po chwili znów ubrać twarz w wyraz zainteresowania rozmową o wierzchowcach. Myślami był jednak zupełnie gdzie indziej.
- Będziesz widział, gdy twój Piorun zrzuci naszą piękną półelfkę z jej klaczy - odparł Zahakan, oglądając się na Etth'ariel.
Czarodziejka wyglądała na nieco zdziwioną całą rozmową, a raczej jej tematem i zupełnie niezorientowaną. Przyglądała się po kolei każdemu, zastanawiając, o co im może chodzić.
- Ale dlaczego miałby mnie zrzucić? Nie jest ułożony? - zapytała.
- Myślę, że Zahakan ma na myśli rzeczy, o których nie rozmawia się w towarzystwie dam, Etty. - Tristan uśmiechnął się, patrząc na długobrodego.
Zahakan uniósł brew. - Tja - rzucił krótko. Najwyraźniej ta półelfka przegapiła ten moment w życiu gdy ktoś ją uświadamia, jak sprawy wyglądają. "Jeśli przy jakiejś okazji wyskoczy z bocianem, albo znajdowaniem dzieci w kapuście to stracę wiarę w półelfy" pomyślał.
Półelfka westchnęła i skupiła się na swoim kompocie, czując, że nie nadąża za rozmową.
- Ty naprawdę nie masz absolutnie żadnego pojęcia o co nam chodzi? - bąknął Zahakan, widząc reakcję półelfki.
- Nie - odpowiedziała po chwili namysłu. - Nie znam się na koniach, ani tym bardziej na męskich żartach - wzruszyła ramionami. - Mój Mistrz był... jest chyba na to za stary i za poważny.
"Samo "Za stary" by wszystko tłumaczyło" pomyślał krasnolud.
- Ostrzegam Tristanie, moja Stokrotka bardzo kopie, gdy ma do czynienia z natarczywym ogierem. Nie chcę mieć na sumieniu ani ciebie, ani twojego ogiera, ani siebie. Wystarczy mi jeden lot pod niebo na całe życie - odezwał się najemnik. Westchnął. Należało przeszukać pamięć, by dobrać słowa... W końcu znów się odezwał.
- Jeśli nie chcesz by twoja klacz się oźrebiła, Etth'ariel, pilnuj by nie zbliżała się za bardzo do Pioruna. Ze źrebną klaczą jest naprawdę dużo problemów na trakcie. A nie sądzę, by mając aż trzy klacze pod nosem Piorun chciał bezkrytycznie słuchać swojego pana - mruknął. To było chyba najdłuższa wypowiedź Elhana w czasie ich krótkiej znajomości.
- Czyli nie masz zielonego pojęcia skąd się biorą dzieci? - zapytał krasnolud. Widział Rozpacz siedzącą w kącie i szczerzącą do niego swoje szablaste zębiska. "To takie relikty jeszcze istnieją..." pomyślał. U nich się nie pieprzyli z takimi rzeczami. Dzieciak wiedział skąd się wziął w momencie gdy o to zapytał... lub raczej chwile po tym, rodzicowi zabrało chwilę na odpowiedź.
- Na wiosnę bociany latają... - bąknęła niepewnie dziewczyna. - Mistrz mówił, że jak się dwoje ludzi bardzo kocha, to takie rzeczy się zdarzają - wzruszyła ramionami. - Ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać? Mamy nieco inny cel.
Krasnolud westchnął, trąc brwi. - Słuchaj, wszyscy faceci w tej karczmie z chęcią zapoznaliby cię z praktyką, wiec ktoś powinien zawczasu zaznajomić cię z mechanizmem działania i teorią - mruknął. - Powiedz mi kiedy mam cię doedukować, bo o bocianach i takich rzeczach to mówi się paroletnim dzieciom, jeśli nie ma się dość inwencji by wytłumaczyć im jak na prawdę sprawy stoją - mruknął krasnolud. Zaczął podejrzewać, że jej mistrz był standardowym magiem książkowym, a kobiecą pierś widział po raz ostatni w wieku niemowlęcym gdy karmiła go matka.
- Znaczy... ja... no... - Etth'ariel zająknęła się. - Może w czasie drogi - westchnęła zrezygnowana. Miała ochotę się zapaść pod ziemię, bo chyba przed chwilą powiedziała coś niemądrego. A przecież nie można być super inteligentnym w każdej dziedzinie.
- Mhm... - mruknął krasnolud. Rozejrzał się po ludziach w tawernie. Pogładził brodę. - Na wszelki wypadek.. zakładajac, że jakiś jegomość będzie ci robił problemy po drodze do pokoju... zobowiąż mnie do odstawienai cie pod same drzwi domu najlepiej - mruknął. Ludzie tu mieli różne plany co do tej kobiety. Spełniała trzy warunki. Była ładna, samotna i miała ziemię na własność. Krasnolud chciał mieć pewność, że żaden z tych idiotów nie zrobi czegos kreatywnego w ich urzekająco poroniony sposób. W momencie gdy Etth'ariel zobowiąże go do dostarczenia ją pod dom bedzie mógł takowym "architektom nagłych związków" skopać fundament.
- Skoro uważasz, że powinnam tak zrobić, to zgoda - skinęła głową krasnoludowi, po czym zwróciła się do Elhana. - Ale co koń Tristana ma do tego? Źrebaki mi niepotrzebne.
Zahakan westchnął. - Wytłumaczę ci po drodze jutro - powiedział, pokazując gestem, by Elhan sobie darował dalszą debatę na ten temat.
Elhan siedział na swoim krześle z miną osobnika ciężko poturbowanego psychicznie, podpierając głowę dłonią. Najwidoczniej dzielił opinię krasnoluda na te tematy. Jak to dobrze cieszyć się posiadaniem rodziców, którzy dbają o edukację swoich dzieci... I o to by zbyt szybko nie zostać dziadkami.
- Śmiało krasnoludzie. W razie czego służę pomocą. Nie martw się, nie mam wobec niej żadnych nieczystych zamiarów - odezwał się jeszcze.
- Założyłem to na wstępie, półelfie - odparł krasnolud. "Z twoimi zdolnościami komunikacji miałbyś kłopot z poderwaniem kulawej pomywaczki, przyjacielu" dodał w myślach. "Twarzyczką tylko nadrabiasz... i to nie całą jeszcze, bo ciekawi mnie co tam chowasz pod tą szmatką"

Tristan przez dłuższy czas poświęcał uwagę fretce, karmiąc ją i mówiąc coś do niej po cichu, jednocześnie jednym uchem przysłuchiwał się rozmowie między Elhanem, krasnoludem i Etth’ariel. Trzeba było przyznać, że czarodziejka była naprawdę osobliwą personą, jednak rozmowa o dzieciach i tym podobnych sprawach, nie należała do ulubionych tematów tropiciela, dlatego po prostu się nie odzywał słuchając, co reszta ma do powiedzenia. Zresztą, Sean był tak absorbujący, że młodzian z pewnością się nie nudził.

- Rozmowa schodzi na tematy, które póki co nijak mnie nie dotyczą i nie interesują, więc jak dla mnie moglibyśmy się już zbierać do domu wuja, Etth’ariel. – uśmiechnął się lekko. – Chyba, że chcesz zostać z tymi panami do wieczora i poznawać od strony teoretycznej cud narodzin? Ja mam jeszcze trochę innych spraw. – rzucił, po czym wraz z Seanem podniósł się z siedziska. – Idziesz, czy zostajesz? – spojrzał na nią.

- Chyba wolę już iść - odpowiedziała Etty, która najwidoczniej nie czuła się najlepiej w czasie tej rozmowy. Temat nie pasował zbytnio czy coś... - Zahakan mnie odprowadzi i przy okazji będzie wiedział, gdzie mnie jutro szukać. Byle nie z samego rana - spojrzała na brodacza i uśmiechnęła się do niego. - Miłego wieczoru i do zobaczenia niebawem!

Zahakan skinął głową, pożegnał się z resztą kompanii ruchem ręki i wyszedł wraz z półelfką.
- Do zobaczenia jutro - pożegnał się Elhan, skinąwszy przy tym głową. Posłał czarodziejce spojrzenie błękitnych oczu. Krótkie. Tak mógłby patrzeć rodzic na swoje dziecko - z rozczuleniem. Zaraz jednak, jakby nigdy nic zajął się poprawianiem pasków przy ubraniu.
- Do zobaczenia - wtrącił S'eon, który zdawał się puszczać mimo uszu próby uświadomienia Etth'ariel. Miał nadzieję opuścić to miasteczko jak najszybciej. Został przy stoliku, machając na pożegnanie opuszczającym tawernę, zastanawiając się, czy Elhan również zakwaterował się w tym przybytku.
- Muszę chyba skrócić u gospodarza czas zakwaterowania - mruknął Elhan do siebie. - Ale wpierw miska z wodą i mydło - mamrotał, wstając ze swojego miejsca. Na delikatnej twarzy półelfa malowało się zmęczenie.

Półelf skierował się do swojego pokoju, wcześniej zamawiając balię z gorącą wodą i mydło. S’eon natomiast pozostał przy stoliku, popijając trunek i zastanawiając się nad obecną sytuacją. Czarodziejka wraz z krasnoludem i tropicielem wyszli z karczmy, kierując się w stronę domu Archibalda.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Pon 15:54, 12 Kwi 2010     Temat postu:


Zahakan, Etth'airel i (milczący) Tristan:

Gdy wyszli z tawerny Zahakan rozpoczął wykład.
- Dobra, rozumiem, ze biologicznych różnic miedzy mężczyzną a kobietą też nie znasz hm? Znaczy w budowie organizmów? - zapytał. Chciał mieć pewność.
- Znaczy... no znam. Widziałam Tristana bez koszuli - odparła cicho półelfka i się zarumieniła.
- No chodzi mi o dolna połowę raczej - mruknął krasnolud. - Dobra, więc słuchaj. Często mówi się, ze facet myśli tym co ma między nogami. Dlatego, ze tam ma coś w rodzaju takiego małego, włochatego worka, w którego środku znajdują się jądra - pokazał dłońmi mniej więcej rozmiar czegoś co z trudem zmieściłoby się w kubku. - Nawet dorośli ludzie, nie wiedzieć czemu znajdują masę słów zastępczych dla organów płciowych tak w ogóle. Wiec nazywają to "jajami", "klejnotami" i czym tam jeszcze. Każdy facet ma dwa jądra w jednym takim woreczku. Druga część męskiego organu płciowego to penis. Jest mniej więcej taki długi - pokazał rękami nieco ponad 20 cm. i Taki gruby - pokazał palcami ok 4 cm. - No ty masz z kolei pochwę, nie muszę ci chyba opisywać. Jak chcesz to dziś sobie zobacz dokładniej jak pójdziesz do łóżka. Na te części też wymyślono niemało określeń, ale wszystkie, lub zdecydowana większość jest wulgarna więc przemilczę - Krasnolud dał półelfce chwile na przetrawienie.
- No skoro wiesz już czym, to teraz powiem jak - Zahakan kontynuował. - Skoro wiesz, ze twój organ nazywa się pochwa to już zapewne domyślasz się jak to działa. Facet wkłada penisa w pochwę kobiety i musi trochę poruszać w te i wewtę. Jak osiągnie odpowiedni poziom podniecenia to dochodzi do tak zwanego wytrysku. Tu się robi trochę trudniej, wiec pozwól, że uproszczę - powiedział krasnolud, by uniknąć stwierdzenia, że sam nie do końca rozumie jak z czegoś tak małego, że nie da się tego zobaczyć może powstać taki kawał krasnoluda jak on. - Z takiej małej dziurki na końcu penisa wypływa biały płyn. Jeśli on dotrze w twoim ciele gdzie trzeba to zachodzisz w ciążę. Zakładając oczywiście że jesteś w trakcie swoich dni płodnych, które, jeśli dobrze pamiętam, trwają parę dni przed twoim okresem - wzruszył ramionami. Przestał się tym specjalnie interesować, gdy został paladynem.
- A, byłbym zapomniał. Jeszcze parę kwestii praktycznych. Cała czynność nazywa się seksem - rzucił jeszcze.
- Gdy uprawiasz seks po raz pierwszy to z reguły boli, nazywa się to rozdziewiczeniem. Po prostu dziewczyna traci dziewictwo, wiąże się to z jakąś błoną tam w środku - wskazał dół. - W twoich drogach rodnych. Istnieją jeszcze sposoby by uniknąć zajścia w ciążę, bo istoty rozumne często uprawiają seks dla samej przyjemności z tego płynącej. Chyba powiedziałem wszystko, nie? - spojrzał na tropiciela. - Jakieś pytania? - zapytał półelfki.
- To wszystko... brzmi... dziwnie - stwierdziła Etth'ariel, marszcząc brwi. - Może kiedyś zobaczę, co i jak, znaczy się spróbuję. Ale sama nie wiem, czy warto. Zobaczymy - uśmiechnęła się niepewnie.
- Och sądzę, ze prędzej czy później poczujesz potrzebę - mruknął krasnolud.
- Wątpię. Bo to takie trochę... niehigieniczne. I chyba nietaktowne - skrzywiła się. - Jeszcze trzeba się rozbierać - pokręciła głową.
Zahakan się zaśmiał cicho.
- Dlatego nie kochasz się z kim popadnie tylko z kimś, komu ufasz na tyle, by się przy nim rozebrać - Zahakan machnął ręką. - Pożyjemy-zobaczymy - mruknął. - A, jeśli ktoś będzie natarczywy i nie będziesz w stanie się go pozbyć to daj mi znać. Sobie z nim pogadam... albo "pogadam" - powiedział, nim zatrzymali się przed domem Archibalda. - No jesteśmy chyba na miejscu - wskazał dom. [/i]
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:17, 12 Kwi 2010     Temat postu:


Etth'ariel, Tristan (Acid) i Archibald (MG)

Po spotkaniu z potencjalnymi nowymi współpracownikami, Etth’ariel i Tristan rozstali się z niektórymi w „Tawernie Barda” i popołudniem wrócili do domu Archibalda, eskortowani przez paladyna. Całą drogę długobrody wprowadzał czarodziejkę w arkana seksu – przynajmniej teoretycznie. Kiedy już zostali z tropicielem sami, dostrzegł na twarzy dziewczyny konsternację.
- Dość ciekawy temat, będę musiała się nad tym poważnie zastanowić i przemyśleć. Można o tym poczytać w książkach? – zapytała nagle, nim on zdążył się odezwać.
- Pewnie można… - odparł leniwie tropiciel. – Może nawet wujek ma coś o tym w swoim zbiorze. Może nawet obrazki będą. – puścił jej oczko.
- O! Poszukamy? – zapytała podekscytowanym głosem.
- Zwariowałaś? Wujek Archi ma ponad pięćset tytułów… nie zamierzam spędzić całego wieczora i nocy w bibliotece. – skrzywił się. – Idź go zapytaj, pewnie powie ci, na której półce leży.
- Dobra myśl – skinęła mu głową. – Tylko najpierw muszę znaleźć twojego wujka.
- No to chodźmy, pewnie jest w ogrodzie. – odparł, uśmiechając się pod nosem. Był ciekaw reakcji Archibalda.

Znaleźli go w ogrodzie, gdzie przycinał dziwnie wyglądające małe drzewka, równie małymi nożyczkami. Gdy tylko zobaczył dwoje młodych ludzi, uśmiechnął się ciepło i serdecznie.
- I jak się panienka czuje z nowymi wieściami na temat rodziny i zamku? – zapytał.
- Dziwnie – odpowiedziała szczerze. – Burmistrz mówił, że pierwszy mnie rozpoznałeś. Czemu nic nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Musiałem się z tym przespać, poza tym nie zwykłem pochopnie wydawać osądów. – powiedział. – I musiałem porozmawiać o tym z burmistrzem. Jeszcze raz zobaczyć obraz… Ludzka pamięć jest zawodna, a ostatni raz widziałem twych rodziców dziesięć lat temu.
- A więc dlatego tak wczoraj przyglądałeś się Etth’ariel. – uśmiechnął się Tristan.
- Chciałem się upewnić, czy mnie moje oczy jeszcze nie mylą. Wybacz, panienko, nie miałem nic sprośnego na myśli. – skłonił się. – Poza tym dziwię się, że ty jej nie pamiętasz, Tristanie.
- Ja? – tropiciel wywalił oczy na wierzch. – A z jakiej to okazji? Przecież poznaliśmy się dopiero wczoraj…
- Mylisz się, znacie się od jakichś piętnastu lat, młodzieńcze. I to co najmniej. – wujek uśmiechnął się spod wąsa. – Bawiliście się razem, wychowywaliście. Często ciągnąłeś młodą Etth’ariel za włosy. Miała wtedy dwa warkoczyki, które przywiązywałeś jej do nóg od krzesła. – zaśmiał się.
- Nie pamiętam tego. – Tristan pokręcił głową.
- Wiem, bo dużo się wtedy działo różnych rzeczy w twoim życiu. Poza tym panienka zmieniła się od tamtego czasu i ty również. Nie mogliście się rozpoznać. – spojrzał na oboje.
Przez chwilę milczała, przysłuchując się rozmowie, w końcu podeszła do Tristana i uderzyła go pięścią w łeb.
- To za ciągnięcie mnie za włosy! – powiedziała oburzona. – Może tego nie pamiętam, ale i tak ci się należy!
- Ała, oszalałaś? – potarł głowę w miejscu gdzie dostał i skrzywił się. – A podobno nienawidzisz krzywdzić innych istot. Szalona czarodziejka… - syknął, nadal rozcierając zbolałe miejsce.
- Ale za to jaka śliczna i kochana, nie? – puściła mu oczko.
- NIE! – burknął i odwrócił głowę w drugą stronę, zakładając ręce na piersi.
Wujek Archi zaczął się śmiać, gdy oboje patrzyli na siebie z dziwnym wyrazem twarzy.
- No już, wystarczy. Młodość rzadko idzie w parze z rozsądkiem, poza tym byliście dziećmi. – rzucił. – Kiedy się wybierasz na swoje włości, młoda damo?
- Tristan chce iść jutro, ale ja bym wolała jeszcze trochę odpocząć. Mam za sobą długą drogę, a twój młodzian już mnie chce wyganiać na kolejną całodniową wyprawę – rzuciła obrażonym tonem. – Można tu gdzieś wypożyczyć wóz i konia? Nie lubię spać pod gołym niebem. I nie wiadomo, czy w zamku też jest na czym spać. Więc chciałabym wziąć i zakupić jakieś pierzyny i poduszki dla nas.

- Tristan jak zwykle myśli sercem, nie rozumem. W gorącej wodzie kąpany, jak mawiają na Północy. – Archibald spojrzał na swego bratanka, a za chwilę na Etth’ariel. – Myślę, że lepiej będzie, jeśli panienka wypocznie w moim domu i dopiero gdy będzie gotowa, wyruszy w drogę do zamku. Różne dziwne słuchy chodzą o tamtych okolicach, więc lepiej być rześkim i świeżym. A tym, co gada Tristan się nie przejmuj. – uśmiechnął się. – Wypożyczalnię mamy, Tristan cię zaprowadzi, bo zna adres. Stary Klaus ma kilka dużych wozów, więc na pewno panienka coś wybierze. Tylko z woźnicą będzie gorzej… mojego bratanka do tego nie namówisz.
- Nie ma mowy, Piorun już za długo stoi w stajni. – tropiciel pokręcił głową. – Nie będę powoził żadnym wozem. Na to nie licz, Etty…
- Ojej, ale ty jesteś… - westchnęła. – Nawet jak poproszę? Tak bardzo, bardzo ładnie? – zrobiła słodkie oczka.
- Powiedziałem już, że nie! – powtórzył. – Masz dużo złota, wynajmij sobie kogoś… Chyba, że krasnolud, albo Elhan będą powozić. Ja jestem tropicielem, muszę jechać przodem, a nie siedzieć na wozie przewożącym poduchy i kołdry. Wygodnicka… normalnie jak księżniczka. – prychnął.
- Czarodziejka – poprawiła go i uśmiechnęła się szeroko.
- Jeden pies. – burknął, a potem roześmiał się.
- Jutro z nimi pogadam, może ktoś będzie chciał powozić. Wątpię, by w mieście ktoś zechciał z nami jechać, skoro nawet nikt z mieszkańców nie zgłosił się na wyprawę – wzruszyła ramionami. – No ale tym będę się martwić jutro. A teraz wybaczcie, ale idziemy z Seanem odpocząć, to był bardzo długi dzień – skłoniła się lekko Archibaldowi. Trochę się jej zakręciło w głowie, chyba nadal w żyłach dziewczyny krążyło wino.
- A ja idę trochę postrzelać za dom. – powiedział Tristan. – Muszę się nieco uspokoić i przygotować do drogi.
- Tylko nie celuj w moje okno…
- Jakbym celował, to byś dostała centralnie w swoją zgrabną pupkę. – uśmiechnął się zawadiacko.
- … - nie wiedziała, co odpowiedzieć, jedynie znów się nieco zarumieniła. – Naprawdę jest zgrabna? – zapytała po chwili, oglądając się za siebie.
- Z tego co widziałem wczoraj, jak brałaś kąpiel, to bardzo. – odparł poważnym tonem, jednak widząc jak czarodziejka zbladła, roześmiał się gromko i złapał za brzuch. – Żartowałem… żebyś widziała swoją minę. – nie przestawał się śmiać.
- A IDŹ TY ZA TEN DOM! BO ZARAZ DOSTANIESZ PIORUNEM PRZEZ ŁEB! – wypaliła, mocno poruszona tym żartem. Znów się zrobiła cała czerwona na twarzy, tym razem ze złości. Zaniepokojony Sean wyjrzał z torebki i zerknął na śmiejącego się Tristana.
- No już, nie bocz się. – szturchnął ją w bok. – Odegrałem się za ten cios w głowę. Idę postrzelać, a ty nie zapomnij zabrać od Lani kawałków mięsa dla Seana – pewnie jest głodny.
Ukłonił się wujkowi i Etty, po czym pogwizdując coś, oddalił się w kierunku stajni.
- Okropny jest – prychnęła. – A własnie, przypomniało mi się, że miałam się ciebie spytać o książkę o seksie. Tristan mówił, że powinieneś mieć taką w swoich zbiorach i może nawet będzie mieć obrazki – powiedziała bez skrępowania.
- Hmmm… tak, mam coś takiego. – mężczyzna wyraźnie wyglądał na zbitego z tropu tym pytaniem. – Czyżbyście mieli z Tristanem jakieś plany wobec siebie?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Najpierw muszę poczytać i zobaczyć, jak to w ogóle wygląda. Potem się zastanowię i jeśli się zdecyduję spróbować, to pewnie poproszę Tristana o współpracę. Myślę, że to będzie bardzo ciekawe, nowe doświadczenie, a w każdym razie na takie się zapowiada – uśmiechnęła się niewinnie.
- Skoro tak mówisz, to nie pozostaje mi nic innego, jak obdarować tą lekturą. – uśmiechnął się. – Tylko nie spiesz się z tym, moje dziecko. Są rzeczy na świecie, które mają swój czas i miejsce. Postępuj tak, jak mówi ci serce, a wszystko będzie dobrze. No ale dość moralizatorstwa, przejdźmy się.

Oboje ruszyli do domu, a następnie do sporej biblioteki na piętrze. Dwa regały stojące po przeciwległych stronach wypełniały różne księgi i książki. Archibald przez chwilę rozglądał się po półkach, chwilę później wyciągnął oprawioną w czerwoną skórę książkę. Przejrzał ją na szybko i wręczył czarodziejce.
- Oto tom, który cię interesuje, panienko. – uśmiechnął się do niej. – „Kama-sutra”, przywieziona dziesięć lat temu z Dalekiego Wschodu. Nie powinnaś się nudzić w czasie lektury. No i są oczywiście obrazki.
- Przestudiuję ją jeszcze dzisiaj, szybko czytam – odpowiedziała wyraźnie zadowolona. – Jakbym miała jakieś pytania, to przyjdę z nimi do ciebie lub twojego bratanka. Ale postaram się nie budzić was w środku nocy.
- Byłoby miło, gdyż zwykle kładę się wcześnie. – wujek zakręcił wąsa. – Ale myślę, że nie będziesz potrzebować mojej pomocy, w książce wszystko jest wyjaśnione… aż nadto. – uśmiechnął się tajemniczo.
- No to z chęcią się wezmę za lekturę od razu. Miłego wieczoru, Archibaldzie – uśmiechnęła się do rozbawionego mężczyzny i udała w kierunku swojego pokoju. Szybko znalazła Lani, którą ładnie poprosiła o skromną kolację do pokoju, ciepłą kąpiel i trochę mięsa dla fretki. Kobieta była na tyle miła, że nawet przyniosła Seanowi kilka małych kawałków ciasta, czym od razu kupiła sobie serce zwierzątka. Zbliżał się wieczór.
„Pani, czy mógłbym się przejść po posiadłości? Naglą mnie też pewne potrzeby, które lepiej by było załatwić na dworze…”
„Oczywiście, leć. Ja się wykąpię, a potem zjem kolację i pewnie trochę poczytam w łóżku, nim pójdę spać. Tylko uważaj na siebie.”
„Będę, tak jak zawsze. Nie czekaj na mnie, pójdę podpatrzeć Tristana, jak strzela. A potem pomyszkuję po domu.”
„Chyba pofretkujesz?” – uśmiechnęła się szeroko do fretki. – „Tylko bądź grzeczny i nie przeszkadzaj nikomu. Baw się dobrze, kochanie” – ucałowała go w pyszczek. – „Ja mam dziś dużo czytania, więc pewnie późno się położę.”
Sean wtulił się policzkiem w jej policzek i po chwili zniknął z pokoju, goniony nagłymi potrzebami. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, po czym przekartkowała książkę. Widząc jeden z obrazków, uniosła do góry brew i zaczęła się przyglądać, przekrzywiając nieznacznie głowę.
- Aaa… Więc o to chodzi? – mruknęła sama do siebie. Zapowiadała się długa noc, gdyż miała zamiar uważnie wszystko przeczytać. I pooglądać.
Zobacz profil autora
Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:20, 12 Kwi 2010     Temat postu:


Ulkjaar, Tristan i Etth’ariel



Ulkjaar przybył do Cienistej Doliny poprzedniego wieczora, gdy burza zaczęła szaleć nad okolicą. Nie znalazł wolnego pokoju w „Białym Źrebaku”, natomiast poszczęściło mu się w „Tawernie Barda”, choć przybytek pękał w szwach od przyjezdnych i tubylców. Zostawił Wdowę w przyzajezdnej stajni, opłacając drobną monetą chłopca stajennego, by ten doglądał klaczy, a następnie zamówił pokój i zjadł ciepłą kolację. Po niemal piętnasto-godzinnej podróży w siodle, z dwoma popasami na szlaku, był wykończony. Słońce smażyło niemiłosiernie przez cały dzień, dodatkowo męcząc podróżnika.

Następnego dnia, wojownik obudził się kuszony wspaniałymi zapachami dochodzącymi zza otwartego okna jego pokoju. Najwyraźniej nastała pora obiadowa, a pieczyste zachęcało do odwiedzenia głównej sali. Ulkjaar ciężko zwlókł się z łóżka i gdy w końcu się dobudził, wykonał serię ćwiczeń utrzymujących jego ciało w dobrej formie. Wiedział dobrze, że niedźwiedzia siła nie bierze się sama z siebie i trzeba nad nią pracować, dlatego konsekwentnie rzeźbił swoje ciało, co przekładało się na niezawodną pracę mięśni w określonych sytuacjach.

Gdy skończył, narzucił na tors błękitną tunikę i zszedł na parter, gdzie poprosił karczmarkę o miskę zimnej wody i wrócił z nią do pokoju. Podśpiewując sobie różne piosnki, które towarzyszyły mu podczas służby w „Szarych Sokołach” szorował się dokładnie – może i był tylko najemnikiem, ale pani sierżant nauczyła go dbać o higienę osobistą, poza tym sam w końcu stwierdził, że jak będzie śmierdział, to dobrego wrażenia na kimś nie zrobi. Wtórowały mu znajdujące się za oknem psy, które szczekały donośnie słysząc fałszujący ton wojownika.

Po doprowadzeniu się do stanu używalności, narzucił na tunikę kolczugę, założył pas ze sztyletem i zszedł na dół. W głównej sali przywitały go jeszcze ciekawsze zapachy, które pobudziły jego głodny żołądek, a kopiec ziemniaków z wielkim na pół talerza udźcem kurczaka tylko przyspieszył pałaszowanie posiłku. W międzyczasie słyszał sporo ciekawych wieści na temat jakiejś czarodziejki, która została spadkobierczynią zamku na Czarcim Wzgórzu. Ponoć szukała dzielnych mężów, którzy będą stanowić jej eskortę do posiadłości, a wojownikowi powoli kończyły się pieniądze więc warto się było nad tym zastanowić. Wśród klienteli lokalu chodziły słuchy, że zamek zamieszkany jest przez jakieś siły nieczyste, a dziedziczka chce się ich pozbyć. Ulkjaar lubił nowe wyzwania, a to zapowiadało się naprawdę ciekawie. Po skończonym obiedzie podszedł do karczmarza.

- Gdzie mogę znaleźć tę czarodziejkę, o której tyle dzisiaj ludzie prawią? – zapytał patrząc mu w oczy.
- Z tego co wiem, zatrzymała się w domu Archibalda Forlana. – powiedział gruby gospodarz. – Mieszka na ulicy Wrzosowej, taki duży biały dom z czerwonym dachem, nie będziesz miał problemu ze znalezieniem, panie.
- Dzięki, gospodarzu. – wojownik skinął mu głową i szybkim ruchem skierował się na górę.

Widząc, że na zewnątrz panuje wspaniała pogoda, postanowił udać się bez rynsztunku, zabierając z sobą jedynie broń. Rozdział się więc i na goły tors narzucił jedynie pas z mieczem, po czym zamknął drzwi i zdał klucz karczmarzowi umawiając się z nim, że jeszcze zatrzyma pokój.

Przeciskając się między ludźmi, zdecydowanie zwracał na siebie uwagę – świetnie zbudowany mężczyzna z misternie wykonanym mieczem na plecach, wyróżniał się wysokim wzrostem i tatuażami pokrywającymi jego umięśnione ramiona i kark. Chłodne spojrzenie brązowych oczu lustrowało otoczenie, gdy dwa razy zapytał o drogę do domu Archibalda. Ludzie współpracowali nienagannie podając mu dokładne dane których potrzebował. Niewiele czasu później dotarł na miejsce. Minąwszy zielony, kwiecisty ogród podszedł do drzwi i zapukał trzy razy. Po chwili otworzył mu jakiś młodzian o dziwnej, dwukolorowej fryzurze.

- Powiedziano mi, że tutaj znajdę czarodziejkę, która werbuje ludzi na swoją wyprawę. – powiedział Ulkjaar wpatrując się z góry w młodzieńca.
- Dobrze trafiłeś, ale niestety masz pecha – panienka Etth’ariel jeszcze śpi. – powiedział Tristan. – Przyjdź później, ona lubi długo dosypiać, więc popołudnie będzie najodpowiedniejsze. – uśmiechnął się lekko.
- Nie mam czasu czekać, aż się szanowna czarodziejka obudzi. Muszę porozmawiać z nią teraz. – mruknął wojownik, po czym uderzył barkiem młodzieńca i wszedł do środka. – Obudź ją, bo nie wyjdę stąd, dopóki z nią nie porozmawiam. W końcu chodzi o robotę, więc niech traktuje swojego potencjalnego pracownika z należytym szacunkiem.
- No dobra, spróbuję ją obudzić. – Tristan zatrzasnął drzwi. – Tylko mógłbyś się jakoś odziać… ona nigdy nie widziała nagiego mężczyzny.
- Nie jestem nagi, a ubieram się adekwatnie do pogody. – rzucił wojownik. – Nie przyszedłem tu świecić swoim torsem tylko w poważnej sprawie, więc będzie się musiała przyzwyczaić.
- To daj jej trochę czasu, ona dopiero wczoraj się dowiedziała, skąd się biorą dzieci. – uśmiechnął się tropiciel.
- Ta czarodziejka… Etth’ariel… ma dziesięć lat? – Ulkjaar zmarszczył brwi.
- Nie, jest już dojrzałą kobietą, ale do tej pory chyba nie było jej to do niczego potrzebne… w sensie wiadomości na temat dzieci. – młodzian wzruszył ramionami. – Tristan jestem. – podał dłoń wielkoludowi.
- Zwą mnie Ulkjaar. – wojownik skinął mu głową odwzajemniając uścisk. - A teraz leć po czarodziejkę, bo nie mam całego dnia.

Tristan jedynie zmarszczył brwi, po czym powoli oddalił się w kierunku schodów prowadzących na piętro. Kiedy stanęli pod drzwiami, rosły wojownik zapukał głośno trzy razy. Nie dało to żadnego efektu, więc ponowił pukanie, nieco głośniej. Dopiero za czwartym razem drzwi gwałtownie się otworzyły.
- No wstałam! – warknęła dziewczyna.
Zobaczyła przed sobą górę mięśni, a na wysokości swych oczu miała sprzączkę od pasa przewieszonego przez nagi tors. Uniosła wzrok. Szyja, broda, usta, nos i na samym końcu chłodne spojrzenie. Aż się cofnęła, by objąć wysokiego mężczyznę wzrokiem i przysiadła z otwartą buzią, gdy już to zrobiła. Sięgała wojownikowi zaledwie do łokcia i mocno ją to zaskoczyło…

Ulkjaar także miał ciekawy widok. Czarnowłosa dziewczyna o spiczastych uszach i czerwonych oczach wyglądała na przerażoną, gdy tylko go zobaczyła. Miała niesamowicie długie czarne włosy, chyba aż za pas, a na sobie jakąś białą koszulę nocną. Cienkie ramiączka odsłaniały ramiona, a długie do palców rękawy zasłaniały ręce od łokci w dół. Koszulka nocna sięgała kostek czarodziejki, a ona sama aż usiadła z wrażenia, widząc przed sobą niemal dwa metry mięśni. Fretka, zaalarmowana strachem swojej pani, wyskoczyła – dzielnie stając między nią a mężczyzną.
- T.. Tristan? – zapytała półelfka.
- Nazywam się Ulkjaar, nie Tristan. – mężczyzna uśmiechnął się lekko, widząc reakcję czarodziejki na swój widok. – Nie musisz się mnie pani obawiać, przybyłem tutaj, gdyż chcę wyruszyć z tobą i innymi dzielnymi wojami, jeśli takowi się znajdą – spojrzał ukradkowo na Tristana. – by zbadać twoje dziedzictwo, zamek na Czarcim Wzgórzu, o którym prawią ludzie w mieście. Masz fajne zwierzątko, czarodziejko. – Ulkjaar spojrzał z góry na fretkę, która wyglądała co najmniej komicznie przy rosłym wojowniku.
- Nazywa się Sean i jest moim przyjacielem – odpowiedziała Etty, podnosząc się z podłogi. – Wyruszamy jutro, zbierzemy się tutaj, pod domem.
- O której?
- Jak się wyśpię! – prychnęła, robiąc urażoną minę. Zza pleców wojownika doszedł ją stłumiony śmiech Tristana.
- Moje ostrze z przyjemnością będą chronić ciebie jak i twoje włości, ale oczywiście za coś trzeba jeść i spać na szlaku. Dlatego z chęcią się dowiem, ile jesteś w stanie zaoferować pani za me usługi. – nie był mistrzem targowania, ale tanio się nie cenił. Uwielbiał przygodę, niemniej pieniądze też były ważne.
- O, w końcu ktoś o to zapytał – zaśmiała się w odpowiedzi. – Aktualnie nie wiemy, czy cokolwiek zamieszkuje zamek bądź ziemie przy nim leżące, ani czy spotkamy po drodze jakiekolwiek trudności. Jeśli podróż przebiegnie spokojnie, bez walki, oferuję dziesięć sztuk złota za eskortowanie mnie do zamku i z powrotem do miasta oraz przeczesanie okolicy. Gdyby jednak doszło do jakiś problemów, wtedy do tych dziesięciu sztuk złota dołożę czterdzieści. Na wypadek gdybyśmy napotkali naprawdę bardzo kłopotliwe kłopoty, w sumie każdy z was dostanie do ręki sto złotych monet. Czy to cię satysfakcjonuje, Ulkjaarze?
- Jeśli napotkamy jakieś problemy, roszczę sobie wszystkie kosztowności jakie zgarnę na każdym ubitym trupie, dodatkowo do podziału między mnie i moich towarzyszy broni wszystko, co nie będzie należeć do twoich włości a co znajdziemy przy potencjalnych wrogach lub w drodze. – rzucił zupełnie spokojnie.
- Zgoda – skinęła mu głową. – Czy teraz mogę już wrócić do czynności, którą mi tak perfidnie i niekulturalnie przerwałeś? – uśmiechnęła się uroczo.
- Zatem mamy umowę. – skinął jej głową. – Którą rozwiązać może jedynie śmierć lub wykonanie zadania. Oczywiście nie zamierzam już przeszkadzać. Stawię się jutro w pełnym rynsztunku w umówionym miejscu i o czasie. – powiedział, po czym ukłonił się delikatnie, odwrócił na pięcie i odszedł.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:29, 12 Kwi 2010     Temat postu:


Kiedy Ulkjaar zniknął, a jego wyjście oznajmiło trzaśnięcie drzwiami, czarodziejka odetchnęła z ulgą. Zerknęła na Tristana.
- Ale niedźwiedź…
- Noo… niezły byk… - uśmiechnął się tropiciel. – Muszę przyznać, że nawet krasnolud nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak on… Może dlatego że ciągle nawijał o seksie? – Tristan przejechał dłonią po podbródku. – W każdym razie myślę, że jedziemy tam dobrą ekipą, nie powinniśmy mieć wielkich problemów… - miał zamiar jeszcze dodać „Chyba że wyskoczy na nas banda trolli”, ale postanowił, że nie będzie denerwował Etth’ariel.
- Całą noc myślałam nad tym, co mówił Zahakan – westchnęła. – Miałeś rację, że twój wujek ma książkę i to taką z obrazkami. Wygląda to nawet ciekawie, wiesz? Jest taka ilość możliwości i wariantów, że nawet mi to zaczęło przypominać moją dziedzinę. Znaczy magię. Przyjemnie się to czytało i uczyło. Może powinniśmy spróbować?
- Eee… ale że co? Że ja i ty? Że seks? – Tristan postawił oczy. – Chyba niepotrzebnie brałaś tego krasnoluda do drużyny…
- Dlaczego?
- Bo do końca wyprawy zrobi z ciebie bezwstydną ladacznicę… stary jurny buchaj…
- A to coś złego? Bo ja się dużo wstydzę, więc mi chyba nie grozi – uśmiechnęła się lekko.
Tropiciel uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Lepiej, żebyś nie rozmawiała z tym starym zboczeńcem. – powiedział. – Wyjdzie ci to na zdrowie… I nie musisz się zmieniać, jesteś wspaniała taka jaka jesteś. Znaczy się… Eee… no wiesz o co mi chodzi. – klepnął ją w ramię.
- Nie. Ale niech ci będzie – westchnęła. – Mistrz kazał mi zbierać nowe doświadczenia, ale chyba będę musiała pogadać z kimś innym. No nic, to ja wracam do łóżka.
- Lepiej gadaj ze mną, albo z tym klocem, który tutaj był… wydaje się być normalny. Nie to, co ten zboczony paladyn. – mruknął. – I S’eon też się wydaje w porządku… a z Elhanem coś mi nie gra, ale jeszcze nie wiem co… Mam dziwne przeczucie, że nie mówi nam wszystkiego.
- A mi tam oni wszyscy się wydają mili. Tylko pan „kloc” mi jakoś nie pasuje do tego całego seksu. Mogłabym tego nie przeżyć – powiedziała śmiertelnie poważnie.
- Na Torma, musimy teraz gadać o seksie? Idź spać. – powiedział Tristan. – Najwidoczniej się nie wyspałaś i coś ci się poprzestawiało… Może jak wypoczniesz, to przestaniesz myśleć tylko swoją… znaczy no… ten tego. – zakaszlał. – Dobranoc!
- Dziwny jesteś. Chyba ci seksu brakuje – pokręciła głową z politowaniem. – Do później, Tristanie – uśmiechnęła się ciepło i ucałowała go w policzek.
- Słodkich snów, Etty. – odwzajemnił uśmiech, po czym wyszedł z pokoju zatrzaskując drzwi. Czarodziejka ziewnęła, przeciągnęła się i wróciła do łóżka, zakopując się pod kołdrą.
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze 113-tej warstwy Otchłani
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:15, 13 Kwi 2010     Temat postu:


Elhan Bladebite

Balia z wodą i mydło oraz klucz. To było wszystko co półelf potrzebował tego wieczora do szczęścia. Po szczelnym zamknięciu pokoju nadszedł czas na doprowadzenie się do porządku. Wszystkie cholerne paski, sprzączki, kolejne warstwy skór i tkanin trzeba było ściągnąć. I wreszcie można było odetchnąć… Umyć się, nieco skrócić włosy.
Notes, do tej pory skrzętnie ukryty w plecaku wylądował na niewielkim stoliku. Dołączyły do niego kałamarz i pióro. Chwile natchnienia były ulotne i trzeba było je łapać póki trwały… Tym razem nie starczyło na dokończenie tekstu. - Zaraza z tym – rozległo się warknięcie w ciszy pokoju. Notes wrócił na swoje miejsce. Skreślenia wyglądały naprawdę bardzo źle na lekko żółtawych kartach… Lepiej zostawić to na później.
Noc trzeba było spędzić w koszuli i spodniach. Diabli wiedzą, jakie zwierzątka mieszkają w takich łóżkach. Lepiej nie ułatwiać im zadania.
Pierwsza spokojna noc od dawna. Wreszcie można się wyspać, odetchnąć… Odpocząć. Zanim przyszedł sen można było jeszcze posłuchać odgłosów nocy. Miła odmiana po hałaśliwych wielkich miastach Cormyru… We śnie znów słychać hałaśliwą cyrkową muzykę. Roberc wykonujący skomplikowaną ewolucję. Takie występy zapadają w pamięć…
Poranna pobudka i cała procedura z ubraniami. Parę najbliższych dni może być ciężko. Półelf ledwo odnalazł klucz od drzwi. Zbyt dobrze się spało. I zbyt mocno. Ciężko pozbyć się starych przyzwyczajeń. Wystarczy poczuć miękkie łóżko pod tyłkiem i już czujność spada…



Zahakan, Elhan i S'eon

Zahakan zszedł do głównej sali i usiadł ciężko na krześle. Zastanawiał się jakie skutki przyniesie jego wczorajszy "wykład".
Niebawem po krasnoludzie na dole pojawił się Elhan. Włosy ciasno związane do tyłu były krótsze niż wieczorem dnia poprzedniego. Nieznacznie wyostrzyło to rysy twarzy najemnika. Pozbawiona warstwy kurzu twarz była jasna. Raczej nie wystawiał się na słońce. Poza tym od dnia poprzedniego nic się nie zmieniło. Skinieniem głowy szermierz przywitał się z krasnoludem, zamawiając przy okazji jakieś śniadanie.
Zahakan też mu skinął głową. Kończył powoli się zastanawiać co wziąć na śniadanie przed podróżą. Wreszcie machnął na to ręką i zamówił chleb z wędzonym mięsem i mleko.
O ile Elhan najwyraźniej się przystrzygł o tyle Zahakan wyglądał zupełnie tak samo jak poprzedniego dnia, nie licząc tego, ze jego broda wydawała się czystsza.
Na ten widok półelf aż uniósł brew. - Wędzone mięso i mleko? - padło zdziwione pytanie.
Zahakan spojrzał na niego i uniósł brew. - Mój brzuch się już przyzwyczaił do takich połączeń - mruknął krasnolud i wzruszył ramionami. - Mleko ma więcej wartości odżywczych niż woda
Mina półelfa wyrażała szczerą wątpliwość co do walorów smakowych takiego połączenia. Pół biedy zsiadłe mleko, ale mleko?
Zahakan odpowiedział mu znudzonym spojrzeniem. - Chcesz jeszcze coś dodać, to dodaj, bo stoisz jakby ktoś ci wpakował kij od szczotki gdzie nie trzeba... a i wspomnij, że mówi ci to paladyn - zaznaczył, po czym dokończył jedzenie pieczywa i mięsa. Przełknął i zaczął pić mleko.
- Smacznego - padła niepewna odpowiedź na słowa Zahakana. Nie zamierzał nawet próbować takiego połączenia. Nie w tym życiu. Na śniadanie poprosił o zwykłą jajecznicę i chleb. Zapił zwykłą wodą. - Paladyn czy nie... Dziwne nawyki żywieniowe... W każdym razie w moich stronach - mruknął w zamyśleniu, gdy śniadanie było już wspomnieniem.
- Dawno temu stwierdziłem, że jeśli będę podążał za nawykami całe życie to się znudzę - mruknął krasnolud i westchnął. - Trzeba będzie jeszcze pogadać z naszą pracodawczynią o kwestiach płatności - mruknął krasnolud.
- I kiedy ruszamy - padło. - Ciekawe co znajdziemy na miejscu - pytanie zapewne nurtowało wszystkich chętnych do wzięcia udziału w wyprawie.
- Niezły bajzel - odparł krasnolud. - Jeśli wpierw dworek stał opuszczony, a potem wprowadziło się do niego jakieś tałatajstwo, to chyba co do tego nie można mieć wątpliwości. Szczególnie jesli to gobliny albo jakieś inne zielone szkodniki. Wtedy trzeba będzie bardzo uważać by się nie poślizgnąć
Pytające spojrzenie było właściwie jedyną odpowiedzią na słowa krasnoluda.
- No chyba nie myślisz, że zagnieździł się tam jakiś duch? - mruknął paladyn. - Tak, już to widzę. Wędrującego upiora z tobołkiem na plecach. "O opuszczony dwór, tu się zapuszczę" - krasnolud pstryknął palcami. - Takie rzeczy to w bajeczkach. To pewnie jakieś zwierzęta lub pseudozwierzęta. A skoro są żywe, to znaczy, ze muszą jeść, a skoro jedzą to muszą też... - pokazał ruchem dłoni półelfa i uniósł brew. Zahakan chyba próbował zmusić rozmówcę do myślenia i naprowadził go na trop owego tajemniczego czegoś, na czym można się poślizgnąć.
- Nie mówiłem ani słowa o duchu - mruknął spokojnie. - Mówiłeś o goblinach. O ile wiem, nie są to zwierzęta. I raczej wątpię by srały po korytarzach. Stąd moje zdziwienie dotyczące ślizgania się po zielonych szkodnikach - padła bogata w treść odpowiedź. Elhan rzadko stosował dosadne wyrażenia, ale skoro krasnal miał go za idiotę, należało wyłożyć wszystko jak dziecku.
Zahakan spojrzał na półelfa. - Masz o nich za wysokie mniemanie - pokręcił głową.
- Jak ostatni raz je spotkałem to nawet się odezwały - mruknął. - To pozwala mi sądzić, że jest w nich choć minimum intelektu - mruknął wracając do swojego zwykłego sposobu mówienia. Dobór słów zdradzał staranne wykształcenie... Przynajmniej w tym aspekcie.
- Widzisz, zależy na jakich trafisz. Po drodze tu widziałem kobolda barda - krasnolud wykonał bezradny gest rękoma. - Jeśli, gdy wejdziemy tam do środka, poczuję odór goblińskiego ekskrementu to będę wiedział, na który typ trafiliśmy - wzruszył ramionami.
- Aż tak dobrze znasz się na goblinach? - padło pytanie.
- Miałem do czynienia z tymi zw... istotami - mruknął krasnolud. - Z orkami też. Śmierdzą gorzej, ale nie srają po korytarzach, jak to juz określiłeś.
- Mam w takim razie nadzieję, że obejdzie się bez ich smrodu - padła odpowiedź.
Zahakan wzruszył ramionami. - Byłoby miło, gdyby nie śmierdziało, ale nawet jeśli okaże sie, że natrafimy na coś dostatecznie inteligentnego, by nie robić pod siebie, ale niedostatecznie inteligentnego, by przed nami zwiewać, to i tak będzie śmierdzieć krwią gdy to zabijemy - wzruszył ramionami.
- Jak szybko posprzątać, to szybko wywietrzeje - padła odpowiedź wypowiedziana w zamyśleniu. - No chyba... - półelf nie dokończył zdania, a Krasnolud czekał, aż półelf dokończy zdanie...
Najemnik miał w końcu dość spojrzenia krasnoluda. - Jeśli poleje się nasza krew, nie będzie miał kto sprzątać - uzupełnił zirytowanym tonem.
- Chyba, że zrobią się głodni - odparł krasnolud.
- Pożarcie zwłok nie oznacza posprzątania bałaganu - padła odpowiedź. Ale półelf pobladł dość znacznie.
- No nie w sumie jeśli jedliby na miejscu to byłby jeszcze większy bałagan... albo jakby się pobiły o żarcie - mruknął krasnolud. Spojrzał na półelfa. - O, wybacz... - uniósł brew. - Wrażliwy jesteś jak na wojownika - zauważył. - Chyba mi nie powiesz, żeś nowicjusz.
- Powiedzmy... Że mam bujną wyobraźnię - bąknął. Musiał zamówić wino, by spłukać gorzkawy posmak w ustach.
"To było poetą zostać" pomyślał krasnolud.
- Mam nadzieję, że jeśli podczas walki z ewentualnymi bestyjkami rozpłatam któremuś jamę brzuszną i zawartość wypłynie mi pod nogi to nie będziesz miał problemów z kontynuowaniem walki - mruknął krasnolud po chwili milczenia.
- Jak nie zaczniesz opowiadać o jedzeniu tego, tudzież o możliwości pożarcia któregoś z nas, nie powinno być większych problemów - bąknął nieco niepewnie. - Szermierka... To czysta robota - dodał.
S'eon wszedł do głównej sali karczmy, momentalnie zwracając uwagę na znajome twarze, Elhana i Zahakana, do których od razu skierował swoje kroki. Ranne wstawanie nie należało do jego ulubionych cnót, zwłaszcza po dość krótkiej nocy. Spokojnie zbliżał się do siedzących przy stoliku, po drodze prosząc karczmarza o śniadanie. Gdy zajął miejsce przy ich stole, zagaił - Witajcie, jak wam minął ranek? Coś ty taki blady, Elhanie?
Półelf przywitał się skinieniem głowy. - Wolę nie poruszać już tej kwestii - bąknął Elhan. Wzdrygnął się.
- Czołem - rzucił krasnolud. - Spało się nieźle, a ranek dalej trwa. Skoczę pewnie rychło na targowisko - stwierdził, dopijając mleko. Następnie wstał i oddał kubek karczmarzowi, by znów powrócić do stołu. - Jak nastrój przed dzisiejszą drogą? - zapytał, nie wiadomo którego rozmówcę.
- Humor mi dopisuje, chyba wstałem szczęśliwą nogą. - uśmiechnął się, po czym dodał - Dzisiejszą drogą? O ile mi wiadomo, decyzja należy do Etth'ariel, a ona żadnej nie podjęła. Nie sądzę, by chciała ruszać tak późno, chyba nie podoba jej się wizja spędzenia nocy w lesie. - oparł się na krześle, zerkając w stronę karczmarza, nie mogąc doczekać się śniadania - więc nie sądzę, byśmy wyruszyli wcześniej, niż jutrzejszego poranka.
Krasnolud spojrzał pod stół, na krótką chwilę, gdy S'eon powiedział "szczęśliwą nogą". Zahakanowi brzmiało to jak alternatywna nazwa dla jakiejś choroby polegającej na zaburzeniu ruchów nóg.
- Fakt, nie wydawała się tym pomysłem zadowolona - padła odpowiedź. - O to kiedy ruszamy trzeba będzie spytać. Sądzę, że należałoby zajść do tego Archibalda - mruknął.
- Ale z tego co słyszałem chciała też ruszać jak najszybciej - zauważył Zahakan. - Co nie zmienia faktu, że wypadałoby ją odwiedzić i zapytać co i jak. Możemy się tam udać, gdy zjesz - skinął głową na S'eona, gdy wylądowało przed nim śniadanie.
- Jeśli jednak przyjdzie jej do głowy ruszyć wcześniej, co jest całkiem możliwe, tropiciel mógł ją przekonać, że spanie w namiocie w kythornie nie jest takim złym pomysłem, to pójście do niej tak wcześnie mogłoby skończyć się rozpoczęciem wyprawy, a nie wiem jak wam, ale mi nie pasuje tak rychły wyjazd. Nie tak się umawiałem i mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, potrzebuję kilku godzin. Może lepiej przejść się do Etth'ariel trochę później, na pewno też macie coś do zrobienia przed wyjazdem. - Zerkał na zmianę na nich i w swój talerz, którego zawartość zdecydowanie go nie zachwyciła. Przywykł do innych warunków i każdy poranek w tym miasteczku na nowo uczył go życia w drodze. Paskudne posiłki były częścią tego życia i musiał to zaakceptować. Ukrył niechęć i zabrał się do jedzenia.
- Chwilowo nie mam tu nic do roboty poza zwiedzaniem. Nie mam tu żadnych interesów, innych pracodawców, ani nic - mruknął spokojnie Elhan. Zastanowił się chwilę. Machnął ręką - Dajmy pospać czarodziejce. Zajrzymy później i dopytamy - wzruszył ramionami.
Zahakan wzruszył ramionami. - To ja się przejdę na targowisko, a potem... nie wiem, może po okolicy. Pójdziemy tam jakoś po południu? - zapytał.
- Myślę, że tak. - kiwnął głową - Gdybyście za dnia przechodzili w okolicy tej karczmy, zostawcie u gospodarza informację o tym, gdzie będzie można was znaleźć. Nie wiem ile zajmie mi przygotowanie do wyjazdu, ale spróbuję was znaleźć, jak tylko załatwię swoje sprawy.
- Chętnie przejdę się z tobą krasnoludzie. Chyba kupię sobie parę rzeczy przed tą wyprawą - mruknął półelf.
Kaeleth nie potrzebował wiele czasu, by skończyć śniadanie, które nie sprawiało mu żadnej przyjemności. Wytarł usta wyjętą z kieszeni chustką, i zwrócił się do towarzyszy. - Będę musiał ruszać, postaram się uwinąć jak najszybciej. - Wstał od stolika.
- Jasne.. to my też się ruszymy, nie? - zapytał Zahakan, patrząc na Elhana.
- Tak - wystarczyła krótka odpowiedź. Elhan dopił swoje wino.
- No to bywaj - Zahakan skinął ręką S'eonowi i ruszył ku wyjściu z tawerny, poczekał, aż Elhan wyszedł za nim i razem ruszyli w stronę targowiska. Półelf planował zakupić 3 długie noże. Diabli wiedzą co ich czeka w dworzyszczu. Dobrze by było się zabezpieczyć...
- Do zobaczenia - rzucił S'eon, po czym wyszedł za nimi na zewnątrz, skręcając jednak w innym kierunku."
Zobacz profil autora
Zaknafein
Elf zamkowy



Dołączył: 13 Mar 2006
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Free City Vratislavia

PostWysłany: Wto 23:42, 13 Kwi 2010     Temat postu:


S'eon Kaeleth

Półelf wyszedł z "Tawerny Barda" i ruszył ulicą, wsłuchując się w dźwięki miasteczka. Co takiego było w głosie Elhana, że wprawiło go w podejrzliwość? Po paru minutach przestał o tym myśleć, miał na głowie parę spraw do załatwienia.
Do południa krążył po mieście, rozglądając się za podejrzanymi twarzami ludzi, którzy mogli przyjechać tu jego tropem. Wolał mieć absolutną pewność. Dokupił też owsa dla Orchidei, którą odwiedził w przykarczemnej stajni. Poświęcił nawet chwilę, by upewnić się, czy jej rynsztunek jest gotowy do wyjazdu.
Ruszył do domu Archibalda, ciesząc się kolejnym słonecznym dniem bez pogoni na plecach. Chyba był przewrażliwiony, coś musiało mu się uroić, najpewniej w wyniku traumy. Zapukał do drzwi, które po chwili otworzyła służąca. Przedstawiła się jako Lani i zaprowadziła go do pokoju Etth'ariel, nie protestował, mimo że miał zamiar najpierw porozmawiać z Tristanem. Taki obrót spraw również mu odpowiadał.

Etth'ariel i S'eon

Delikatnie zastukał w jej drzwi, próbując ustalić, czy jeszcze śpi. Zakładając, że to nie zbrodnia obudzić kogoś tak późno, zawołał - Etth'ariel? Wstałaś już?
Czarodziejka mruknęła coś niezrozumiałego, po czym wyszła z łóżka i otworzyła. - JUŻ wstałam - odpowiedziała. - Coś się stało?
- Nic poważnego. wybacz że cię budzę o tak wczesnej porze, - puścił do niej oczko - ale mam parę pytań.
- Nic się nie stało - westchnęła. - Proszę, wejdź do środka, nie będziemy rozmawiać na korytarzu - uśmiechnęła się niepewnie.
S'eon odwzajemnił uśmiech i spokojnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem dyskretnie rozejrzał się po pokoju, by uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek. Jego wzrok przez moment utkwił na książce leżącej koło łóżka, lecz nie myślał o nawiązywaniu do niej. Za progiem zwrócił się do czarodziejki - Miałaś rację, tu jest dużo przytulniej. Co z wyjazdem? Kiedy planujesz wyruszyć?
- Dziś dołączył kolejny wojownik, więc myślę, że jutro już można jechać. Ulkjaar jest wielki jak dąb i jakbym była goblinem, to bym uciekła na sam jego widok - wzdrygnęła się. Dłonią wskazała mu fotel - Może usiądziesz?
- Z przyjemnością, dziękuję. - Półelf zajął miejsce w fotelu i kontynuował. - Wybacz mi, jeśli drugim pytaniem naruszę twoją prywatność, ale chodzi o Tristana... Jak bardzo mu ufasz?
Zdziwiła się nieco. Usiadła w drugim fotelu i zamyśliła na chwilę. - Myślę, że to dobry człowiek i ufam mu jak swojemu przyjacielowi. Czemu pytasz? - spojrzała mu głęboko w oczy.
Jachu: - Nie jestem pewien, ale wiem sporo o ludzkich gestach i zachowaniach, a on... - tym razem jej spojrzenie nie było dla niego zaskoczeniem, a do intensywnej barwy jej oczu zdążył się przyzwyczaić - On ma coś dziwnego w oczach, gdy na ciebie patrzy. Coś... dzikiego.
- Dzikiego? - nie kryła zdziwienia. - Mylisz się. On się patrzy chyba miło, myślę, że mnie lubi - uśmiechnęła się uroczo.
- Obawiam się, że on sam jeszcze nie wie, co o tobie myśli, a zdaje się być dość energiczny i rwie się do akcji. Jedni powiedzieliby, że jest człowiekiem czynu, inni, że to nic ponad impulsywność, a nie mnie o tym sądzić. - Uśmiechnął się - Nie podejrzewam go o nic, ani tym bardziej o nic nie oskarżam, ale nie czułbym się dobrze ukrywając przed tobą swoje obserwacje. A one rzadko mnie zawodzą.
- Będę mieć na uwadze twoje zdanie - odpowiedziała, jakby nieco zaniepokojona. Wyglądało na to, iż trochę ją wystraszył.
- Wybacz, jeśli zepsułem ci dzień, nie powinienem był wspominać o tym, chwilę po twoim przebudzeniu, ale później mogło nie być okazji, by porozmawiać w cztery oczy. -przechylił lekko głowę -Mam nadzieję, że mi wybaczysz?
Trochę się zmieszała tym pytaniem. - Ależ... nic takiego nie zrobiłeś, nie mam czego wybaczać - odpowiedziała szybko. - Może to ja coś źle zrobiłam?
- Ależ nie, to ja wparowałem do twojej sypialni bez zapowiedzi, burząc nastrój tak pięknego dnia. - zaśmiał się, próbując rozluźnić atmosferę. - A ty, z tego co widziałem, z założenia nie robisz nic złego, nie mogłabyś być lepszą... Przywódczynią? Pracodawczynią? Jak właściwie określasz się w tej sytuacji?
- Znaczy... ja... Wolałabym się nie określać, bo to dla mnie dość nowa sytuacja. Idziemy tam razem, jak przyjaciele, którzy chcą sobie nawzajem pomóc. Jedyna różnica jest taka, że potem pewnie wy pójdziecie w swoją stronę, a ja tam zostanę. No i dostaniecie zapłatę - stwierdziła, po czym zamyśliła się nad czymś. - Nie, przywódczyni nie pasuje do mnie - pokręciła przecząco głową.
- Nie określanie budzi potrzebę nazwania. Czy przyjacielski wyjazd, by sobie nawzajem pomóc, upoważnia mnie do zdrabniania twojego imienia?
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło. Nie lubię, jak między znajomymi jest niepotrzebna granica formalności - skrzywiła się lekko.
- Więc, Ettie, - uśmiechnął się - możesz uznać ją za niebyłą. Nie będę cię dłużej kłopotał, na pewno masz plany związane z ostatnim popołudniem przed wyjazdem. - zaczął powoli podnosić się z fotela.
- Nie, nie mam - pokręciła przecząco głową. - Potem chcę pójść wynająć wóz, bo gdyby przyszło spać na dworze, nie chcę leżeć na ziemi. I mam zamiar kupić jakieś kołdry i poduszki dla nas, bo w zamku pewnie nie ma nic z takich rzeczy. A jeśli są, to zapewne niesamowicie zakurzone... - pokręciła nosem. - To chyba... dobry pomysł? No i zapasy na drogę. W końcu to wypad na dwa bądź i trzy dni. Trzeba coś jeść, prawda?
- Masz rację, to nie wypad do karczmy. - S'eon wstał i skrzyżował ręce na piersi - Jeśli potrzebujesz pomocy z zakupami, mogę z tobą pójść.
- O! To niezwykle miło z twojej strony - uśmiechnęła się radośnie. - Daj mi parę minut, to się ubiorę. W koszuli nocnej przecież nie będę wychodzić - zaśmiała się.
Uśmiechnął się i skierował kroki w kierunku drzwi. - Nie musisz się śpieszyć, raczej nie zamkną nam wozowni przed nosem.
Stał pod drzwiami ledwie dziesięć minut, gdy Etth'ariel pojawiła się w progu, wypachniona i uczesana. S'eon podejrzewał, że to zasługa magii, gdyż dobrze znał kilka cormyrskich dam, które przed wyjściem z domu potrafiły spędzić cztery bite godziny na przygotowywaniu się do wyjścia.
- Jestem. Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo? - zapytała i ujęła go pod ramię. - Trzeba zapytać Tristana, gdzie mają wozownię. Chyba że sami poszukamy?
-Spodziewałem się dłuższego czekania, widać rozmowa cię rozbudziła. Miasteczko nie jest zbyt duże, wydaje mi się, że nie musimy zaprzątać mu głowy, chyba że to czy go zapytamy, ma dla ciebie znaczenie.
- Nie, zasadniczo nie - pokręciła przecząco głową. - Damy sobie radę, zawsze też można kogoś zapytać - uśmiechnęła się do niego ciepło. - Mam nadzieję, że cię nie męczę zbytnio?
- Ależ skąd, Ettie. Jeśli nie masz nic przeciwko, ruszymy? - zapytał, spoglądając w dół korytarza
Skinęła mu głową, wyraźnie zadowolona z faktu, że ktoś jest dla niej miły i nie przeszkadza mu jej towarzystwo.
Spokojnie przeszli przez dom Archibalda, by za drzwiami usłyszeć codzienny, małomiejski szmer i stukot bruku. Powietrze pachniało tu jak w dziczy. S'eon prowadził czarodziejkę ulicą w kierunku centrum miasteczka, rozglądając się za kimś, kogo można by spytać o drogę. Po drodze nie miał zamiaru zaniedbać Etth'ariel, więc bawił ją rozmową. - Myślę, że powinniśmy zapytać karczmarza w "Tawernie Barda", zdaje się być zorientowany w okolicy i nie boi się podróżnych z innych części świata. - spojrzał na półelfkę i zapytał - Skąd właściwie pochodzisz? O zamku dowiedziałaś się przypadkiem, więc raczej nie jesteś z Dolin?
- Nie. nie jestem stąd - odpowiedziała. - Aktualnie mieszkamy z Mistrzem w Silverymoon, ale za jakiś czas się pewnie znowu przeniesiemy. Dużo podróżujemy, praktycznie co roku zmieniamy miasto. A ty? Skąd jesteś? Jak tu trafiłeś? - spojrzała na niego zaciekawiona.
Kolejne kroki zostawiały po sobie stukot butów o bruk i kolejne metry, które dzieliły ich od domu Archibalda. Za to kolejne słowa, które S'eon miał wypowiedzieć, nie mogły przejść przez jego gardło bez bólu. Mimo, że nauczył się tego nie okazywać, nie lubił wspominać przeszłości, jednak odpowiedział na pytanie Etth'ariel - Przybyłem z Suzail. Ech, to piękne miasto! Tęsknię za jego kolorami i zapachami. Tu - rozejrzał się po ulicy - jest tak szaro i brudno...
- Hmm... nigdy tam nie byłam - przyznała szczerze. - To duże miasto? Może opowiesz mi kiedyś o nim? Albo pojedziemy je zobaczyć? - zapytała, uśmiechając się ciepło. - Lubię zwiedzać. Choć chyba najpierw musiałabym się uporać z obowiązkami tutaj...
- Bardzo duże. - Zaśmiał się. Wspominanie samego Suzail nie było dla niego bolesne, a wręcz przeciwnie. Mógł o nim mówić bez przerwy. - Mógłbym ci o nim opowiadać i cały wieczór, ale nawet najbardziej utalentowani poeci rodem z tego cudownego miasta nie byliby w stanie oddać jego majestatu słowami. Jeśli moja sytuacja się nie zmieni, to może po odzyskaniu twojej własności moglibyśmy się tam wybrać, oczywiście nie przed zrealizowaniem twoich powinności wobec swojego nauczyciela.
Nie mam innych planów na ten wieczór, więc z chęcią posłucham - puściła mu oczko. - Mam taki pomysł, S'eonie. Zobaczymy, co tam się w moim zamku dzieje, zaprosimy tu mojego Mistrza, a potem pojedziemy zobaczyć twoje miasto. Z chęcią bym się zatrzymała w jakiejś dobrej karczmie, z pysznym jedzeniem, wygodnym łóżkiem i duuużą balią ciepłej wody - rozmarzyła się. Była czarodziejką i lubiła wygodę, a teraz ją nawet było na to stać. - Co ty na to?
- Pomysł jest dobry, jednakowoż kilka elementów należałoby poprawić. Nie zatrzymamy się w dobrej gospodzie, a w mojej posiadłości. Wprawdzie nie było mnie tam od jakiegoś czasu, a służbę zwolniłem przed wyjazdem, wiec obawiam się, że będziemy musieli pozostać przy posiłkach w karczmach. - Uśmiechnął się - skoro chcesz posłuchać o Suzail, to śpieszę opowiadać. To miasto o niemal mlecznobiałym bruku, pełne kolorów i muzyki. Kolorowe proporce powiewają na szpicach wież, a stragany kupców atakują oczy dobrami ze wszystkich stron świata. Ludzie ubierają się bardzo szykownie i z wyczucie, nawet służący przestrzegają prawideł swego rodzaju mody. Całe miasto jest jak obwarzanek wokół pałacu królewskiego i pałacowych ogrodów, do których zwykli ludzie wprawdzie nie mają wstępu, ale mogą podziwiać ich piękno zza płotów, które swoją drogą są arcydziełami cormyrskich rzemieślników. - Spojrzał na nią zaciekawiony - Czy na pewno nie zanudzam cię swą opowieścią?
- Ależ skąd, to bardzo ciekawe! - uśmiechnęła się serdecznie. - W tak pięknym miejscu to chyba jeszcze nie byłam, więc z chęcią je odwiedzę. Śniadania moglibyśmy jeść w domu, robię świetne naleśniki - puściła mu oczko. - Lubisz?
- Owszem, zwłaszcza ze świeżymi owocami. - lekko się rozmarzył - Opowieść skończę w swoim czasie, mieliśmy szukać wozowni, a zdaje mi się, że na tym narożniku stoi wystarczająco dużo miejscowych, by nas tam pokierowali.
- Zapytajmy - zgodziła się z nim. - A te naleśniki to masz jak w banku - dodała i ucałowała go w policzek.
- Myślisz, że Tristan ma jakieś złe zamiary wobec mnie, tak? - zapytała nagle. - Zastanawiałam się nad tym, co powiedziałeś i to jedyna logiczna rzecz, która mi przychodzi do głowy. Mogę cię uspokoić - uśmiechnęła się lekko. - To bardzo dobry człowiek. Pomógł mi, gdy zostałam zaatakowana, zaoferował nocleg i ugościł u siebie. Nie musiał tego robić, ale mimo wszystko wykazał się ludzkimi uczuciami, nie sądzę, by chciał mnie jakoś skrzywdzić - pokręciła przecząco głową. - Dziś zaproponowałam mu, że moglibyśmy razem ćwiczyć sztukę seksu, ale odmówił. Więc chyba sam widzisz, że nic mi z jego strony nie grozi - zakończyła, uśmiechając się szeroko.
- Nie mówiłem, że ma złe zamiary - potrząsnął przecząco głową - Powiedziałem, że widziałem w jego oczach coś niepokojącego, coś, czego dotąd nie widziałem, mimo sporego doświadczenia. I wydawało mi się, że powinienem ci o tym powiedzieć.
No to dobrze. Nie chcę, byś mówił coś złego na jego temat - zmarszczyła lekko brwi. - Dobrze? Jestem pewna, iż ci się coś wydawało bądź przewidziało.
- Nie znieważyłbym go publicznie żadnym niepotwierdzonym oskarżeniem, chciałem Cię dyskretnie poinformować, jedynie z poczucia powinności. Nie jestem jego wrogiem, wręcz przeciwnie, dla mnie zawsze był miły i otwarty.
- Cieszę się, że tak do tego podchodzisz - stwierdziła, wyraźnie zadowolona z jego odpowiedzi. - Lubię, kiedy każdy potrafi być miły i otwarty, kiedy można zrezygnować z niepotrzebnych i krępujących zasad... i być po prostu sobą... A właśnie, jak już będziemy w drodze, to chciałabym się ciebie zapytać... poradzić... w sprawach seksu. Bo chyba wiesz, jak to wszystko wygląda?
- Mogę ci powiedzieć to i owo - spojrzał na czarodziejkę - ale nie wiem, na ile ci pomogę.
- To i owo wyjaśnił mi już krasnolud, sporo poczytałam w książce, ale będę się chciała dowiedzieć szczegółów - zmarszczyła brwi, przyglądając mu się uważnie. W jej oczach dostrzegł zaciekawienie, żądzę wiedzy i determinację.
- Postaram się rozwiać twoje wątpliwości.
- Dziękuję! - odparła radośnie.
Miejscowi szybko skierowali ich do niedalekiej wozowni, w której czarodziejka wynajęła wóz, o którym mówiła wcześniej. Nie tracąc czasu udali się na targowisko, w poszukiwaniu pościeli.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:29, 14 Kwi 2010     Temat postu:


Kolejny dzień przyniósł z sobą wspaniałą, letnią pogodę. Słoneczko przygrzewało od samego rana, a ptaki radośnie śpiewały budząc was ze snu. Mimo, że sen niektórych z was trwał grubo ponad południe, to udało się pozałatwiać najpotrzebniejsze przed wyjazdem sprawy, z mniejszym lub gorszym skutkiem.

Etth’ariel wyruszyła wraz z S’eonem do magazynu wynajmu powozów poleconego przez Archibalda. Stary Klaus od początku rozmowy był bardzo miły, służył pomocą i nawet spuścił nieco z ceny za wynajem najlepszego i największego wozu. Oprócz tego wspomniał, że ma syna na wydaniu i jeśli czarodziejka chce, to może go jej przedstawić. Zahakan od razu zaoferował się, że może poprowadzić wóz, wypełniony po brzegi kołdrami, poduszkami i prowiantem (zakupionym na bazarze), na który składały się sery, świeże pieczywo, owoce, jakaś wędlina i jajka. Wierzchowców Etth’ariel nie wynajmowała – jej silna klacz bez problemu pociągnęła wóz, który właściwie nie był dla niej najmniejszym obciążeniem.

Wszyscy, którzy zgłosili się do tej wyprawy, zgromadzili się przed domem wuja Archibalda niemal w tym samym czasie – był więc tajemniczy najemnik Elhan (któremu udało się zakupić trzy solidne noże w dobrej cenie), wylewny tropiciel Tristan, bezpośredni paladyn Zahakan, potężnie zbudowany wojownik Ulkjaar, przystojny S’eon i sama dziedziczka zamku na Czarcim Wzgórzu, czyli Etth’ariel. Po krótkich przygotowaniach, wszyscy wyruszyli w drogę mijając machających im przy wyjeździe z Cienistej Doliny strażników bramy.

* * *

Stojące wysoko słońce grzało podróżników z niebywałą determinacją. Zabrany w podróż zapas wody pitnej szybko się kurczył przy morderczej pogodzie, która panowała wokół was. Tristan jechał na szpicy prowadząc pewnie wąskim szlakiem, choć mapa, którą otrzymał od burmistrza Cienistej Doliny daleka była od doskonałości. W końcu, wykorzystując swoje rozeznanie w terenie poprowadził resztę dobrze sobie znanym skrótem, dzięki któremu dało się zaoszczędzić sporo czasu. Czarodziejka natomiast żałowała, że wóz, który prowadził Zahakan, nie ma zadaszenia i nie może przebrać się w jakieś lżejsze ubrania. Odetchnęliście natomiast z ulgą, gdy po ponad czterech godzinach drogi w pełnym słońcu, na otwartej przestrzeni, którą znaczyły żyzne pola złotych zbóż, pojawiły się zielone lasy i zagajniki przynosząc z sobą upragniony cień. Od czasu do czasu drogę przecinał wam jakiś lis bądź wilk, niektórzy z was widzieli również czmychające w głąb poszycia wiewiórki. Było naprawdę gorąco, a powietrze zdawało się płonąć.



Nieco lepiej poczuliście się, gdy późne popołudnie przyniosło lekkie ochłodzenie. Póki co podróż mijała bez zbędnych komplikacji i niektórym z was zdawało się, że opowieści miastowych są wyssane z palca. Zerwał się lekki, północny wiatr, który orzeźwiał wasze twarze i dawał kolejne siły w podróży. Popas zaliczony kilka godzin temu zdawał się być jednak niewystarczający, gdyż konie po prostu odmawiały posłuszeństwa, zapewne przez pogodę, która panowała mocarnym berłem nad całą krainą.

Tristan, jadący przodem, im bliżej było Czarciego Wzgórza, tym więcej odnajdywał śladów goblinów, koboldów a także dzikich zwierząt, jednak ich rozproszone w różnych kierunkach świata ślady uniemożliwiały dokładne ich zlokalizowanie, ani cel podróży. Wypatrzył również inne tropy, jednak nie mógł ich rozpoznać – wiedział jedynie, iż był to opancerzony rumak, wnioskując po głębokości śladów w piaszczystym gruncie.

Gdy dzień chylił się ku zachodowi, w końcu udało wam się dotrzeć w okolice zamku, który prezentował się nad wyraz okazale. Szybko przekonaliście się, iż Czarcie Wzgórze było tak naprawdę dużym, acz niewysokim pagórkiem, na którego środku stała budowla, okalana spokojnymi wodami rzeczki.



Wyrastająca spośród płytkich wód, połączona była z lądem brukowanym mostem z trzema zionącymi czernią półkolami. Z miejsca, z którego oglądaliście twierdzę, wydawała się ona spokojnym, odosobnionym miejscem, które czekało na swego prawowitego właściciela. Dokoła panowała cisza, zmącona jedynie śpiewem ptaków i szumem drzew…
Zobacz profil autora
Acid




Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dundee
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:55, 14 Kwi 2010     Temat postu:


Tristan

Nadszedł w końcu dzień, gdy mieli wyruszyć w kierunku zamku należącego do Etth’ariel. Dzień wcześniej Tristan poznał Ulkjaara, najprawdopodobniej ostatniego członka ekspedycji i musiał przyznać, że mężczyzna zrobił na nim dobre wrażenie. Jeśli walczył tak, jak wyglądał, to wszystko rysowało się w kolorowych barwach. Choć oczywiście nie można było odrzucać ewentualności, że spotkają podczas podróży jakieś problemy.

Nie uczestniczył w wynajmowaniu przez Etty wozu, ani tym bardziej w uzupełnianiu zapasów i kupowaniu poduszek. Przygotowywał się od rana do wyjazdu, pakując w juki to, co najpotrzebniejsze. Nie zapomniał oczywiście o kilku dodatkowych cięciwach do łuku i zapasowym kołczanie strzał, który miał spocząć przy Piorunie. Oprócz tego zabrał tyle broni, ile się dało. Na temat nowych towarzyszy dało się już powiedzieć co nieco, i o ile Elhan był dla tropiciela ciężkim orzechem do zgryzienia (dziwne zachowanie i ogólne odosobnienie to nie było coś, co spotykało się na co dzień, nawet jeśli chodziło o nieufność wobec nowych ludzi), to do krasnoluda jakoś zupełnie się póki co nie przekonał. Może będzie jeszcze okazja. S’eon natomiast okazał się póki co jedynym normalnym typem w ich ekipie, choć oczywiście pozory mogły zwodzić.

W końcu wszyscy spotkali się w umówionym miejscu i mogli wyruszyć. Pogoda dawała się niemiłosiernie we znaki, co szczególnie odczuwały zwierzęta, gdyż teren momentami wiódł pod górę i był nierówny. Tristan jechał cały czas z przodu, jakieś dwieście metrów przed swoimi towarzyszami i łączył dwie funkcje – prowadził ich do celu, a także przepatrywał okolicę. Mapa narysowana przez burmistrza pozostawiała dużo do życzenia, więc w końcu tropiciel obrał drogę na skróty przez zalesione zagajniki. I to był strzał w dziesiątkę, gdyż rozłożyste korony drzew dały wszystkim upragnioną ulgę od prażącego słońca, kryjąc ich w cieniu.

Młody mężczyzna ze zmrużonymi oczami rozglądał się po okolicy, wypatrując jakiegoś zagrożenia, lecz póki co podróż mijała bez żadnych niemiłych niespodzianek. Dopiero gdy słońce powoli chowało się za horyzontem, a oni zbliżali się do Czarciego Wzgórza tropiciel odnalazł niepokojące ślady. Nie omieszkał podzielić się tą informacją z pozostałymi. Zawrócił swego czarnego rumaka i podjechał do jadących z tyłu towarzyszy.

- Im bliżej jesteśmy twojej posiadłości, Etty, tym więcej dostrzegam śladów różnych dziwnych stworzeń – wygląda mi to na gobliny, koboldy, a także jakiegoś opancerzonego rumaka, który może zwiastować jakieś większe kłopoty, jeśli to nie przypadkowy jeździec, który zgubił się w tych stronach. W sumie na to bym nie liczył. – rzucił, zerkając po twarzach towarzyszy. – Radzę mieć się na baczności, bo wygląda na to, że opowieści miastowych mogą się potwierdzić.

Dostrzegł znikającą w lesie wiewiórkę, wykręcił konia i wrócił na swoją poprzednią pozycję kierując się w stronę zamku na Czarcim Wzgórzu. Nie minęło wiele czasu, jak ich oczom ukazała się wspaniała, masywna budowla. Było cicho i spokojnie… ZA cicho i ZA spokojnie jak na jego gust. Tristan przyglądał się jej przez chwilę jakby o czymś myśląc, po czym zeskoczył z konia i dobył łuku.

- Idę się rozejrzeć, trzeba zrobić wstępny rekonesans. – powiedział do kompanów. – I proponuję zostawić nasze wierzchowce tutaj, jeśli za murami czeka na nas jakaś niespodzianka, możemy mieć problem jeśli zabierzemy z sobą zwierzęta. Poza tym wolałbym, by Piorun jeszcze pożył, jeśli przyjdzie co do czego.

Nie czekając na odpowiedź towarzyszy zniknął niczym zjawa pośród poszycia leśnego i trzymał się linii lasu próbując podbiec z zachodniej strony posiadłości (jak najbliżej się da) i ocenić, na czym stoją korzystając ze swoich umiejętności i wyszkolenia. Miał nadzieję, że uda mu się wrócić do drużyny z jakimiś ciekawymi informacjami.
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:05, 16 Kwi 2010     Temat postu:


Tristan

Zniknąłeś wśród drzew i niepostrzeżenie podszedłeś od zachodniej strony zamku. Poruszałeś się niczym duch, a twoje ruchy nie zdradzały twojej pozycji. Gdy podszedłeś dość blisko, wychylając się spomiędzy wysokich zarośli dostrzegłeś tłum małych, jaszczurowatych istotek budujących drewniane zasieki dookoła zamku. Co najmniej siedmiu, najwyraźniej podenerwowanych koboldów zabezpieczało główną bramę przed atakiem, nadchodzącym prawdopodobnie z… wnętrza zamku? Wydało ci się to co najmniej dziwne. Towarzyszyły im stada małych lub większych szczurów, które krzątały się wokół uzbrojonych we włócznie koboldów, nerwowo rozglądających się co jakiś czas..



Przyglądając się im przez chwilę stwierdziłeś, że z tej odległości z pewnością byś kogoś położył ze swojego łuku, jednak zdrowy rozsądek podpowiadał, że to mogą nie być jedyne kłopoty na drodze waszej drużyny, która czekała przecież na informacje od ciebie.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach