Autor / Wiadomość

[DnD] Pewnego razu w Eveningstar...

Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:29, 14 Lis 2009     Temat postu:


Rozjuszona bestia ruszyła naprzód, a jej niebywała szybkość zrobiła na was ogromne wrażenie. Jednym susem wilkołak dopadł jakby zamroczonego czymś Drowa i nim ten zareagował, uwięził go w swoim morderczym uścisku. Kaya, która zniknęła by pomóc towarzyszowi, zdołała wbić potworowi sztylet w plecy i na tym się skończyło, bowiem rozszalały stwór chwycił ją, zatapiając pazury w jej barku i cisnął na przeciwległą ścianę. To były ułamki sekund, gdy dopadł do niej i wgryzł się w jej bok. Półelfka wrzasnęła, po czym straciła przytomność.

Widząc towarzyszkę w potrzebie, Katia wycelowała, po czym wypuściła bełt. Pocisk doszedł celu niemal precyzyjnie tam, gdzie wymierzyła, trafiając lykana w bark i odrzucając go na moment od nieprzytomnej i poranionej Kayi. Jednak czy to gęste futro, czy potężne mięśnie, czy może jakieś tajemnicze, złowrogie moce spowodowały, że wilkołak wyrwał bełt z rany i złamał go w wielkiej dłoni jakby zupełnie się nim nie przejmując. Dało to jednak czas Onyksowi, by odciągnął nieprzytomną półelfkę na bezpieczną odległość.

Zaran nie czekał, widząc w chwilowej dezorientacji wilkołaka swoją szansę. Uderzył swym toporem z całej siły, jednak ostrze pozostawiło tylko nieznaczną rysę na skórze bestii. Olbrzymie, umięśnione ramiona potwora poszybowały w stronę gardła Zarana, ten jednak uchylił się, unikając poważniejszych ran, poza kilkoma nowymi, piekącymi zadrapaniami na szyi.

Tuż obok toczyła się zgoła inna walka. Przyzwaniec zaklinacza, mimo trzech krwawych pręg na białym futrze, dobrze radził sobie z pupilem wilkołaka, który również broczył krwią z kilku głębokich ran na grzbiecie. W pewnym momencie bestia rzuciła się w kierunku tygrysa zaciskając kły na jego boku. Dergo, widząc, że Haran miota się w uścisku kotołaka, podbiegł z obnażonym ostrzem i zatopił miecz w grzbiecie potwora. Ten zawył przeraźliwie z bólu, a oswobodzonemu z uścisku Haranowi wystarczyła chwila, by swymi wielkim zębami chwycić go za kark. W pewnym momencie do móżdżka potwora musiało dotrzeć, że tygrys zamierza go udusić, bo zaczął się szarpać i próbować wyrwać ze stalowego uścisku Harana. Tygrys jednak nie odpuścił, miażdżąc kręgi i wgryzając się w szyję bestii. Chwilę później dla pewności skręcił jeszcze kark zwierzęcia, które ze zwieszonym jęzorem padło na śnieg. Haran warknął dumnie spoglądając w stronę swego pana.

- Dopra chobota, kotku. Wracaj do siebie. – zaklinacz, widząc, że tygrys jest poraniony, odesłał go na plan astralny, a duża, futrzana kulka wylądowała w jego dłoni. Sam z ledwością podniósł się do pionu łapiąc obraz bitwy.

Pijany Kellen skupił się na swym celu i zainkantował zaklęcie. Po chwili z jego dłoni buchnęła ognista kula pędząca w kierunku potwora. Wilkołak, którego czujny instynkt przewyższał refleks pozostałych, w porę wyskoczył w powietrze, a płomienie jedynie przypaliły futro na jego prawym boku. Magiczny wybuch oszołomił nieco stojącego obok Zarana, co skrzętnie wykorzystał wilkołak zaciskając swe ostre zębiska na lewym przedramieniu wojownika. Szczęki bestii niemal zmiażdżyły zarękawie zbroi docierając do ciała. Całe ramię eksplodowało bólem, a Zaran krzyknął, próbując się wyrwać.

Wtedy z odsieczą nadbiegł Onyks, uderzając z całej siły swym młotem, który płonął nienaturalnym, magicznym światłem. Kapłan i wojownik słyszeli chrzęst łamanych kości, gdy młot spotkał się z żebrami wilkołaka. Stwór zawył, wypuszczając krwawiące przedramię Zarana i zatoczył się do tyłu łapiąc za pogruchotany bok. To była idealna szansa dla Drowa, który wyskakując w powietrze nienaturalnie wysoko, skierował swe ostrze w dół nacierając na potwora. Wilkołak co prawda zdołał się cofnąć o krok, jednak zrobił to zbyt późno. Miecz psychowojownika wszedł w jego tors niczym nóż w masło przebijając na wylot, z taką siłą, że obaj niemal wyrżnęli w ziemię. Cisza kopnął przeciwnika w futrzany tors oswobadzając swój zakrwawiony miecz a lykan wydał z siebie dziwny odgłos, po czym padł jak długi bez ruchu.

- To koniec. – powiedział psychowojownik, dysząc ciężko. – Nie żyje.

Zaran podszedł jednak do wielkiego cielska likantropa i prawą ręką uniósł swój topór, po czym opuścił ostrze. Łeb stwora z mlaśnięciem oddzielił się od reszty ciała i potoczył po zaśnieżonej ulicy.

- Tak dla pewności. – mruknął wojownik krzywiąc się, gdy przedramię zapulsowało bólem.

Nagle kształty leżącej na zakrwawionym śniegu bestii zatarły się i stwór zaczął powracać do swej ludzkiej postaci. Jakież było wasze zdziwienie, gdy zobaczyliście, że potworem terroryzującym całe Moondale był… stary karczmarz. Jakimże mrocznym mocom musiał służyć mężczyzna, że zamieniał się co noc w pragnącego ludzkiej krwi potwora? Jedynie jakby delikatny uśmiech na jego pogrążonej w wiecznym śnie twarzy mógł zdradzać, że być może wreszcie znalazł ukojenie, a wy okazaliście się jego wybawcami.

Nagle cała okolica, która przed sekundą jeszcze rozbrzmiewała łoskotem gwałtownej walki, przeszła teraz w ciche odrętwienie. Zaczał prószyć lekki śnieg, ludzie wyszli na ulicę by przyjrzeć się ciału wilkołaka. Szeptali między sobą. Teraz jednak nie miało to dla was najmniejszego znaczenia.

Spojrzeliście po sobie. Kaya, teraz spoczywająca w ramionach kapłana Grumbara wciąż była nieprzytomna, a poharatany bok i bark nieźle krwawił – sama sobie tego nie opatrzy. Zaran miał zadrapania na szyi, a także poranione przedramię, które krwawiąc drętwiało i pulsowało bólem. Cisza był poobijany, a krew na podrapanej szyi już dawno zamarzła. Katia, Dergo, Kellen i Onyks nie odnieśli żadnych obrażeń. Zaklinacz natomiast pod jedną z chałup oddawał zawartość żołądka. Kaya z chwili na chwilę stawała się coraz bladsza, należało się szybko zastanowić, co robić.
Zobacz profil autora
Haszaman




Dołączył: 03 Lis 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:03, 14 Lis 2009     Temat postu:



Cisza

Dysząc ciężko nadepnął na cielsko wilkołaka i wyszarpnął z niego swój miecz. Spojrzał po chwili na Zarana, jednak nie powiedział nic. Ukradkowe spojrzenie rzucił w stronę Kayi i cichym parsknięciem podsumował całą sytuację do jakiej, w jego mniemaniu doprowadziła. Odwrócił się przodem do reszty drużyny i spojrzał na każdego z osobna jakby w oczekiwaniu na ich reakcję. Jednak nie czekał aż ktokolwiek odpowie, powoli ruszył w stronę przybytku zarzucając sobie miecz na gołe ramię. Kompletnie nie przejął się tym że ostra krawędź zadrasnęła mu skórę. Z lekkim trudem przeszedł po śniegu aż dotarł do drzwi tawerny. Był na tyle rozjuszony że nie miał zamiaru otwierać ich jak cywilizowana istota. Z rozmachem trzasnął nimi o ścianę po czym wszedł do środka. Skoro wszystko w końcu się skończyło miał zamiar zachlać mordę tej nocy, zwłaszcza że trunki stały się darmowe.

Nie tracąc czasu powędrował w stronę szynkwasu, za który wszedł i zaczął oglądać półki z alkoholami. Był wściekły że w tak błahy sposób stracił kontrolę nad swym umysłem. Wiedział że takie rzeczy nie mają prawa sie zdarzać. Bo mogą go kosztować życie, a jednak ta głupia suka skutecznie odwróciła jego uwagę. Wiedział że gdyby nie to iż za dużo o Niej myślał, z pewnością nie doszło by do tak krytycznej sytuacji. Musiał się uspokoić, a nic nie uspokaja lepiej niż najdroższy burbon który można pić z butelki nie troszcząc się o to czy się rozleje czy nie. Sięgnął po jedyną z pękatą butelekę i zerknął na korek chcąc sprawdzić który to rocznik. Jednak okazało się że ostatnia butelka burbona w całym tym zapchlonym przybytku najzwyczajniej jest pusta. Cisnął nią za siebie bez zastanowienia, ta zaś rozbiła się o podłogę pomiędzy stołami. Zaczął wodzić palcem w powietrzu jakby chciał w ten sposób naprowadzić wzrok na odpowiednią z butelek.

W końcu zrezygnowany chwycił dwie butelki krasnoludzkiego trunku i odwrócił się w stronę schodów. Jednak nie ruszył się z miejsca, stał przez chwilę po czym wpakował sobie obie butelki do kieszeni spodni i pochwycił dwie następne. Co jak co ale jemu wódki trzeba dużo żeby schlać się do nieprzytomności, a tego właśnie potrzebował. Ruszył w stronę kominka w którym palił się malutki płomyczek. Ułożył na stoliku dwie butelki które trzymał w ręku, zaś obok nich swój miecz. Obrócił jedno ze starych siedzisk obitych materiałem w stronę kominka i usadowił się w nim wygodnie zatapiając za oparciem. Nie chciał zwracać na siebie uwagi kiedy to tałatajstwo się zbierze, a przy ciepłym kominku było znacznie przyjemniej niż w zimnym pokoju na poddaszu. Nachylił się i dorzucił kilka drewnianych klocków do ognia. Spoglądał przez chwilę na wesołe płomienie po czym oparł sie a następnie osunął w fotelu. Wyciągnął dwie pozostałe butelki z kieszeni, jedną odłożył na stolik zaś drugą odkorkował i upił z niej spory łyk. Skrzywił się przy tym z odrazą. Jednak kolejne łyki nie wywołały u niego takiej reakcji.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Nie 1:41, 15 Lis 2009     Temat postu:



Zaran, Katia i Onyks:

Wojownik przymknął oczy.
- Onyks, weź się za Kayę, jeśli masz jakieś zaklęcia, bo mnie i Ciszę można połatać bardziej konwencjonalnymi metodami już w karczmie - mruknął. - A, i jeszcze jedno - potrafisz zdjąć klątwę wilkołactwa? - zapytał kapłana. Jeśli nie będzie w stanie, to sprawy znacznie się skomplikują.
Potem spojrzał na Katię i się uśmiechnął.
- Miałaś więcej szczęścia niż ja widzę - uśmiechnął się do córki.
On i Kaya muszą znaleźć kogoś, kto ściągnie z nich klątwę. I to przed najbliższą pełnią...
Onyks za bardzo nie odpowiadał bo od razu zajął się najbardziej poszkodowanymi. Przywołał swoją moc i zaczął powoli zasklepiać rany Kayi, przynajmniej na tyle na ile był w tym momencie w stanie. Chodziło głównie o zatamowanie krwi, resztę można było załatwić zwykłym odpoczynkiem.
Zaran poczekał chwilę. Kapłan sam sobie poradzi z noszeniem jej - jak do tej pory.
- Idę poskładać się do kupy w karczmie. Dergo! w razie czego pomożesz Onyksowi? - rzucił do chłopaka, podchodząc.
- Tak w ogóle, to jednak potrafisz machać tym mieczem - klepnął chłopaka w ramię. Skrzywił się na chwilę. Rana bolała jak sam skur... na tym zimnie.
Dergo mógł uznać stwierdzenie wojownika za komplement.
- Jak tylko się nią zajmę to zajrzyjcie na górę, was tez jakoś opatrzę. Nie wiem ile mi z nią zejdzie, ale nie powinno to być aż tak długo, krwotok już chwilowo zatamowałem - rzucił kapłan.
Zaran skinął mu głową i podszedł przyjrzeć się ciału przed pójściem do knajpy.
Katia czekała na ojca... Czekała aż w końcu zdecyduje się on ruszyć do gospody. Nie odzywała się ani słowem.
Zaran wkróce wrócił. Gdy oddalili się od miejsca walki westchnął.
- Czas się zwinąć z tej ekipy lub zabić tego kretyna Kellena - mruknął. - Mało przez niego nie trafiłem do jadłospisu tego wilkołaka...
Katia się nie odezwała. Miała zupełnie inne zdanie na ten temat. Nie podzieliła się nim jednak... Była zbyt zgnębiona tym wszystkim co się stało. W karczmie chciała tylko wrzątku i jakiś kawałek czystego materiału. Gdy dostała w końcu miskę z wrzącą wodą dokładnie przemyła rany Zarana, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że parzy sobie palce.
- Katia... - mruknął Zaran, gdy dotarli do ich pokoju. Wojownik wiedział, co ją trapi. - Teraz skoro wiesz... więcej... - Zaran zamilkł na chwilę . -Wybaczysz mi kiedyś?
Katia przez bardzo długą chwilę milczała. W końcu odezwała się
- Czy kiedykolwiek nad tym myślałeś? - spytała pozornie bez związku.
- Tak. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej zatruwało mnie to żalem do siebie - mruknął wojownik. - Nie rozumiem jej postępowania, tak samo jak już nie rozumiem swego.
- Dlaczego zatruwało cię to żalem? - spytała.
- Najpierw... że nie pomyślałem, że z naszego związku mogło narodzić się dziecko. Potem, że ona o tym nie pomyślała... Potem, że nie dała mi znać, ze jestem ojcem... potem, ze nie dała mi znać, ze ma kłopoty... potem, że uznałem, ze nie powinienem jej odwiedzać, by nie otwierać starej rany... a potem było już za późno - odparł wojownik.
- Mówiła o tobie - powiedziała krótko. - Wcześniej tego nie rozumiałam... Ale ona mówiła o tobie - powtórzyła. Katia miała bardzo dziwny wyraz twarzy.
- O? Co mówiła? - zapytał wojownik.
- Mówiła wtedy, gdy wydawało jej się, że nie słyszę. Mówiła jakby komuś opowiadała. Czasem opowiadała sny... Kiedyś, gdy spytałam gdzie jesteś, mama powiedziała, że bardzo daleko... Że szukasz tego czego nie ma w domu... - bąknęła. - Wtedy myślałam, że mówiła o rzeczach najprostszych... O wszystkim tym czego jej i mnie wtedy brakowało... - Katia w ostatniej chwili zmieniła ton. Udało jej się opanować nim głos jej zadrżał.
Wojownik milczał. Oddychał tylko miarowo, opierając czoło na dłoni.
- Zawsze liczyła na to, że któregoś dnia wrócisz... Była przekonana, że jeśli udowodni... Gdy udowodni, że jest silna... Że wtedy zostaniesz - mruknęła. Głos Katii drgnął. Zamilkła.
Wojownik drgnął parę razy. Podniósł się i spojrzał na dziewczynkę Miał łzy w oczach. Objął ją sprawną ręką.
Katia długą chwilę się nie odzywała.
- Pytałeś czy ci wybaczę... - zaczęła znowu. O dziwo mówiła spokojnie, normalnym głosem. Dowiodło to jak bardzo potrafi być opanowana. - Mama ci wybaczyła - powiedziała. Dziewczynka nie odpowiedziała w swoim imieniu. Po ostatnich wydarzeniach nabrała wątpliwości, czy i ona nie zostanie gdzieś w tyle i nie stanie się przeszłością...
Zaran uspokoił się po chwili. - Ona mi wybaczyła... ale ja sobie nie wybaczę - powiedział wojownik i westchnął. - Nigdy sobie nie wybaczę, że ją zostawiłem...
Katia dłużej nie wytrzymała. Rozpłakała się jak dziecko. Nie lubiła takich rozmów. Nie lubiła na głos mówić o mamie... Zawsze kończyło się to tak samo.
- Ma ci nic nie być, słyszysz? Jesteś głupi - powiedziała przez łzy, zła na to, że płacze, zła na Zarana, że jest ranny, zła na wilkołaka, że ugryzł jej ojca...
- Ciii, zrośnie się.. ciało się zrasta.. . - powiedział Zaran. Ciało się zrasta, dusza - nie.
Mężczyzna westchnął ciężko, przytulając Katię.
- Jesteś wszystkim co mi zostało - szepnął.
Katia płakała bardzo długo. W końcu uspokoiła się, gdy opadła z sił. Zaran czuł to, gdy trzymał ją w objęciach. Jeszcze tylko pochlipywała chwilkę.
Zaran się wreszcie uspokoił. - Chodźmy spać - mruknął. - Jesteś głodna? Chce ci się pić? - zapytał.
Katia pokręciła głową. Nie chciała jeść ani pić. Była zmęczona dniem... Zmęczyła ją wędrówka w śniegu, nierozwaga ojca, rozmowa z towarzyszami... Blady strach, który padł na nią w czasie walki z wilkołakiem i teraz ten płacz... Katia właściwie była gotowa zasnąć tu i teraz przytulona do wciąż zakutego w pancerz wojownika.
- To leć się położyć. Ja sobie poradzę ze zdejmowaniem zbroi - mruknął Zaran.
Katia zareagowała dopiero po chwili. Poszła do łóżka wycierając po drodze twarz. Ściągnęła buty i rzuciła ciepłe ubranie na krzesło. Została w spodniach i koszuli. Schowała się w pościeli łóżka i przytuliła się do poduszki.
Wojownik westchnął. Poszedł zamknąć drzwi, potem ściągnął zbroję i położył się spać.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Pon 1:33, 16 Lis 2009     Temat postu:



Dergo i Onyks

Dergo wraz z dzikim kotem Kellena, pokonali jednego wilkołaka, czy cokolwiek to było. Gdy stworzenie leżało martwe, Dergo przycisnął nogą jego głowę do ziemi, aby odzyskać swój miecz, który utknął w jego karku. Chlapnęło krwią stwora.
Zaraz po odzyskaniu broni, chłopak spojrzał na pole bitwy. Wyglądało na to, że jest już po wszystkim - tylko Zaran odrąbywał głowę temu drugiemu stworzeniu. Tak, jego siostra też o tym wspominała - wampirom, wilkołakom i wielu innym stworom warto odciąć głowę, aby upewnić się, że nie wstanie już z grobu.
Dwa celne i silne ciosy sprawiły, że głowy obu stworów były już oddzielone od ciał. Teraz było wreszcie po walce.

- Idę poskładać się do kupy w karczmie. Dergo! W razie czego pomożesz Onyksowi? - powiedział Zaran, podchodząc do niego.
- Tak w ogóle, to jednak potrafisz machać tym mieczem. - dodał i klepnął chłopaka w ramię. Skrzywił się na chwilę, a krew na jego ręce wyjaśniła chłopakowi dlaczego - Zaran oberwał.
- Dzięki. - odpowiedział młody wojownik i uśmiechnął się lekko. Nie tylko go doceniono, ale i został zaakceptowany przez kolejną osobę z grupy.
Cisza zniknął nadzwyczaj szybko, ani trochę nie przejmując się pozostałymi - było to bardzo dziwne. Po chwili, Zaran i Katia także schronili się przed mrozem. Kellen... miał najwidoczniej problem z przedawkowaniem alkoholu i zdaniem Dergo lepiej było zostawić go w spokoju. Kaya była nieprzytomna, ale Onyks już się nią zajmował. Zgodnie z sugestią Zarana chłopak postanowił mu w tym pomóc... zapewne nawet sam by doszedł do takiego wniosku.

Dergo podbiegł do Onyksa i nieprzytomnej Kayi. Jego miecz był cały zakrwawiony.
- Co z nią? - spytał zmartwionym i nieco nerwowym głosem.
- Będzie żyła, muszę ją tylko zanieść na górę, tu na tej zimnicy się wymrozi w parę chwil. - Powiedział genasi podnosząc nieprzytomną kobietę.
- Pomogę ją przenieść. - zaproponował zaniepokojony jej stanem. Kobieta strasznie krwawiła i każdy ruch mógł ją bardziej uszkodzić.
- Poradzę sobie. Spróbuj załatwić trochę ciepłej wody. Ja w tym czasie zobaczę co da się zdziałać. Jak z nią skończę zajmę się pozostałymi. - Z delikatnie trzymaną kobietą na rękach, ruszył spokojnie do karczmy i po chwili wkroczył do niej z impetem Nie wnikał co odbiło Ciszy, miał inne rzeczy na głowie.
- Gorąca woda, jasne. W którym pokoju będziecie? - zagadał, aby nie szukać ich po całej karczmie.
- U niej w pokoju, lepiej żeby się obudziła gdzieś, gdzie zna już nieco otoczenie. - Onyks powoli zaczął wnosić ją po schodach.

Dergo natomiast zatrzymał się w sali głównej. Wziął garnek, przelał do niego pół wiadra wody i postawił na ogniu. Spojrzał na swoje dzieło. "Wiosna przyjdzie, zanim się podgrzeje!" - pomyślał niezadowolony. Chwycił rondelek, przelał do niego trochę wody i postawił na ogniu. Wody było mało, ale wiedział, że przynajmniej szybko się zagrzeje. Jeśli zabraknie, to On po prostu doniesie więcej.
Czekał... Stresował się po całej walce. Może powinien zaatakować wcześniej, szybciej. Może gdyby lepiej się sprawił, nikt nie byłby teraz ranny, czy nawet ciężko ranny. Ale Zaran powiedział, że było nieźle... Chłopak był sam na sam ze swoimi myślami - miał za dużo na głowie i nic konkretnego do roboty. Była to jego... mniej-więcej trzecia poważna walka. Dergo nadal nie był do tego wszystkiego przyzwyczajony i nie wiedział jak sobie z tym poradzić. W zasięgu jego ręki znajdowało się wiele kolorowych butelek, z różnymi trunkami. Bez większego namysłu, chwycił jedną z nich i pociągną dwa łyki - napój lekko palił w gardło i miał słodkawy posmak. Chłopak odetchnął mocno z impetem wypuszczając powietrze z płuc. Poczuł się trochę lepiej.
Zobaczył, że woda zaczęła już całkiem mocno parować, więc złapał rondelek i bardzo szybko zjawił się w pokoju Kayi. Zapukał i nie tracąc czasu czekaniem na odpowiedź, wszedł do pokoju.
Półelfka leżała w ubraniu na łóżku, a Onyks zrzucił z siebie zbroję i wypakowywał bandaże z torby, którą najwidoczniej przyniósł ze swojego pokoju.
- Dzięki za wodę, a teraz jeśli byłbyś tak uprzejmy to zamknij drzwi i popilnuj żeby mi nikt chwilowo nie przeszkadzał.
Wody było niewiele, ale była gorąca i podana szybko.
- Yyy - Wymamrotał nieco zaskoczony Dergo, a Onyks wyczuł w jego oddechu lekki zapach alkoholu. - Chcę pomóc, jakoś konkretnie. - powiedział stanowczo.
- Tak, zdecydowanie i konkretnie pomożesz mi jeśli przypilnujesz żeby nikt mi nie przeszkadzał, chyba że chcesz skończyć zabryzgany krwią i mieć traumę do końca życia. Nie zapominaj, że powiedziałem pozostałym że jak skończę to się nimi zajmę czyli że mogą tutaj zajrzeć w każdej chwili pytając czy skończyłem. Zrozumiano? - kapłan wygłosił młodemu kazanie i lekko, ale stanowczo położył rękę na ramieniu człowieka, dając mu do zrozumienia, że ma sobie iść.
- No dobra. - Powiedział nieco zrezygnowany chłopak. Zdał sobie sprawę, że jeśli będzie się kłócił to opóźni pracę Onyksa, a w tym nie byłoby nic dobrego.
- Może zagrzać więcej wody? - zaproponował jeszcze, wychodząc z pokoju.
- Możesz, przyda się później. Tylko na razie trzymaj ją na ogniu.
Dergo pokiwał tylko głową. Zszedł szybko na dół i postawił na ogniu większy garnek wody - ten który wybrał za pierwszym razem. Po tym co się stało, wolał nie siedzieć tu sam na sam z trunkami - uznał, że pokusa będzie zbyt silna.
Dopilnował, aby ogień pod garnkiem nie był za duży, a następnie wrócił na górę i usiadł pod odpowiednimi drzwiami, pilnując aby nie przeszkadzano Onyksowi.
Zobacz profil autora
Plomiennoluski




Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 3:37, 16 Lis 2009     Temat postu:



Onyks, Dergo

Mimo że udało się pokonać wilkołaka to sytuacja nie wyglądała za ciekawie, jak zwykle po każdej potyczce gdziekolwiek by nie była on musiał sprzątać. Szybko doszedł do nieprzytomnej Kay i zebrał energię powolutku zaczął ją wlewać w poszarpane rany kobiety. Kiedy tylko mu się udało wziął ją na ręce i zaniósł na górę, po drodze odpowiadając zarówno wojownikowi jak i Dergo.

****

Kiedy młodzieniec już wyszedł kapłan zabrał się za opatrywanie rany. Udało mu się chwilowo zatamować krwotok, ale przy tak rozległych obrażeniach potrzebował czegoś więcej żeby nie nadwerężać ledwo załatanej tkanki. Nie był jeszcze aż takim cudotwórcą żeby leczyć takie rany kiwnięciem palca. Rozciął górę stroju i zaczął ostrożnie czyścić rany z krwi i lodu, w tym momencie koncentrował się tylko na jednym. To że podobna sytuacja zdarzała się nie pierwszy raz bez wątpienia pomagało mu przejść do porządku dziennego nad odsłoniętymi wdziękami elfki, to że nie miała w sobie ani troszkę pozaplanarnej krwi dodatkowo ułatwiało mu sprawę. Po oczyszczeniu ran szybko założył szwy i nałożył opatrunki. Zanim przykrył ją kocem położył jej swój srebrny sztylet niedaleko głowy.
- Jaka takaś rychła do dobijania to spróbuj to sama sobie zrobić przyszła pani wilkołaczyco. - wymamrotał po cichu.
Podszedł do drzwi i uchylając je nieco rzucił do Dergo.
- Póki co z nią skończyłem, możesz zawołać Zarana to się nim zajmę, sprawdź czy nie ma jakiegoś wina i czerwonego mięsa, straciła sporo krwi i trzeba jej zrobić odpowiednią dietę. Potem najlepiej się trochę zdrzemnij.- wolał dać chłopakowi coś do roboty bo jeszcze gotów był stać tutaj pod drzwiami całą noc. Sam wrócił do pokoju i usiadł na krześle, musiał się zastanowić co zrobić z tymi nieszczęśnikami. Nie był w stanie osobiście zdjąć z nich klątwy, mógł spróbować tylko uwarzyć lekarstwo o ile znajdzie gdzieś tutaj odpowiednie zioła, nadzieja leżała w samych kwaterach karczmarza i zapasach martwej zielarki. Inną opcją było gnanie na łeb na szyję do najbliższego miasta gdzie mogliby uzyskać pomoc jakiegoś potężniejszego niż on kapłana, zdecydowanie wolałby jednak znaleźć to zielsko.
Zobacz profil autora
Mekow




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunmow

PostWysłany: Śro 19:01, 18 Lis 2009     Temat postu:



Dergo & Kaya (bez podtekstów Razz)

Młody wojownik nie miał ochoty na stanowisko chłopca na posyłki, a zdawało mu się, że powoli nim zostaje. Wykonał jednak zalecenia Onyksa.
Poszedł po Zarana... ten jednak spał i chłopak postanowił go nie budzić. Zszedł więc na dół. "Wino i czerwone mięso" - znalazł oba, ale mięso było surowe. Zabrał wino i zaniósł je do pokoju Kayi. Akurat kiedy wchodził, kobieta przebudziła się i spojrzała na niego co najmniej zdziwiona. Przez chwilę przecierała oczy, jakby łapiąc ostrość obrazu, w końcu dźwignęła się lekko do pozycji prawie siedzącej. Od razu tego pożałowała, bok zapłonął potwornym bólem. Syknęła cicho.
- A więc przeżyłam - mruknęła. - Jak widzę, ty też jesteś w jednym kawałku. Czyli pokonaliście wilkołaka i tego stwora? - zapytała, świdrując chłopaka chłodnym wzrokiem.
Gdy Dergo zobaczył, że półelfka jet przytomna i próbuje wstać, nie miał pojęcia jak zareagować. Stanął przez moment jak strach na wróble.
- Nie wstawaj. - powiedział nieśmiało z wyczuwalną nutą troski. - Zabiliśmy oba stwory. - wyjaśnił.
- To dobrze - skinęła mu głową. - Jak Zaran i Kellen? Są ranni? A Katia? Nic się małej nie stało? Co z Ciszą? Mam nadzieję, że wilkołak go jednak nie udusił i jest cały i zdrowy... - zapytała. - Tylko nie mów nikomu, że się pytałam.
- Wszyscy żyją. - powiedział na wstępie, aby uspokoić kobietę. - Tylko Zaran jest lekko ranny. Nie wiem jak z Ciszą, bo zniknął zaraz po walce, ale był w stanie samodzielnie wrócić do karczmy. - powiedział szybko.
- Nie mówić, że pytałaś? - powiedział po chwili zastanowienia. Chciał dodać na początku słowo "dlaczego", ale nadal obawiał się tej kobiety i jakoś się na to nie zdobył.
- No, nie mówić - stwierdziła krótko. - Jeszcze pomyślą, że się martwię czy coś.
Rozejrzała się po pokoju i na chwilę przymknęła oczy. Ona się martwiła o innych, a tak naprawdę siedziała tutaj sama.
Tylko Dergo zajrzał do niej. Nawet nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna, ale to nie miało znaczenia. Zawsze była sama i teraz wiedziała, ile tak naprawdę znaczy dla Kellena czy Zarana. Jeden pijany, drugi ranny... ale mogli chociaż zajrzeć!
- Dobrze, że nic im nie jest - powiedziała po chwili. "Sama im wypruję flaki, jak tylko się poczuję lepiej" - dodała w myślach, uśmiechając się nieznacznie.
Dergo odwzajemnił ten lekki uśmieszek. Podszedł do niej bliżej - na zasięg ręki.
- Lekarz zalecił. - powiedział pokazując jej trzymaną w rękach butelkę wina. - Ale chyba chodziło o umiarkowaną ilość. - dodał szybko i zajął się odkorkowaniem butelki. - Jak się czujesz? - spytał.
- Miło, że cię to interesuje, Dergo. Czuję się dość dobrze jak na kogoś, kogo wilkołak usiłował zjeść - odpowiedziała, wzruszając lekko ramionami. Bark zabolał, a ona tylko się skrzywiła, kręcąc głową. Zapomniała o nim. - Wino się przyda, w dużej ilości, przynajmniej nie będę czuć tych ran - dodała, uśmiechając się łobuzersko.
Nie zastanawiając się nad tym zbytnio, chłopak chwycił kubek i napełnił go winem. Podał jej go, mając nadzieję, że jest w stanie sama pić.
Milczał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć, aż w końcu wypalił: - Zaran chyba śpi.
- Hm? No i dobrze, niech śpi. Ty też chyba powinieneś.
Całkiem nieźle sobie radziła, choć była bardzo osłabiona. W kilku dużych łykach opróżniła kubek i podała chłopakowi.
- Też się napij, jeśli chcesz. Potem będzie nam się lepiej spało...
Dergo uśmiechnął się niemrawo. Już druga osoba radziła mu pójście spać. Owszem, tak zapewne byłoby najlepiej, ale nie był pewien czy uda mu się tak spokojnie zasnąć. Pomyślał sobie, że alkohol zwykle go usypiał. Napełnił kolejny kubek i podał go jej.
- Dzięki. - powiedział i upił nieco wina prosto z butelki - z gwinta. Kaya uśmiechnęła się do niego i razem, w spokojnym milczeniu wypili wszystko. W końcu kobieta zrobiła się śpiąca. Nim Dergo zdążył się pożegnać, półelfka zasnęła niespokojnym snem. Jej gorączka wróciła...
Dergo delikatnie przykrył kobietę pod głowę. Opuścił jej pokój zamykając za sobą drzwi na klamkę.
Powolnym krokiem udał się na dół. Rozejrzał się, ale nikogo tam nie było. Złapał kolejną butelkę wina i udał się do swojego pokoju. Na miejscu przypomniał sobie słowa Katii i zamknął się na klucz... Wino pomogło mu zasnąć.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach