Autor / Wiadomość

[D&D] Motyką i mieczem vol.1

Arango
Promyczek



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:23, 05 Cze 2006     Temat postu:


Jurgen

Mężczyzna gryzł kolejne dzbła słomy i obserwował parę przy drzewie. Ze strony Zetteusza w obecnym stanie nic chyba nie groziło, już prędzej zaprzyjazni się z Królową Ziela niż zauważy Kitty. Zresztą obrzępała właśnie wstał i po umyciu skierował w stronę drzwi knajpy.
Jurgen przeciągnął się, podniósł i rozejrzał za Kateriną. Powinna już się kręcić po podwórzu ale dzisiaj wyjątkowo się spózniała. Może to i lepiej międzyczasie może Kitty gdzieś się zawieruszy i porozmawia z dziewczyną bez siostry. Chwycił za widły i zaczął przerzucać siano, by nie zawilgło.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:39, 05 Cze 2006     Temat postu:


Kitty

Gdy tylko jej stópki dotknęły ziemi puściła się biegiem za Zetteuszem. Ten mocował się z drzwiami do karczmy, lecz jakoś nie mógł wejść do środka. Widząc to dziewczyna wybuchnęła dźwięcznym śmiechem i pukając go w ramię stwierdziła:
- Karczma jeszcze zamknięta, psze pana! Za wcześnie jest... - powiedziała łapiąc jego rozbiegany wzrok i szybko nabrała powietrza w usta, nim ten się odwrócił.
- Poza tym jest pan bardzo niegrzeczny. Dobre wychowanie wymaga, by się odezwać lub chociaż spojrzeć na osobę, z którą się rozmawia. A pan nie dość że milczał, to jeszcze odwrócił się i poszedł! Karygodne! - krzyknęła głosem pełnym "dorosłego wyrzutu". - Mój brat mnie bardzo dobrze wychował psze pana i ja sobie doskonale zdaję sprawę z tych niunansów! (niuansów Wink)
Mówiąc tupała groźnie nogą i groziła Zetteuszowi palcem, a miała przy tym minę tak zawziętą, jakby samego diabła nawracała na drogę miłości i braterskiej przyjaźni. Mówiła coraz głośniej, tak że pół podwórza mogłoby ją usłyszeć, marszczyła nosek i chwilami naśladowała ton głosu karczmarki i swego brata.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Pon 20:53, 05 Cze 2006     Temat postu:


Zetteusz:

Nie dość, że drzwi do karczmy zamieniły się w ściane, to jeszcze ten kobold w sukience ciagle się wydziera. Krzyk boleśnei rykoszetował we wnętrzu czaszki. Zetteusz nie odebrał ani jednego słowa z tej wypowiedzi, ale na własną rękę zorientował się, że karczma jeszcze jest zamknieta. Minął goblinkę, spojrzał na nią i pogłaskał po łepetynce. -Jesteś lepiej wychowana niż ja....- dodał i faza zmieniła się lekko. Rastafarmer rozpoznał Kitty. -Aaa, to Ty! WYbacz, nie poznałem... takie... oswietlenie...- mówił. W tym moemncie jego ręka zczęła rosnąć i wydłużać się. -Pozwól, ze się oddalę, muszę odpocząć... i nie krzycz do mnei proszę. Słyszę równie dobrze, jak będziesz mówic o połowę ciszej.- dodał i pokaraczanił się do drzewa, o które nastepnie się oparł. -O której Twój ta karczma się otwiera?- zapytał Zetteusz, patrząc an zegarek elektroniczny na prawym nadgarstku, który obecnie znajdował sięgdzieś w konarach drzewa. "Co to jest "zegarek elektroniczny?"" zapytął siebie w myslach. 'Te moje fazy są juz byt chore..." pokręcił głową i poraz kolejny postarał się ujrzeć świat takim, jakim był naprawdę...
Zobacz profil autora
Arango
Promyczek



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:15, 05 Cze 2006     Temat postu:


Jurgen

Jego pracę przerwał podniesiony głos Kitty. Odwrócił się zaniepokojony z widłami w rękach, ale po chwili roześmiał na głos. Bo i scena była komiczna: mała dziewczyna wygrażająca niezbyt czystym palcem Zetteuszowi wyższemu o co najmniej stopę i cięższemu o 20kg, a ona uczy go " niunansów". Mała jednak radziła sobie niezle, biedny mężczyzna zatykał z początku uszy w końcu jednak zrejterował pod pobliskie drzewo.
Jurgen pokręcił tylko głową, Kitty robiła się coraz bardziej pyskata i zaczynała się wymądrzać. Odwrócił się i ponownie zajął przerzucaniem siana. Jego myśli krążyły na przemian raz wokół osoby siostry, raz wokół osoby Kateriny.
Zobacz profil autora
Kairon Askariotto




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:08, 16 Cze 2006     Temat postu:



Na wstępnie wybaczcie przosze ale problemy małe były ale teraz juz jest git Wink wiec dajemy
Nie wiem jak wam, ale mi się spodobała forma zabawy tu prowadzonej.
Taketa musze przyznać to pierwsze tak oryginalnie pisane posty jakie widzę .. ale może to dlatego że ja po prostu nie szukałem nigdy niegdzie Razz

Proponuje małą zabawę ... otóż możecie powiedzmy składać zamówienia na krótkiej treści informacje co byście chcieli wiedzieć o tym o tamtym, coś na wzór tego jak pisałem o karczmarzu Pod Kozim Łbem albo jak zaraz przeczytacie o Zateuszu Rastafaniście. Jeśli nie chcecie to spoko będę samu decydował co teraz będzie Razz ... jak mnie powiadamiać nie w postach ale ino w gg, tlenie PW (mało chętnie bo mi się zapycha a nie chce mi się kasować RazzWink), mailu Razz

---

Ciągnący się powoli, zdawało by się w niemalże nieskończoność, trwał i trwał i choć ludzie oraz nieludzie wszystko tak pośpiesznie starali się robić to nie byli w stanie zmienić tego. Chmurek kilka leniwie płynęło po niebie, wieszcząc iż rychłej zmiany pogody nie będzie a lekki wietrzyk, który omiatał co jakiś czas twarze mieszkańców wsi i miasteczek zdawała się tylko to potwierdzać. Nawet kurom już co poniektórym pianie się znudziło więc miast tego poczęły jak zwykle dumnym krokiem krążyć pośród co po niegdzie jeszcze po gołym wybiegu.

---

Zateusz Natasz, nazwany Rastafanistą przybył naglę i o dziwno bez większego hałasu, nie to co teraz. Nie miał przy sobie wiele, można by powiedzieć, iż bieda aż piszczała w jego imieniu, jedyne co świadczyło o nim dobrze to jego ubranie, które zdaje się być chyba nie zniszczalne bo takie perypetie wraz ze swym właścicielem przebyło co ni jedna pełna płyta temu nie sprosta. Teraz tymczasem właściciel nie dużej chatki, nieco na uboczu wsi z trzema hektarami pola na którym to naprawdę dobrej jakości pszenicę się zbiera oraz nie wielkiego poletka tuz przy domu. Poletka, na którym Zateusz ma hodowlę swego znanego wielu ziela, Ziola Don Kichota. Mało kto jednak uwierzy jak to tego biedny przybłęda doszedł. A żeby pojąc trzeba wpierw otworzyć się na paradoksy tego świata i postarać trzymać emocje na silnej wodzy. Otóż jeśli uwierzyć temu co gadają baby, bo nie od dziś wiadomo że każda cos do historii doda od siebie. Rastafanista przybył tu ze swym zielem na początku jesieni dwa i pół roku temu. Wtedy to będąc jak to nazywa w fazie podczas jednej z chłodniejszych nocy począł dobijać się do drzwi starej Ferthany, kobiety samotnej o nienajlepszym zdrowiu, wyglądzie i ogólnie rzecz biorąc paskudnym charakterze. To z tych powodów stara jędza jak ją nazywano mając już zdrowo ponad lat siedemdziesiąt każdy dzień spędzała samotnie. Co się stało po otwarciu drzwi dokładnie tego nikt nie wie zapewne nawet sam Zateusz, który po mniej jak dwóch dniach na kobiercu stał z nią właśnie, a właściwe to był podtrzymywany przez dwóch chłopa, bowiem ustać nie mógł. O tego dnia minęło niecałe cztery miesiące jak starej jędzy się podczas srogiej zimy zmarło. Wtedy to właśnie Natasz odziedziczył wszystko i w końcu z domu począł wychodzić. Mawiały swego czasu przekupy na targu że Jędza go podtruwał żeby nigdzie jej nie uciekł, lecz to tylko gadanie, tak czy siak prawdy nikt nie zna. Po tym wydarzeniu Rastafanista zaczął egzystować w Taerv pełną piersią, już pierwszego lata okazało się, iż chłop ma wiedzę i umiejętności wystarczające by stać się dobrym gospodarzem. Niestety dął się poznać i od gorszej strony, bowiem często chodząc po paleniu zioła różne głupoty wyrabiał, lecz na szczęście swoje tylko i wyłącznie groźne dla samego się. Szybko zyskał w oczach u co poniektórych, tak więc wkrótce nie było mowy o zabawie bez Ziela Don Kichota. A że mu życie tu przypadło do gustu ostał tu i żyje dalej.

---

Odszedł jeszcze lekko chwiejnym i uczyniwszy co miał uczynić ruszył teraz już pewniejszym krokiem ku wejściu Pod Kozi Łeb, Ale przeto nie od dziś znaną prawda jest iż zimna woda nie tylko zdrowa ale i animuszu doda. Gdy w końcu dotarł gdzie chciał dotrzeć, rękoma obydwoma pchnął drzwi podwójne, lecz te ni drgnęły i miast dźwięcznego skrzypu ino cichy huk się rozniósł po okolicy. Ależ czemuż dziwić się miał przeto kto otwiera gospody przed południem. Niezadowolony lekko z takiego obrotu sprawy ino odwrócił się, oparł plecami o owe drzwi i przelotnym spojrzeniem bowiem na tyko takie go stać teraz było omiótł okolice. Krótka wymiana zdań jakże bezowocna dla niego była choć może nie do końca, bowiem teraz był pewien tego, iż fazy wciąż go dręczyły. Tedy to właśnie dostrzegł ją piękna nimfę kroczącą wśród płatków róż, błąd piękność o niebieskich oczach uśmiechu zwiewnym otoczona przez małe skrzydlate istotki podążające za nią krok w krok.

---

Kitty niemalże gotowała się już ze złości słysząc porównanie do goblina, co prawda nie wiedziała jej mam główka co to było za stworzenie lecz ze starych bajań, opowieści "dzielnych wojów" którzy przybywali do Koziego Łba zasłyszała słowa. Goblin to brzydkie, zielone choć czasem i pożółkle, cuchnące nie miłosiernie, stworzenie, które nie dość, że dzikie to jeszcze jadąc miało w zwyczaju surowe mięso i to nie przebierając zbytnio we świeżości ów produktu.
Stojąc tak więc i myśląc jak już ukarze zwyrodnialca za tą zniewagę, spostrzegła zbliżającą się wolnym krokiem Katerinę, kobietę o naprawdę niecodziennej urodzie, która była jednym z obiektów nie jednokrotnych niewybrednych "żarcików" Małej.

---

Przerzucając tak siano z miejsca na miejsce w celach tylko sobie samemu na razie znanych usłyszała nagle cichy dochodzący z oddali śpiew.

-(...) a jemu jednemu
siebie cała oddam
przy odzianą w płatki tylko
płatki polnego kwiecia (...) –

Jurgen wiedział doskonale czyj to głos tą pieśń śpiewa, bowiem nie raz już jeden wsłuchiwał się w głos miękki, pieszczący nie tylko uszy, ale i duszę starszej z dwojga Karczmarek Koziego Łba.

---

Po krótkiej mowie ze strony wysokiego męża o spiczastych uszkach zostawiony samemu raz jeszcze goblin spojrzał przelotnie na swych podopiecznych wzrokiem niezbyt pobłażliwym, wszak jak się zachowały jego maluchy. Nie raz już je uczył by a to się przywitały z gościem no i na pożegnanie coś odrzekły, lecz te jakoś specjalnie sobie do serca jego nauk nie wzięły. Tylko Lancelot pod tym ciężkim wzrokiem odchrząknął coś jakby od niechcenia do dryblasa, który to mu ciągle światło przesłania.

---

Pożegnawszy się z niezwykłym golbinem, świniopasem, lingwinista bowiem ni jak w swoim nie krótkim już życiu nigdy to nie spotkał jeszcze tak płynnie mówiącego w Chondathskim podobnego mu osobnika, Gleid skierował swe kroki ku dalej ku centrum tej mieściny, licząc iż znajdzie tu w tym rolniczym zakątku nie tylko chętnych na jego wyroby ale i jakiś kąt spokojny w którym da się spędzić kilka dni najbliższych. Idąc więc we wskazanym kierunku już po chwil niedługiej ujrzał to co centrum Lorthe się zwało co w rzeczywistości było nieco większym skupiskiem domów niż do tej pory miał okazje podziwiać. Bez większych problemów wyłowił kilka kramów które to powoli, z lekką ospałością zaczęto rozkładać oraz nieco dalej za nimi jakby specjalnie przed nim ukrytą gospodę, której szyld zdobiło najzwyklejsze w świecie jabłko.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Sob 8:43, 17 Cze 2006     Temat postu:


Zetteusz Natasz:

ja jej nir porównałem na głos Razz

odpiszę później, bo nie wiem, co robić... a jak Zetteusz niewie co robić, to... <rasta> Laughing
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Sob 14:02, 17 Cze 2006     Temat postu:


Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip

Goblin przyglądał się ze znudzeniem świnkom. Robiły to co zwykle - wylegiwały się w błocie. Ze znudzeniem przeszedł za ogrodzenie, zostawiając je same. Skierował swoje drobne kroczki do obory, po resztki dla świń. Po drodze wsłuchiwał się w dźwięki dochodzące z klasztoru - zapewne trwała tam w najlepsze uczta.
"Cumulusy dzisiaj nisko się wznoszą... Będzie burza... Muszę karmić świnki szybciej, Makbet boi się huku piorunów..."
Pan Bu przyspieszył kroku i wszedł do śmierdzącej obory. Zmarszczył nos, wziął wiadro z resztkami z wczorajszej uczty i szybkim krokiem wrócił do świnek.
Wtedy spostrzegł że zapomniał wziąć z sobą książki...
Już wiedział co się z nią stanie... Podszedł do zagrody i jego oczom ukazał się straszny widok. Wieprze darły zębiskami jego księgę na strzęby nie omieszkując się głośno chrumkać i kwiczeć. "Są tak żądne wiedzy... Moje małe świnki..." - pomyślał wzruszony. Wrzucił jeszcze świniom jedzenie z wiaderka i podniósł się taki jazgot, jak od świątynnej sali, gdzie kapłani ucztowali w najlepsze...

Bu oparł się o płotek i znudzony przyglądał się świniom. Zawsze podobały mu się łaty Pandory, była taka "inna" w tym świńskim motłochu... Wieprze pewnie też to widziały, bo kiedy tylko nie jadły, lub nie spały, zajmowały się biedną Pandorą... Czasami Bu musiał siłą je odganiać, kiedy biedna świnka chciała mieć chwilę spokoju... To tak bardzo przypominało zachowanie ludzi...
Kolejna chmura przysłoniła na chwilę słońce. Nad ziemią przeszedł cień... Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip spojrzał na chmury... Jedna z nich przypominała mu goblina... Jakże podobnego, a zarazem innego od niego. Przez chwilę zatęsknił do domu...
By odegnać od siebie takie myśli, zamknął zagrodę i wyruszył w kierunku biblioteki klasztornej. Wszedł do klasztoru, była tam trochę chłodniej niż na zewnątrz, gdzie panowała niemiłosierna duchota. Odetchnął trochę zatęchłym powietrzem i ignorując odgłosy uczty dochodzące z prawego skrzydła, skierował się wprost do lewego. Przeszedł przez małe drzwi i długim korytarzem z wyliniałym dywanem, kiedyś czerwonym, teraz szarym, skierował się na małe dwuskrzdłowe drzwi (z czego jedno skrzydło było zerwane z zawiasów). Drzwi były dawnymi czasy zdobione wspaniałymi obrazami, ale teraz były na wpół spruchniałe. Bu przeszedł przez nie i wszedł do małej biblioteki. W jego nozdrza uderzył zapach starego papieru i pergaminów... Zapach, który ukochał pełnią swego życia...
Rozejrzał się po 4 regałach. Już dawno przeczytał wszystkie książki, więc nie wiedział co wybrać... Przerzucał okładkę za okładką, patrzył na grzbiety w poszukiwaniu czegoś ciekawego... Jednak nic takiego nie znajdował. W końcu podszedł do jednego z częściej używanych regałów i już sięgał po "Podręczny atlas chwastów", kiedy to do jego uszu dotarło znaczące chrząknięcie...

Odwrócił się przestraszony i... - Co Ty tu robisz śmierdzielu!? - krzyknął na niego najwyższy kapłan. Był cały purpurowy, pewnie od ilości alkoholu i brzuch wylewał mu się spod szat. Jeśli Bu nie wiedział skąd TEN osobnik wziął się teraz w bibliotece, jego wątpliwości rozwiało pojawianie się za kapłanem dziewki, ludzkiej dziewki. Jak dla Goblina była brzydka, jednakże humanoid już wiedział co się święci. Szybko, z opuszczonymi po głowie uszami wyszedł stamtąd... Zapomniał wziąć książki...
Wyszedł na zewnątrz i smutno westchnął... Był od dzieciństwa poniżany i na niego spadały najgorsze razy. Usiadł przed zagrodą dla świń, przy czym odwrócił wzrok, bo widać było, że świnie, jak kapłani, miały teraz ochotę na...
Ból egzystencjalny Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip przysłonił mu sygnały z zewnątrz. To była jedna z chwil, kiedy czuł się niewolnikiem... Był to codzienny rytuał, każdy dzień zaczynał się dla Bu od unoszenia się dumą, co potem opadało, aż w końcu, wieczorem, wszystko się odwracało. Goblin czuł wtedy, że nikomu nie jest potrzebny i nikt nie ma zamiaru się z nim zadawać. Wiedział, że to nie świat dla niego, był wyrzutkiem. Był nikim....
W oddali rozległ się huk gromu, niebo poczerniało od chmur...

- Małe, do obory! - krzyk Goblina rozległ się, w końcowej fazie zostając zduszonym przez kolejny grom. Bu złapał wierzbową witkę i jął zaganiać świnie do obórki, byleby zdążyć przed deszczem. O ile on chciał znaleźć się tam szybko, o tyle świnie, raczej nastawione anarchistycznie do swego pana, za nic miały sobie pierwsze ciężkie krople deszczu, wznoszące kurz w powietrze. Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip spojrzał na nie z wyrzutem i zaczął je okładać po zadach witką, by ruszyły kopytka z tego miejsca.
Kiedy rozpadało się już na dobre, a i Ptaki Gromu poczęły ze sobą walczyć ze zdwojoną mocą, Gioblin, cały przemoczony, dotarł wraz ze swoim oddziałem do zagrody. Zagnał świnie do koryta i zmęczony zamknął na rygiel drzwi pomieszczenia. Położył się na świerzym sianku i przymknął powieki...

Posta dokończę później... chyba, że mg (który niemiłosiernie się obija Very Happy), coś napisze Wink
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Wto 7:37, 20 Cze 2006     Temat postu:


Zetteusz:

Otrząsnął sie z resztek odurzenia i faza minęła mu doszczętnie. Raz jeszcze rozglądnął się wokół. -Kolejny cholernie nudny dzień...- mruknął i nasunąwszy kapelusz na orzy przez szpary między słomkami obserowował idącą do karczmy kobietę. Uśmiechnął się mimowolnie i oparł wygodnie o drzewo. Przeciągnął się i zdecydował, że w tak pięknych okolicznosciach natury... zaśnie w oczekiwaniu na otwarcie karczmy...
A jak mu nie dadzą spać? Myśli powiędrowały w stronę Kitty i mężczyzna się skrzywił. Jak ta mała znów mu wyskoczy z jakimiś niuniasami czy jak ona "relacje" nazwała to... niee, ta dziewczyna to prawdziwy pain in the ass. Trzeba będzie pogadać z jej bratem... trzeba bedzie coś z tym zrobić... trzeba beęędzzz... zzzzzz...
Zetteusz zasnął.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach