Autor / Wiadomość

[WFRP 2.0] Castinaa: Close to the Flame

Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:06, 18 Mar 2009     Temat postu: [WFRP 2.0] Castinaa: Close to the Flame


WARHAMMER

Castinaa: Close to the Flame


Dwudziestego dnia miesiąca Brauzeit powietrze było ciężkie i lepkie. Na tileańskich traktach czuć było intensywny zapach wilgotnego mchu i lasu. Widać było, że dzień Mittherbst (czyli zwiastujący początek jesieni dzień przekwitania) był już za nami. Wszędzie dostrzec można było kończące się lato. Chłopi na polach już dawno zakończyli zbiory i powoli zaczynali myśleć o jesiennych zasiewach. Liście drzew Wielkiego Lasu Luccini zaczęły zmieniać kolor z zielonego na ciemnożółty i brązowy. Leśne zwierzęta szykowały zapasy na zimę. Jak co roku, złota tileańska jesień poczęła wszystkim ukazywać swoje piękno.

Siedziałaś przy filiżance ciepłego espresso i chłonęłaś kolejne zdania najnowszego dramatu Detlefa Siercka w waszej rezydencji znajdującej się w Złotej Dzielnicy Luccini. Tak, to była ta sama książka, która Luca polecił ci przed swoim wyjazdem do bretońskiego L'Anguille, by poszerzyć rynek zbytu win produkowanych przez wasze winnice. Byłaś o niego spokojna, gdyż pojechał tam z Vestellą i jej ojcem chrzestnym – siwym najemnikiem Brochem. Nawet żartowałaś z mężem przed jego wyjazdem, że gdyby on nie załatwił tego kontraktu, to Werner z pewnością to uczyni w inny, sobie znany sposób.

Nie lubiłaś, gdy Luca wyjeżdżał, bo wtedy dom stawał się jeszcze bardziej pusty, zwłaszcza że Vestel i Vestella również wdali się w rodziców i nie mogli usiedzieć w jednym miejscu. Młody Orlandoni ucałował cię tylko dzisiaj z rana w policzek i pobiegł w miasto, jak zresztą codziennie to czynił... gdy oczywiście przebywał w Luccini. Same problemy z tym chłopakiem, a ty zastanawiałaś się, ile swoich wnuków i wnuczek nie poznałaś przez jego miłosne podboje. Pewnie trochę by ich było. No ale miał to po tatusiu...

Wasza najmłodsza córka, dwunastoletnia Vera uczyła się na piętrze pod okiem prywatnych nauczycieli, a ty nie miałaś co z sobą zrobić... nawet książka nie pomagała Ci się skupić... Po prostu się nudziłaś. „Niedługo Święto Miasta”, pomyślałaś. „Ciekawe, czy Luca wróci do tego czasu...”. Istotnie, zbliżało się wielkie święto Luccini, gdzie wino lało się hektolitrami, na ulicach panował radosny nastrój i spontaniczna atmosfera. Sama miło uśmiechnęłaś się do swoich myśli, gdy przypomniałaś sobie jak rok temu, właśnie na festynie, mąż znów wygrał dla ciebie wielką pluszową maskotkę... Przynajmniej Vera miała się czym zachwycać i bawić.

Za oknem panowała przyjemna aura. Słońce rzucało nieśmiałe promienie na drzewa ubrane już w złote liście, a wiatr powiewał lekko próbując je bezskutecznie strącić. Gdy tak uśmiechałaś się do siebie, z zamyślenia wyrwało cię pukanie do drzwi. Na początku było tak ciche, że myślałaś że tylko ci się wydaje iż ktoś puka. Gdy powtórzyło się, zawołałaś.

- Katarina, otwórz drzwi!

Chwilę później skrzywiłaś się, gdy przypomniałaś sobie, że Luca dał dwa dni urlopu waszej służącej. Odłożyłaś więc książkę i filiżankę i podeszłaś do wielkich drewnianych drzwi. Przekręciłaś z klucza i otworzyłaś, a twoim oczom ukazał się średniego wzrostu mężczyzna, który najwyraźniej zdziwił się widokiem tak pięknej kobiety, bo aż cofnął się dwa kroki. Przyjrzałaś mu się uważnie. Mógł mieć nie więcej niż 30 lat, był niemal łysy i niezbyt przystojny. Na sobie miał czarne spodnie i kubrak tego samego koloru.

- Prze... przepraszam... czy tutaj mieszka Luca Orlandoni? Chyba nie pomyliłem domów? - zapytał nieśmiało chrząkając. Jego tileański nie był najlepszy, od razu wyczułaś że to przyjezdny z Imperium. Mężczyzna wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego, chyba nieco go onieśmielałaś.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:08, 18 Mar 2009     Temat postu:


Uniosła lekko jedną brew do góry i spojrzała się na mężczyznę swym pytająco-świdrującym wzrokiem. Oparła się o framugę, jej postawa dość jasno mówiła, że nie wpuści go do domu.
- Nie pomylił pan - odpowiedziała szybko i uśmiechnęła się lekko. - Jestem Castinaa Orlandoni. Luca Orlandoni, mój mąż, wyjechał w interesach. Coś pan potrzebuje? Czyżby był panu coś winien? Może mogę pomóc? - Zadawała pytania nie robiąc przerwy na wdech, intonując słowa i bawiąc się, gdy nieznajomy niemal się pocił, by ją zrozumieć. - Jak się pan nazywa?

- Wybaczy pani moje maniery, z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić... - mężczyzna nabrał rumieńców. - Nazywam się Augustus, mój mistrz Aponimus Rome, Magister Kolegium Światła przysyła mnie z prośbą do pani męża... Tyle się słyszało o jego wybitnych osiągnięciach w walce z Chaosem, że wybór mógł paść tylko na Herr Lucę... No ale skoro go nie zastałem... - mężczyzna począł się wycofywać, choć po chwili spojrzał na nią zagadkowo. - Chyba że jego żona, Frau Castinaa jest zainteresowana tym, co miałem Herr Orlandoniemu do powiedzenia? - Ukłonił się służalczo, a ona skrzywiła się lekko. Ile to razy widziała już takie dziwne zachowania imperialnych sługusów...

- Mhm, posłucham cię, Augustusie - stwierdziła i odsunęła się, gestem zapraszając go do środka. - Proszę spocząć w salonie, zaraz przyniosę coś chłodnego do picia.
Z tymi słowami poprowadziła go chwilę do zacienionego pomieszczenia i skierowała do spiżarki wbudowanej w kuchnię. Przez ten czas mężczyzna mógł podziwiać bogatą i niezwykłą kolekcję broni, rozwieszoną na ścianach w salonie. W honorowym miejscu znajdowały się dwa pistolety i długi sztylet o pofalowanym ostrzu. Augustus dotknął palcem kolby, mógłby przysiąc, że dostrzegał ślady użytkowania.
- Proszę - Castinaa mruknęła i głośno odstawiła tacę na niskim stoliku. Łyżeczka w cukierniczce podskoczyła dźwięcznie, a napój w kryształowym dzbanku się zakołysał.
- Zatem?

Mężczyzna, nieco skonfundowany nagłym i bezszelestnym pojawieniem się czarnowłosej piękności aż sobie przysiadł i zbladł patrząc na jej wspaniałe lico. Chwilę potem, gdy zmierzyła go swoim twardym spojrzeniem, utkwił wzrok w podłodze i zaczął mówić bawiąc się przydługimi rękawami swej tuniki.

- Ostatnio... - zaczął nieśmiało. - Ostatnio miały miejsce w Luccini dziwne wydarzenia, jednak nie moja rola o tym mówić. Mój mistrz, Aponimus Rome, chciałby zaprosić panią, Frau Castinoo na prywatną audiencję do 'Złotego Młota', chyba zna pani tę gospodę? - Spojrzała na niego znad filiżanki swego espresso. Istotnie, Luca od czasu do czasu zabierał ją do tej wysokiej klasy knajpy na wystawne kolacje i skoro ktoś zapraszał ją właśnie tam, to nie mogła to być błaha sprawa. - Nie ukrywam, że sądziłem, iż zastanę pana Orlandoniego, jednak wiele historii krąży po Imperium w związku z rozbiciem Ordo Septenarius i pani imię również pojawia się w tych opowieściach. Zatem śmiem sądzić, że mój pan będzie zaszczycony mogąc gościć osobę równie zasłużoną dla Imperium co Herr Luca... - skończył wpatrując się w jej... oblicze. Zapewne oczekiwał konkretnej odpowiedzi.

Skinęła lekko głową i odstawiła filiżankę, prostując się dumnie.
- A już myślałam, że tylko o nim się mówi... - westchnęła. - Stanowimy duet i nie ukrywam, że wolałabym, żeby mój ukochany był tutaj i mógł się zająć tą sprawą razem ze mną. Skoro jest nieobecny, jego odpowiedzialność spada na mnie. O której mam przybyć? - zapytała, mówiąc płynnie i szybko. Dobrze się bawiła kosztem tego przerażonego mężczyzny, już dawno nie miała żadnej rozrywki.

- Najlepiej dziś po południu, powiedzmy sześć dzwonów do północy – Augustus wstał z miejsca, wiedząc, że ta wizyta nie potrwa już zbyt długo. - Dziękuję za zainteresowanie sprawą, Frau Orlandoni, z pewnością imperialne Kolegia Magii tego pani nie zapomną. Mój mistrz będzie czekał na panią... 'Złoty Młot', pokój numer osiem na piętrze. - Skinął głową, ukłonił się w pół po czym ruszył w kierunku drzwi. Musiała przyznać, że to spotkanie nie trwało zbyt długo i było najdziwniejszym, jakie ją ostatnio spotkało.

Zaraz po wyjściu Augustusa, Castinaa wzięła się za szykowanie sobie ciepłej kąpieli. Musiała przecież ładnie wyglądać i oczywiście pięknie pachnieć. Natarła wilgotne ciało olejkami, poczekała, aż skóra przestanie się do wszystkiego kleić, założyła zieloną suknię, upięła włosy i wyszła na spotkanie. Przygotowania zajęły jej tyle czasu, że musiała się trochę pospieszyć. Pod delikatnym materiałem swego odzienia ukryła dwa ostrza, a w krótkim kubraczku schowała kolejne dwa. Słońce jeszcze mocno grzało, ale wieczór zapowiadał się na raczej chłodny...
Zobacz profil autora
Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:09, 18 Mar 2009     Temat postu:


Wsiadłaś do powozu, który czekał na ciebie przed domem i ruszyłaś pod wskazany adres. Mimo że słońce chyliło się ku zachodowi, ulice najstarszego tileańskiego miasta nadal były gwarne i miałaś wrażenie, że z każdą chwilą pojawia się na nich więcej ludzi. Stary Francisco spokojnie prowadził powóz, toteż mogłaś zachwycać się w pełni pięknym widokiem swego rodzinnego miasta. Wyniosłe, piękne budynki, usłane złotymi liśćmi parki, świątynie Sigmara, Ulryka i Shallyi – wszystko to składało się na piękno Tarczy Południa. Nierzadko mijałaś spieszących się gdzieś krasnoludów, niziołki, elfy, a nawet... ogry. Tak, tak, Luccini było miejscem, gdzie można było spotkać przedstawicieli różnych profesji i ras, nawet tych uważanych za groźne dla człowieka. Zwłaszcza że zbliżało się Święto Miasta.

W końcu, po niemal kwadransie, mijając kilka bogatszych dzielnic, dotarłaś na miejsce. Nakazałaś Francisco, by zrobił sobie krótką przerwę i wraz z tobą wszedł do „Złotego Młota” by zamówić sobie coś do picia. Luksusowe wykończenie gospody nadal robiło na tobie ogromne wrażenie, mimo iż nieraz jedliście tutaj z Lucą obiady i kolacje. Zresztą, nie mogło być inaczej, gdyż knajpa znajdowała się w dzielnicy kupieckiej, więc musiała swoim wystrojem i klimatem wabić potencjalnych przyjezdnych i miejscowych klientów. Czerwone draperie z aksamitu obrobiono złotymi nićmi, na podłogach spoczywały miękkie wykładziny i skóry egzotycznych zwierząt. Na każdym stole znajdował się biały obrus, pośrodku którego stały małe wazony z kwiatkami. Wygodne fotele wykończone były finezyjnymi, wyglądającymi na elfie wzorami. Ktokolwiek urządził to miejsce, musiał mieć sporo pieniędzy i wybitne poczucie gustu. W środku pełno było gości – począwszy od takich, którzy wyglądali na uczonych bądź magów, skończywszy na kilku strudzonych podróżnych, którzy najwidoczniej byli przy pieniądzu.

- Poczekam przy barze, pani. - stary woźnica skinął ci lekko głową, po czym poczłapał w kierunku szynku. Ty zaś od razu skierowałaś się na piętro.

Szybko znalazłaś pokój numer osiem. Na pukanie odpowiedział ci szczęk zamku i łysy łeb szczerzącego się do ciebie Augustusa. Sługa zaprosił cię do środka i sam zniknął, prosząc byś poczekała tutaj spokojnie. Rozejrzałaś się po pokoju – był wystawny, choć jak na twój gust znajdowało się w nim zbyt wiele tlących się świec. Kilka chwil później drzwi pokoju otworzyły się i do środka wszedł wysoki, zakapturzony mężczyzna ubrany w białe, bogato zdobione szaty. W tym momencie płomienie świec rozbłysły jeszcze bardziej rozjaśniając komnatę. Gdy zrzucił kaptur ujrzałaś starszego mężczyznę o białych, prawie przezroczystych włosach i starannie przystrzyżonej brodzie tej samej barwy. Jego oczy również były całkiem białe i nie posiadały widocznych tęczówek, co nadawało jego źrenicom niepokojący wygląd. W prawej dłoni dzierżył długi kostur.

- Zaczadzieć można od tych świeczek - rzucił rozbawiony do ciebie idealnym tileańskim. - Wiem że to tradycja Kolegium Światła ale Augustus jak zwykle przesadza. Jak zapewne się domyślasz, droga Pani, nazywam się Apominius Rome i to ja cię tutaj wezwałem. Dziękuję za przybycie...

Zamilkł na chwilę wpatrując się w ciebie. Musiałaś zrobić na nim mocne wrażenie.

- Właściwie spodziewałem się Herr Orlandoniego, ale panna Marie Effenberg tyle dobrych rzeczy o pani opowiadała, że z pewnością i pani mogę przedstawić obraz całej sytuacji. Do rzeczy więc... - rzekł, klaszcząc w dłonie. - Wiem, że jest pani poważną kobietą i z pewnością nie próżnuje. Jednak myślę, że to co powiem, zainteresuje panią. Ostatniego miesiąca Czasu Orki mała dziewczynka imieniem Corrine, szła brzegiem Morza Tileańskiego z ojcem, chłopem o imieniu Antonio. Mała zeznała potem, ze jej ojciec stanął nagle w płomieniach i w ciągu kilku chwil spłonął na popiół. Dziewczynce, mimo iż trzymała płonącego ojca za dłoń, nic sie nie stało. Corrine oskarżono o to że jest czarownicą, a zapewne sama pani wie jaki los spotyka w tych stronach wiedźmy. Miała dopiero siedem lat... dwa tygodnie później młody kupiec zapalił sie kolumną biało-niebieskiego ognia na głównym rynku Luccini, na oczach tuzinu świadków. Nikt nie potrafił wyjaśnić przyczyny jego śmierci.
Rome zamilkł na moment, pozwalając ci oswoić się z tymi wiadomościami. Po chwili znów zaczął:

- W tej okolicy od kilku miesięcy dochodzi do spontanicznych samozapaleń. Ich ofiarami padło już osiem osób, przynajmniej o tylu wiemy. Obecnie atmosfera jeśli chodzi o podejście do oddziałów naszych Kolegiów w Luccini stała się nieco napięta, a nikt z możnych włodarzy miasta nie przejmuje się tym, ze ludzie stają w płomieniach - uśmiechnął się sarkastycznie. - Wszyscy po cichu obwiniają nas, magów...

Czarodziej Światła potrząsnął głową po czym spojrzał ci głęboko w oczy:
- To niedopuszczalne - jego głos był poważny - Ochrona życia przed siłami mistycznymi i nadprzyrodzonymi to obowiązek, który poprzysięgliśmy dopełnić. Sprawa wygląda tak: chciałbym aby odkryła pani przyczynę tych zgonów i położyła im kres. Wiem, że ma pani na głowie różne obowiązki, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki i jestem przekonany, że pani mąż zgodziłby się nam pomóc. Czy i pani wykaże taką wolę? - uśmiechnął się ciepło. - Oczywiście nie za darmo...

Aponimus klasnął w dłonie, a do pokoju, niczym na umówiony znak wkroczył Augustus z małym zawiniątkiem w dłoni. Czarodziej wziął od niego paczuszkę i rozwinął białe płótno ukazując ci dwie finezyjnie wykonane złote obrączki.



- Jak zapewne się pani domyśla, te obrączki nie są tak zwykłe na jakie wyglądają. Każda z nich ma magiczną moc, która chroni w pewien sposób właściciela przed złą magią. Dopasowują się do palca noszącego i tylko on może je zdjąć. Będą pani, jeśli podejmie się pani zadania. Upominek w sam raz na rocznicę ślubu dla siebie i męża... nie sądzi pani, Frau Orlandoni? - Aponimus uśmiechnął się szeroko, oczekując na to, co masz do powiedzenia.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:53, 28 Mar 2009     Temat postu:


Z uwagą przysłuchiwała się wszystkiemu i z błyskiem w oku spoglądała na obrączki. Na pewno by ich nie wymienili na stare, chyba że znów by wygrawerowali swoje imiona. Castinaa westchnęła cicho.
- Jest tylko jeden mały problem - stwierdziła, patrząc się prosto w oczy magowi, wzrok miała przepraszający. - Ja się zupełnie nie znam na magii, naprawdę. Mogę zabijać stwory chaosu lub walczyć z ludźmi, ale magia to dla mnie zagadka. Gdybym mogła liczyć na pomoc kogoś z pańskich ludzi, w razie jakiś pytań, to byłabym wdzięczna. No i czy macie już jakiś podejrzanych? Jaka to może być magia? Cokolwiek, co by mi pomogło, jest mile słyszane - dodała, uśmiechając się uroczo.

Aponimus spojrzał na kobietę i założył dłonie na piersi. Po chwili się odezwał:
-Skoro walczyła pani z demonami Chaosu, stawała przeciw mrocznej magii Etelki Herzen, myślę że poradzi sobie pani z tym zadaniem. - mag uśmiechnął się delikatnie. - Jak pani widzi odrobiłem lekcje i wiem, czym się pani zajmowała swego czasu. Jestem przekonany że da sobie pani radę, Frau Orlandoni. Jeśli chodzi o pomoc, to w Luccini jestem tylko ja i mój pomocnik, więc nie możemy pani zaoferować wiele. Może prócz tego. - Aponimus sięgnął do szuflady i wyciągnął z niej zwitek pergaminu. Podał Castinnie, a gdy kobieta czytała, kontynuował. - To są ofiary spaleń i świadkowie tych wydarzeń, myślę, że może się to pani przydać. Adresy ma pani niżej.

Simone Vergassola --> świadek: Sebastiano Siviglia
Emanuele Calaio --> świadek: Carolina Marquez
Marco Giampaolo --> świadek: Antonio Cinelli
Francesco Manitta --> świadek: Angelina Cicero
Ettore Mendicino --> świadek: Mauro Esposito

Nazwiska niewiele jej mówiły, z nikim tak naprawdę nie utrzymywała kontaktu, zapewne Luca by coś więcej wiedział. Kiwnęła kilka razy głową w zamyśleniu i wstała od stołu.
- Dobrze, zacznę od tych ludzi i potem jeszcze porozmawiamy. Zatrzymacie się tutaj? Chciałabym mieć was pod ręką, w razie pytań... Może zechcielibyście zostać moimi gośćmi? - zaproponowała uprzejmie. - Mamy kilka wolnych pokoi - dodała szybko. - Więc to żaden kłopot ani problem.

Magister Światła uśmiechnął się szeroko.
-Nie, droga pani, dziękuję, ale tutaj nam dobrze. Często podróżuję, więc jestem przyzwyczajony raczej do skromnych warunków. Zostaniemy tutaj przez jakiś tydzień, zawsze jestem do pani dyspozycji. Cieszę się, że zgodziła się pani nam pomóc – Kolegium Światła będzie pani dozgonnie wdzięczne. - mężczyzna skinął jej głową, wstał z miejsca i wręczył kobiecie pierwszy z pierścieni. - Drugi otrzyma pani, gdy odkryje kto stoi za tym wszystkim. Jeśli skończyliśmy na tę chwilę, chciałbym panią przeprosić, mam jeszcze trochę pracy.

- Oczywiście - skinęła głową mężczyźnie. - Ja chyba też mam trochę pracy... Ech, mam nadzieję, że uda mi się wam pomóc - dodała.
Pożegnała się z mężczyznami i opuściła pokój, udając się na poszukiwania pierwszej osoby z listy. Nie było sensu się nad tym zastanawiać, wystarczyło pogadać z tymi świadkami, znaleźć coś, co łączyło ofiary i kogoś, kto by skorzystał na ich śmierci. Może kolegium miało wroga? No i jeszcze potrzebna była osoba maga, który by potrafił wykończyć tamtych ludzi. Cas westchnęła ciężko. A tak przyjemnie się jej nudziło...
Zobacz profil autora
Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:31, 28 Mar 2009     Temat postu:


Zeszłaś na dół akurat w momencie, gdy Francisco dopijał zamówioną wcześniej herbatę. Twój woźnica pospieszył się i po chwili już sunęliście powoli wąskimi, brukowanymi uliczkami Luccini, które, jak to podczas Święta Miasta powoli zaczynały pękać w szwach i dawały przekrój niemal wszystkich ras i narodowości, jakie tylko można wymienić.

Francisco skierował się w stronę dzielnicy kupieckiej, gdzie szybko odnaleźliście duży żółty dom o czerwonych dachówkach, należący do pierwszego ze świadków, Sebastiano Sivigli. Mężczyzna mieszkał dość bogato i efektownie, o czym świadczyć mógł pięknie zadbany ogród obfitujący w różne, kolorowe kwiaty i krzewy. Przypomniałaś sobie nawet, że Siviglia to kupiec, Luca prowadził z nim chyba jakieś interesy w przeszłości. Po krótkiej rozmowie ze służką, w drzwiach pojawił się sam Sebastiano. Kupiec był krępym mężczyzną z rozbieganym wzrokiem i długą brodą, zaplecioną w warkocze.

- Pani do mnie? - zapytał niskim głosem i spojrzał podejrzliwie. - W jakiej sprawie?

Uśmiechnęła się szeroko i podała mężczyźnie rękę, którą ucałował.
- Castinaa Orlandoni, żona Luci. Kiedyś robił pan z moim mężem interesy, może pan pamięta? Chciałam się zapytać o wypadek Simone Vergassola, którego był pań świadkiem. Czy mogłabym wejść? - zapytała uprzejmie, biorąc nieco większy wdech, niż musiała.

- Aaaaa, małżonka mojego drogiego kolegi po fachu – kupiec uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście, wejdź, Castinoo. I mów mi Sebastiano. - zaprowadził cię do wielkiego, bogato urządzonego salonu i nalał sobie do szklanki bursztynowy trunek. - Coś do picia? Co u Luci? Nadal zajmujecie się tymi winami? Od razu mu mówiłem że to będzie dobry interes.

Kobieta skinęła głową i wyciągnęła rękę po szklankę, gdy nalał jej tego samego co sobie.
- Tak, ma teraz dużo zamówień i ciągle jest poza domem, taki chyba urok kupców. Cieszę się, Sebastiano, że udało mi się ciebie zastać. Powiedz mi, pamiętasz ten wypadek, kiedy Simone stanął w płomieniach, a ty byłeś tego świadkiem? - zapytała, starając się sprowadzić rozmowę na właściwe tory.

Sebastiano wskazał na fotel, a gdy usiadłaś, on usadowił się naprzeciw ciebie.

- Pozdrów męża, gdy tylko wróci. Musimy się kiedyś umówić na karty... ach, ten Orlandoni, zawsze ma dziwne szczęście – mężczyzna roześmiał się gromko, ale widząc, że tobie nie jest do śmiechu spoważniał i rzekł. - Simone Vergassola? Taaak, moja córka Carisma wciąż płacze za tym darmozjadem. Ale niech sobie przypomnę jak to było... - kupiec wziął łyka, po czym spojrzał na ciebie. Przez chwilę poczułaś jego wzrok na swoim dużym biuście. - Zaczynał się Czas Orki, rozmawiałem z Simone o jednej z dostaw ze Wschodu, gdy zięć powiedział, że bardzo boli go brzuch. Stwierdziłem, że pewnie musiał zjeść jakieś zepsute mięso – przyznał mi rację i powiedział, że się położy. Odszedł ode mnie może na pięć kroków, gdy nagle zaczął wymachiwać ręką i wrzeszczeć jak szalony. Podniósł ręce nad głowę, a jego dłonie zaczęły płonąć. To było okropne, wierz mi, Castinoo – Sebastiano wzdrygnął się i dopił zawartość szklanicy. - Z palców strzelały mu jęzory biało-niebieskiego ognia. To był naprawdę jasny płomień, widziałem go, mimo że było słonecznie i zbliżało się południe. Dziękuję Ranaldowi, że nie widziałem jego twarzy; stał tyłem do mnie. Po chwili zajął się cały i został po nim tylko popiół. Ubranie opadło z niego jakby zniknął, nawet nie było osmalone. To dziwna sprawa. - Sebastiano dolał sobie alkoholu i pokiwał głową szukając wzrokiem odpowiedzi w szklance. Po chwili spojrzał na ciebie. - A co ty się tak tym interesujesz? Jesteś już drugą osobą w ciągu ostatnich dwóch dni, która się pyta o Simone. Zrobił się sławny po śmierci...

Wzdrygnęła się, wyobrażając sobie tę scenę.
- Masz może pióro? - zapytała i gdy mężczyzna jej podał przybory do pisania, zanotowała sobie kilka spostrzeżeń. - Kto jeszcze się pytał?

- Jakiś mężczyzna w czarnych szatach, twierdził że jest z tajnej policji Luccini i prowadzi śledztwo w tej sprawie. Powiedziałem mu wszystko, bo co mi zależy. - Sebastiano wzruszył ramionami. - To nieprzyjemny typ był. Wypytał i wyszedł, więcej go nie widziałem.

- Tajna policja? - zapytała. - Brzmi ciekawie i poważnie... Cóż, zapewne nie wiesz, czy twój zięć lub córka mieli jakiś wrogów? Tajemnice? Pytam, bo zostałam poproszona o pomoc w rozwikłaniu tej sprawy - odpowiedziała na wcześniejsze pytanie. - Jeśli wolisz, to porozmawiamy innym razem, Sebastiano - dodała, uśmiechając się szeroko i pochylając lekko do przodu. Dopiła zawartość szklanki, przyglądając się zabawnemu mężczyźnie.

Mężczyzna patrzył jak zahipnotyzowany w twój dekolt, a gdy podniosłaś wzrok zarumienił się lekko i zwilżył wargi w trunku.
- Z tego co wiem Simone nie miał żadnych poważnych wrogów, a z pewnością nie podpadł nikomu, któ mógłby go zamordować w taki sposób. To się w głowie nie mieści, Castinoo... – Sebastiano pokiwał głową.

- Rozumiem... - westchnęła. - Zatem nie będę ci więcej zawracać głowy, gdybyś coś sobie przypomniał, wiesz, gdzie mieszkam...
To mówiąc wstała, podała mu rękę i oddała przybory piśmiennicze. Nie spiesząc się opuściła jego posiadłość i udała się pod kolejny adres, by zapytać o to samo. Była ciekawa, kim jest ten tajemniczy mężczyzna i czy będzie miała (nie?)przyjemność go spotkać.

Wsiadłaś do powozu, a Francisco wybierając najkrótszą trasę zawiózł cię do centrum, gdzie szybko dnalazłaś dom i mały kram Caroliny Marquez. Okazało się, że ta młoda i ładna czarnowłosa kobieta zajmuje się handlem chlebem, ciastkami i rurkami z bitą śmietaną. Gdy podeszłaś do niej i zagaiłaś, właściwie nie zwróciła na ciebie uwagi – zajęta swoimi sprawami, widząc, że nie zamierzasz odejść od jej stoiska, odezwała się wreszcie, zawieszając dłonie na kształtnych biodrach.

- Kupuje coś pani? O co chodzi w ogóle?

- Poproszę tuzin rurek z kremem i odpowiedzi na kilka pytań - Cas odparła uroczo. - Nazywam się Castinaa Orlandoni i chciałam panią zapytać o wypadek Emanuela Calaio - przeszła od razu do rzeczy. - Mogę teraz zabrać pani kilka minut?

Młoda kobieta zapakowała dwanaście rurek z kremem do torebki i podała patrząc ci w oczy. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Wszystko powiedziałam już straży miejskiej, niech się pani u nich dowiaduje... A kim pani właściwie jest? Detektywem? Co to panią interesuje?!!- Carolina spojrzała na ciebie z wyrzutem i wrzuciła otrzymane od ciebie pieniądze do małej, czarnej szkatułki.

- Pytam, bo zostałam poproszona o to, żeby się tym zająć. Nazywam się Castinaa Orlandoni, a interesuję się tym, bo staram się wyjaśnić całe zajście. Zapewne straż miejska ma to tak samo głęboko jak inne sprawy i nie ruszą tego jeszcze przez miesiąc, a ja nie chcę, by zginęły kolejne osoby. Sprawca tego powinien ponieść surową karę!

Ostatnie słowa musiały poruszyć kobietą, bo broda zaczęła jej drgać i przysiadła sobie ze łzami w oczach. Wzięła kilka głębszych oddechów i spojrzała na ciebie.

- Emanuele to był mój narzeczony... On... gdyby połowy każdego dnia nie spędzał na piciu piwa z kolegami, nie musiałabym dzisiaj sprzedawać ciastek. - przetarła oczy. - Założę się, że przez ostatnie kilka lat właściciel knajpy „Sprośne Prosię” zarobił na moim ukochanym fortunę! W każdym razie tamtego wieczora Emanuele wtoczył się do pokoju pijany w sztok. Udawałam, że śpię, w nadziei, że nie będę musiała kochać się z tą pijaną świnią. On usiadł na swojej połowie łóżka, zdjął jednego buta i nagle w pokoju pojaśniało. - Carolina nagle podniosła się do pionu i przechadzając się w te i wewte nerwowo gestykulowała rękoma. - Otworzyłam oczy, a na łóżku siedziało ognisko... - zaczęła płakać. - Rozumie pani? Ognisko!! Krzyczałam, próbowałam jakoś pomóc, ale nic to nie dawało... Spalił się na popiół, a prześcieradło nie zostało nawet osmalone...

Urwała nagle rozklejając się na dobre. Płacząc rzewnie wpadła w twoje ramiona i wtuliła się mocno w twoje piersi.

- Spokojnie, już wszystko dobrze, Carolino... - Castinaa przemówiła ciepłym, cichym głosem, jakby dziewczyna była jej córką. - Powiedz, czy poza strażą miejską ktoś jeszcze się ciebie o to pytał? Może wiesz coś o wrogach narzeczonego? Proszę, uspokój się... - Podała jej chusteczkę i przytuliła mocno. - Skup się na chwilę i pomyśl, to bardzo ważne. Nie przychodzi ci nic do głowy? Muszę wiedzieć wszystko, żeby złapać osobę odpowiedzialną za to i urwać jej łeb - dodała chłodnym, stanowczym tonem.

Dziewczyna oderwała się od ciebie, przetarła oczy i wzięła kilka głębszych wdechów. Z miną zbitego psa powiedziała.
- Nie wiem czy miał jakichś wrogów. Przesiadywał w karczmie „Sprośne Prosię”, a wszyscy wiedzą że należy do tego typa spod ciemnej gwiazdy, Dino Albertiniego... Niektórzy mówią na niego „Szuja”. Ale nie sądzę by ten typek doprowadził do takiej śmierci mojego narzeczonego. - wytarła oczy i pociągnęła nosem. - Wczoraj wieczorem o Emanuele pytał jakiś podejrzany mężczyzna. Przedstawił się nazwiskiem Marcelo Rossi, ale w jego akcencie było coś dziwnego... na pewno nie był tileańczykiem... Opowiedziałam mu o wszystkim, a on zapewnił mnie, że zajmie się tą sprawą i że sprawiedliwości stanie się za dość... Dziwny mężczyzna, naprawdę... Proszę mi wybaczyć, muszę zostać sama... - dziewczyna znów się rozkleiła i szybko oddaliła się, by po chwili zniknąć za drzwiami budynku, w którym mieszkała. Wiedziałaś, że dalsze jej przepytywanie nie ma sensu.

Wyglądało na to, że albo miała konkurencję, albo mag nie wiedział o wszystkim i nie była jedyną osobą, zainteresowaną tą sprawą. Sięgnęła do sakiewki i wyjęła obrączkę, przyglądając się jej w zamyśleniu.
- No dobrze, zapytamy się jeszcze ostatnią osobę i wracamy do domu, bo robi się już chłodno - powiedziała do woźnicy. Była ciekawa, kim jest ten ów tajemniczy mężczyzna. - Nie masz ochoty wybrać się dziś na piwo i popytać o nowego przybysza, który jest zainteresowany sprawą zapaleń? - zapytała. Sama miała zamiar wybrać się później do tej knajpy i dowiedzieć się, o czym ludzie spod ciemnej gwiazdy gadają. Zabawne było to, że najbardziej obawiała się spotkać w takim miejscu syna, a nie kłopoty.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)


 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach