Autor / Wiadomość

[D&D] Motyką i mieczem vol.1

Arango
Promyczek



Dołączył: 03 Kwi 2006
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:42, 30 Maj 2006     Temat postu:


Jurgen

Wrócił do chałupy i wdział czysta koszulę. Czystą ? Może kwadrans temu. Teraz przez cały jej przód ciągneła sie mokra, brudna smuga. Westchnał rozłożył ja na łóżku i zaczął szukać w skrzyni czystej. Wszystko było przemieszane, ale w końcu znalazł jakąś w miarę zdatną do ubrania. Wyglądała co prawda jak psu z gardłu wyjęta, ale jak się nie ma co sie lubi...
Podszedł do kąta i zebrał z podłogi porzuconą sukienkę Kitty. Była zielona i dziewczyna wyglądała w niej bardzo ładnie. Trzy lata temu, teraz była za krótka i stanowczo zbyt opięta. Myśl, że ma powód do rozmowy z Kateriną rozweseliła go. Nucąc wyszedł z chałupy i zamknął skobel. Kitty pewnie pobiegła już do karczmy, bo nie było Jej na żadnym z okolicznych drzew.
Po paru minutach dotarł do karczmy. Oczywiście Kitty bezwstydnie siedziała na gałęzi i gaworzyła jak stara znajoma z jakimś pijakiem. Mijając obrzucił go chmurnym spojrzeniem, ten jednak był tak zaaferowany rozmową, że nie zwrócił na niego uwagi. Chciał wejść do karczmy, zmienił jednak zamiar. Rozłożył sukienkę w słońcu na ławce przed budynkiem i skierował sie do stajni. Będzie miał stamtąd smarkulę na oku, a widły i solidną dębową pałeczkę pod ręką.
Zobacz profil autora
Kairon Askariotto




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:10, 30 Maj 2006     Temat postu:


Na początku prosił bym wielkich dysput nie robić ... cztery posty gracza jednego na jeden MG bądź tez innych graczy ... czy to aby nie za wiele ??:Pjednym słowem proszę nie przekraczać przynajmniej na początku:P liczby 5:1 ok Wink

Panie Rastafanie tak to pana mówię raz jeszcze mi pan z zapalniczka wyskoczy a zdzielę kosa przez łeb rozumiemy się ?? proszę ze edytować i zmienić ten fragmencik ... :>


Co jeszcze postaram się co posta swojego zamieścić trochu informacji o świecie was otaczającym, no i także co nieco o was, tak więc miłego czytania i przyjemności z gry wam życzę Razz

A jeszcze jedno jak nie wiecie czegoś to walić na gg Razz ... np. jak się zwie misto czy znam go czy nie czy wiem to czy nie choć oczywiście możecie swoją wiedzę sami definować tylko z głową ... bo wymysły typu
zapalniczka są wyjątkowo nie na miejscu, łągodnie mówiąc.
Dobra koniec gadania, Gramy Wink


Grazuk tak zwał się półork, który był zarówno sołtysem jak i gospodarzem przybytku zwanego "Pod Kozim Łbem". Do Tearv przybył lat prawie trzydzieści temu i mało kto już pamięta a jeszcze mniej o tym się mówi iż był wtedy nieokrzesanym barbarzyńskim wojownikiem, który znalazł się tu tylko dla mordu i gwałtu. Dowodem tego ma być podobno schowany pod ladą jego stary topór bitewny, który ponoć na mieć nawet na sobie wciąż zaschnięta krew pokonanych przez Grazuka. Lecz złośliwy los zmienił wszystko stawiając na jego drodze Methere. Owa kobieta była córką kowala, która jeśli wierzyć pierwej pokonała go w zapasach a potem zawładnęła jego sercem. Przez pięć lat ponoć Grazuk miał starać się o jej względy z początku tak jak jego ziomkowie czynili, lecz nie widząc efektów począł zmieniać taktykę na tą bliższą ludziom. W końcu po latach oczekiwań udało mu się i przyjęła wszystko co jej ofiarował, w tym i jak zwyczaj orczy nakazywał okrwawiony łeb kozła jako oznakę pokory i wierności małżeńskiej. Lecz kto temu by wierzył, wszak takie rzeczy się nie zdarzają. Faktem jednak jest iż mają oni dwie córki starszą o dwa lata Katerin'ę oraz dwudziesto dwuletnią Jolandi'ę. O obu mówi się, iż zaraz po Mathere sa największymi skarbami ojca i obie panny poszczycić się mogą zarówno nie bagatelna urodą jak i tym iż niemalże każdy tytułuje je od karczmarek Koziego Łba. Sam półorczy ojciec często tak o nich mawia zezwalając poniekąd na takie zachowanie, bowiem o swej żonie mówi tylko w jedne sposób - Hrteki to słowo z orczej mowy, którego znacznie zna chyba tylko on i jego wybranką. Cóż więcej o nim rzecz mawia się o nim Grazuk zielony od jego lekko zielonkawej skóry, ale to normalnym w Tearv, iż każdy ma jakiś przydomek, ponoć sam półork miał taki sobie zaproponować. Słynie z uprzejmości i opanowania, a przypadki kiedy to się rozłościł na palcach jednej dłonie mogą policzyć najstarsi mieszkańcy wioski.

---

Słonce leniwie się wznosiło, jakby bez zapału, który przecie o tej porze roku winien być coraz większy, wszak za kilkanaście dni już Zielone Trawy będą, czyli kolejna okazja to módł bogów roli, zabaw i wszelkiego typu uciech płynących wraz z nastaniem wiosny. Na ulice a może raczej na ścieżki powoli poczęli wychodzić ludzie. Niekiedy całe rodziny szły raźnym krokiem w pola, choć nie obyło się i bez incydentów kiedy to nie jedne młode dziecie swój sprzeciw głośno okazywało, lecz kilka słów ciepły od matki bądź czasem i klaps od ojca pomagały i na to.
Faerun budził się do życia.

---

Słońce było zdecydowanie za nisko jak na jej lubowania, lecz teraz nawet ni myśl jedna o śnie nie przeszła by jej przez głowę a wszystko zasługą porannej kąpieli. Młoda Kitty jak ją zwać zaczęto kilka lat temu po niedługiej chwili rozpoznała Ratamanistę Zetteusz’a. Ów mężczyzna zwykle o poważnym wyrazie wąskiej twarzy i niemalże zawsze podkrążonych oczach dziś stał przed nią z rozczochraną czarną czupryną, w płóciennej kurtce co dziwne napisy miała na bakier założonej, w jednym i to zresztą dziwnym bucie. Ogólnie podsumowując stojący przed nią mężczyzna co wyglądał jak siedem nieszczęść, widać znowuż był nie swoi. Lecz nigdy nie sprawiało to problemu, ona nie patrzyła na ludzi tylko oczyma, a że strachu przed nieznajomymi nieznana to często zjednywała sobie nie jednego napotkanego wędrowca.

---

Jurgen wyjątkowym był mieszkańcem wioski tejże, bowiem o nim wszyscy poza młodą Kitty zwykli mawiać po prostu Jurgen, a że jemu to nigdy nie przeszkadzał to i tak już ostało. Szybkie tępo narzucone w drodze do gospody nigdy mu nie przeszkadzało wszak nie raz biegam tak już się udawał. Dziś jednak niesiony myślą o możliwości dłuższej rozmowy z Katerin'ą także pozwalał sobie nawet na przymykanie oczu i niesieniu przez nogi, które tą drogę lepiej niż cokolwiek innego znały. Gdy doszedł celu minął szybko siostrę i pijaka, w którym po chwili rozpoznał najmłodszego, bo ino dwu letniego mieszkańca a znanego całej Tearv, Zattusz’a zwanego Rastafanistą ze względu na jego umiłowanie i hodowlę ziela, którego moc nie raz już pomagała tutejszym. W końcu spoczął na stogu siana i patrząc z ukradka jak toczą się rozmowy Kiity z Zateuszem czekał na starszą karczmarkę Kozła.

---

Nieświadom wszystkiego co wkoło niego się dzieje Zateusz oparty o drzewo, a właściwie to już siedzący w pozycji z lekka mówiąc nieprzyzwoitej rozmawiał z jakimiś duchami, które raz po raz mu odpowiadały skądś głosy swego użyczając. I wtedy sobie przypomniał nie tylko co nieco ze wczorajszej nocy, ale i swoje postanowienie, którego znowuż nie dał rady dotrzymać.
Nie pij wina i nie ciągnij ziela naraz
Lecz to mało ważnym teraz było, ważne to iż psy, munrowi znowuż u niego byli i raz jeszcze szczodry rastafanista urządził suto zakrapianą zabawę, której co gorsza praktycznie nie pamięta.

---

Gleid jak postanowił tak i uczył, kilka kroków, jakże długich dla zwykłego człowiek się by wydawało uczynił i stojąc po chwili przy płocie z ociosanych równo i gładko belek sosny rzekł ku jak się okazało bardziej żółto niż zielono skóremu goblinowi. W między czasie, nim jeszcze pierwsze słowa padły z ust półlefa cień jego przysłonił światło kilku maciorom, które wielce nie zadowolone z faktu tego od razu dały o tym znać wszem i wobec serią głośnych piśnięć i pochrumkiwań.
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Wto 16:27, 30 Maj 2006     Temat postu:


Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip z nosem utkwionym w księdze czytał:
"(...) Wtem rozległy się dźwięki niby trąby i z lasu wyłonił się orszak królewski. Dzieci na to tylko czekały i wyciągając zza pazuchy małe nożyki szczerzyć zęby poczęły i zakradać się pośród łanów do wojaków na koniach. Jeden z nich, z przepysznego rodu Hochenzollerów, odstąpił od głównej części orszaku, by w pszenicy załatwić potrzeby złociste jak to pole. Zstąpił z rumaka ognistego, zdjął napierśnik rubinami wysadzany i jął załatwiać swoją naglącą potrzebę.
A mały Karolek, zły na dorosłych, już uśmiech diaboliczny posłał swojej kompanii. I niezwłocznie, z psim warczeniem rzucił się na rycerza, robiąc użytek z noża i..."

Nagle świnki zaczęły kwiczeć z przyjemności. Pan Bu złowił te dźwięki w jednej chwili, tylko czekał na coś, co rozerwie jego stagnację. Spoglądnął zza stronnic książki na swoją trzódkę i... oczom jego ukazał się paskudny, dwunożny wieprz, straszący jego stadko. Z gniewem na ustach wyskrzeczał do niego: - A cóż to za perfidia tak me "Sus scrofa domestica" frasować? Zawżdy trza było pozdrowić mię - stróża tych stworzeń!
Goblin spojrzał jeszcze spod okularów i starając się nie łamać etykiety, przyglądał się z ukrywaną ciekawością obcemu.
Zobacz profil autora
Kairon Askariotto




Dołączył: 14 Kwi 2006
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:15, 30 Maj 2006     Temat postu:



Mała mieścinka, Lorthe, w której Pan Bu raczył od jakiegoś już czasu przebywać <koło półtorej roku> była czymś na wzór lokalnego centrum religijnego, gdzie wszyscy już za dni dokładnie 16-ście przybędą się modlić do Chauntea’y, wielkiej bogini lata, rolnictwa, patronującej wszystkim rolnikom. I choć okazja to świetna do poznawania lokalnych zwyczajów Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip’n nie przepadał za Zielonymi Trawami. Sama Lorthe nie była czymś wielkim, koło 200 mieszkańców, z czego znakomita większość do rolnicy i ich rodziny, które z pokolenia na pokolenia tu żyją i pracują. Tu jak i w większości takich małych skupisk ludzkich wszyscy znają wszystkich i wiedzą o sobie wszystko. Niechlubnym jednak tego wyjątkiem jest Pan Bu. Bo choć ludzie tu żyjący są otwarci na przybyszy bowiem mieszkanie niemalże na trakcie handlowym miedzy dwoma krajami to jednak tyczy się to tyko i wyłącznie humanoidalnych podróżników, co zresztą mały goblin miał okazje odczuć na własnej skórze.
A miasteczku i całej zresztą okolicy przewodzi Ojciec przeor, Mokhin kapłan Chauntea, o którym wiadomo mniej niż o niektórych złych lordach, o których nie chciało by w ogóle wiedzieć. Lokalni ludzie choć uprzejmi zwykle to wobec tolerowanych wciąż są nieufni lecz i tu znowuż są wyjątki od reguły, bowiem dzieci choć uczone by tego nie robić, plotą trzy po trzy z każdym z kto je słucha bądź zwraca większą uwagę.

---

I wtedy ujrzałeś wielkie stworzenie, wysokie na co najmniej sześć i pół stopy <2 metry> i choć chude było to nie mniej widok był imponując. Odzian na brązowo od stóp po czubek głowy, słowem typowy podróżnik z pewnymi wyjątkami, bowiem na pewno nie był on człowiekiem. Choć słońce miał ze plecami a twarz ocienianą to bystrzy wzrok Pana Bu potrafił sprostać takim wyzwaniom. Lekko spiczaste uszy, dobrze ułożone, zadbane włosy, smukła i to nawet bardzo smukła twarz i do tego ten spiczasty nos. Jednym słowem, elf, przynajmniej z tym się tylko kojarzył goblinowi. Po lekko wygiętych wargach Bu wiedział, że cudzoziemiec coś do niego mówił, szkoda wielka, iż wszystko utonęło pośród świńskich odgłosów
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Wto 20:33, 30 Maj 2006     Temat postu:


Po tym, kiedy ujrzał obcego w pewnej krasie zasępił się, po swojej pierwszej reakcji i po wyglądzie elfa - spodziewał się raczej wspaniałego czarodzieja, albo myśliwego odzianego w piękne, zielone sukno.
(Pozory mylą, może to elfi książę, który tylko udaje zwykłego parobka... Zobaczę co odpowie, wtedy będę wiedział, jak daleko ma do świni)
Goblin nadal patrzył na cudzoziemca, jednakże teraz jego twarz rozjaśniła się lekkim uśmiechem. Starał się tego nie okazywać, ale z niecierpliwością czekał na dalszy ciąg konwersacji.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Wto 20:41, 30 Maj 2006     Temat postu:


Zetteusz:
MG lubi przekrecać to imię XD

..wstał wreszcie, oganiając sie od helmutów, które tańczyłe przed nim obecnie kankana. Wydobywszy się do reszty z transu podszedł do beczki na deszczówkę i stwierdziwszy, ze żaden dowcipniś się do niej nie odlał, anie nie dołożył do środka żadnej "śmieszności" przepłukał twarz, przeczesał włosy wstecz, po czym cofnął się do zwały drewan po pozostawiony tam kapelusz. Założywszy nakrycie głowy udał się znów do tej Koziej Knajpy. Trzeba się zoriencić, co się dzieje na tym, nie przymierzając, zakuprzu.
Zobacz profil autora
Taketa
Leśny Duszek Optymista



Dołączył: 22 Maj 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:12, 30 Maj 2006     Temat postu:


Ten Goblinek sprawnie zawartoscia geby wlada.
Moze jeden z tych którym język jest jak szpada.
Ale te okularki i książka w tej malutkiej łapce ?
Zabawym jest obok stadka co w błotku kłapce.
Cień na malucha rzucam niczym olszyna obfita.
Wzrostem on nie zadziwi nawet młodego hobbita.
No i ten głosik przekorny ,madry , wyuczony.
Ciekaw wielce jestem przez kogo tak wykształcony.

- A to zaiście ciekawe jest spotkać takiego kogoś jak Ty , oprowadzisz mnie mały po okolicy ? Z pewnościa głodnyś wielce. Jak wspomniałem szukam karczmy , drwala i może tartaku. Karczme na końcu pokaż gdyż z pewnościa tam na śniadanie za przysługe Cie zaprosze.


Może jeśli taktyka do żołądka prosto dążenia.
Posłuży do informacji potrzebnych wyłowienia.
Zastanawia mnie czy tu kowal mieszka wielce.
Po tej podróży chyba czas nabyć nowe kierpce.

- Powiedz mi coś o tej okolicy przeokazji, z przyjemnoscią się dowiem paru ciekawych rzeczy. Tymbardziej ze trzeba mi przewodnika chyba po tychterenach. Najlepiej drwala.
Zobacz profil autora
CoB
Panna Migotka



Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod bramy

PostWysłany: Śro 16:54, 31 Maj 2006     Temat postu:


Pan Bu, teraz już całkiem zaciekawiony rzekł do przybysza:
- O szlachetny wędrowcze, na Twą niedolę mam radę. Najsamprzód jednak uraczę Cię mym "nominis". Jam jest Karlesnopresktagnetdepilnusanaelpip z rodu Bu. W skrócie Pan Bu.
Nagle goblin fuknął i przerwał. Spojrzał na świnie - jedna z nich, szczególnie spasiony wieprz, użarł swym zaślinionym pyskiem inną świnkę. Zdenerwowany goblin zwrócił się do wieprza:
Pax! PAX! Lancelocie zostaw w pokoju Pandorę! Wszak ona nie jest wybranką Twego serca!
Kiedy wieprz trochę się uspokił Pan Bu kontynuował słowa do elfa:
- Przepraszam najmocniej za moje stadko Elfie! Nieokrzesane to stworzenia - prawie jak ludzie. A wracając do "analisis" twej frapacji... Nie jestem w stanie wyruszyć z Tobą w drogę do miasta. Trzyma mnie świątynne "praeceptio". Za to mogę opowiedzieć Ci o tym cudnym zakątku Faerunu, w którym aktualnie jesteś... Jest to mieścinka Lorthe, rojąca się od wszelakiego plugstwa - ludzi. "Pax" utrzymuje się tutaj zwykle, chociaż za dni 16 odbędą się wielkie święta ku Pani Chauntea - opiekunki każdego "agricola". Skieruj swe kroki na południe, a ujrzysz pierwsze domostwa. Dalej, mniej więcej w centrum wioski znajduje się karczma. Tam wskażą Ci drogę dalej piękny elfie!
Goblin zatrzymał się w potoku słów, dawno nie mówił tak wiele do nikogo z żywych i się zawstydził tym potokiem słów. Odwrócił wzrok od elfa i zaczął udawać zainteresowanie wylegiwaniem się świń w błocie. Mimowolnie, jakby do siebie powiedział jeszcze:
- W sercu mym tli się płomień nadziei, że Pan Elf przybędzie mnie odwiedzić po wieczornych modłach, bom ja stworzenie samotne, a mym marzeniem było poznać zwyczaje fearie! Wszakże byłbym naprawdę szczęśliwy móc ujrzeć Twe lico po raz kolejny i dokończyć "disputi"
Goblin, teraz już całkeim zmieszany, szurał stopą w błocie i świńskich odchodach, czekając na odpowiedź.
Zobacz profil autora
Taketa
Leśny Duszek Optymista



Dołączył: 22 Maj 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:50, 31 Maj 2006     Temat postu:


On rzecze mi ze disputi dokonczyc pragnie
Jesto to raczej wybitny monolog dla mnie
I tak dobrze mi to na chwile obecną wróży
Grosz się przyda na dodatkowy dzień podróży
Bede miał z obiecanego mu śniadanka.
Biedaczek chyba nie wyglodnieje tego ranka.
Chociaż sympatie budzi we mnie ta istota.
Język jegoż toć dla mnie wielka dziwota.
Nawet szlachta co mój warsztat odwiedzała.
W sposób podobny temu nigdy nie gadała.
Mam jeno jedno teraz wielkie zmartwienie.
Aby niezbyt powszechne było te seplenienie.
Żadnego interesu wtedy ubić mi się nie uda.
A mażenia okażą mi się jako mżonki i ułuda.
Pewno spotkam go dzisiaj do lasu podążając.
NIe ucieknie stąd przeto goblin to nie zająć.


- Dzięki Ci , za informacje, być może zatrzymam się tu przez tych dni 16. jeśli tak się stanie to napewno Cie jeszcze odwiedze. Do zobaczenia w przyszłości may przyjacielu.

A gdyby zostać tutaj tych dni parenaście.
Przecie byłoby ich jedynie szesnaśćie.
Zarobiłbym troche i okololicy się dowiedział.
Po podróży bym sobie w mieścinie posiedział.
A może coś ciekawego się wtedy mi przytrafi.
Zależy jeszcze co rzemieślnik lokalny potrafi.
Jego albo od niego nauczę się wiele może.
Jak wzmacniając utrzymać drewno w kolorze.
Może nawet jak te zabawne kusze się wyrabia.
U nas taką miał jedynie najmajętniejszy hrabia.
Decyzja podjeta na tę chwile jest oczywista.
Odpoczne i zarobie aż sakwa będzie kulista.

Jedno ino po glowie nieustannie mi chodzi.
Co oznacza ów PAX o którym on zawodzi.

Kroki me ku karczmie lokalnej skieruje.
Moze tam ktoś coś dobrego wymedrkuje.
Kowala,Cieśle,Drwala i stolarza szukając
Szybko do nich trafie tak plan obmyślając.[/url]
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:58, 05 Cze 2006     Temat postu:


Kitty

Zakończywszy w końcu swój monolog, oczekiwała jakiejś odpowiedzi lub reakcji współczucia ze strony tego "śmiesznego pana". Jednak ku swemu zaskoczeniu stwierdziła, że jej wcale nie słuchał! Zaczerwieniła się ze złości i poczęła gramolić się na dół, by mu dać kilka lekcji dobrego wychowania. Nim jednak zeszła na niższą gałąź, farmer zniknął w drzwiach karczmy. Kitty powiedziała bardzo brzydko (ciesząc się że Jurgen'a nie ma w pobliżu, bo zawsze się gniewał, gdy mówiła jak ci panowie z karczmy) i kontynuowała swą drogę na dół. Czasem jej sukienika zadzierała się stanowczo zbyt wysoko do góry, ale to było nawet dobre dla interesów karczmarza. Takie widoki mogły w krótkim czasie ściągnąć tłumy spragnionych mężczyzn... Spragnionych zimnego piwa, oczywiście.


Taki mały przecinek... Niech sesja wróci do życia Wink
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach