Autor / Wiadomość

[DC] Gotham Under Dark

Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:39, 16 Wrz 2010     Temat postu:


Crystal i Felix

Niezauważeni przez nikogo opuściliście budynek i zaczekaliście na taksówkę kilka metrów od antykwariatu, przyglądając się od czasu do czasu kręcącym się gliniarzom. Nie wzbudzaliście żadnych podejrzeń – dla postronnego widza czy przechodnia wyglądaliście jak para znajomych wracająca być może z jakiejś imprezy. Nikt was o nic nie pytał, nikt się nie zainteresował.

Taryfa przyjechała niewiele później. Gruby, zarośnięty mężczyzna w dziwnej czerwonej czapce zaprosił was do środka, a gdy wsiedliście, w wasze nozdrza wbił się fetor sfermentowanego wina połączony z zapachem tytoniu. Crystal ledwo co utrzymała posiłek w trzewiach, po czym uchyliła okno w drzwiach.

- Co za paskudna pogoda. Takiej zimy to ja nie pamiętam jak żyję. Jakby sam miłościwy bóg się na nas uwziął… – rzucił taksówkarz z wyraźnym włoskim akcentem, odjeżdżając z Castle Street. Zerknął jeszcze na antykwariat, przy którym pracowała policja i westchnął. – A tutaj co się stało? Jakiś napad, czy co? To miasto kiedyś zwariuje do końca, mówię państwu.

* * *

Dwadzieścia pięć minut później znaleźliście się nieopodal doków Dixona i dziękowaliście Bogu, że w końcu dojechaliście na miejsce. W niemal pół godziny dowiedzieliście się prawie całej biografii pyzatego Włocha i aż wam się rzygać chciało. Nie pierwszy raz stwierdziliście, że ci kolesie łączą przyjemne z pożytecznym – ale przyjemne chyba tylko dla nich, bo komu się chce wysłuchiwać historii ich życia? I co was obchodziło, że wujek Luigi pieprzył żonę wujka Mario? Mężczyzna jednak nie zdecydował się wjechać na teren doków, więc wysadził was kilkanaście metrów przed. Zresztą, dla was to i tak wielkiej różnicy nie robiło. Taksówkarz zgarnął kasę za przejazd i chwilę później zniknął za zakrętem.

Śnieg sypał nadal, a ulica prowadząca do doków była całkiem pusta. Za siatką broniącą wstępu na ich teren dostrzegliście tylko jeden radiowóz GCPD z migającymi kogutami, jednak gliniarzy nigdzie nie było widać. Żeby nie wzbudzać podejrzeń ruszyliście wzdłuż siatki, w głąb niewielkiego sosnowego lasku po prawej stronie. Gdy tylko upewniliście się, że światło latarni nie dociera do was, Felix ze zręcznością kota przeskoczył ogrodzenie, natomiast Crystal po prostu zmieniła formę i jako błękitny dymek, niczym duch przepłynęła przez siatkę.



Doki były o tej godzinie bardziej milczące niż zwykle, a wylegająca zewsząd ciemność, połączona z wizerunkiem tego miejsca mogła napawać nawet grozą. Nie słyszeliście, by pracowały jakieś maszyny, lub by cokolwiek działo się na trapach wiodących do poszczególnych statków, zacumowanych przy brzegu. Było nienaturalnie cicho, jedynie śnieg skrzypiał pod nogami Felixa, gdy lawirowaliście między budynkami zmieniając swoje położenie.

W pewnym momencie minęliście radiowóz, dostrzegając, że drzwi są otwarte, a kluczyki wciąż siedzą w stacyjce. Nie sądziliście, by gliniarze zostawili własny samochód od tak, bez zabezpieczenia. Doki może i spały, ale gdzieś między wielkimi skrzyniami, barakami i budami czaił się jeden ze świrów, z którym powinien walczyć teraz Batman, albo któryś z jego kompanów. Podświadomie przeczuwaliście kłopoty.

Przemykaliście cicho niczym zjawy między kolejnymi halami i mniejszymi budynkami, by w końcu w głębi doków dostrzec światło w okiennicach sporej, prostokątnej hali robotniczej. Zbliżyliście się, w ostatniej chwili kryjąc się za rogiem jednego z budynków, gdy przy wielkich, metalowych drzwiach do oświetlonej żółtym światłem hali jakieś dwadzieścia metrów dalej dostrzegliście dwóch strażników. Przez chwilę wydawało wam się, jakby po lewej stronie, tuż na skraju budynku przemknął jakiś kształt, ale wzrok skąpany w mroku mógł teraz płatać niezłe figle.

Ubrani w garnitury i płaszcze, z karabinami w dłoniach, dwaj mężczyźni obserwowali okolicę broniąc wejścia do środka. Wyglądało na to, że w środku działo się coś ciekawego.


David

Zostawiając nieznajomych, szybko przemieszczałeś się po dachach, brnąc w śnieżycy i mrozie, z każdym kolejnym budynkiem zmniejszając dystans do swego mieszkania. W końcu dotarłeś na miejsce, jednak nie byłeś zachwycony znalezionymi informacjami o Axe-Man’ie. Niewiele o nim pisali, a jeśli już, to jedynie tyle, że był świrem, który uważał się za samozwańczego bohatera, który z wielkim toporem i garstką wierzących w niego ludzi miał zamiar oczyścić Gotham z wszelkich szuj i kryminalistów. Oczywiście na swój sposób, co nie spodobało się Batmanowi.

Mroczny Rycerz zapewnił mu darmową wycieczkę do Arkham zaledwie pół roku temu, a teraz ten szaleniec znów był na wolności. Zdawałeś sobie doskonale sprawę z tego, że ktoś kto trafia do Arkham, nie wychodzi z niego zresocjalizowany, a jedynie bardziej pokręcony, więc przeczuwałeś najgorsze. Zostawiłeś to wszystko, zamknąłeś mieszkanie i udałeś się do doków. Komunikacja dachowa dzisiejszej nocy naprawdę zdawała egzamin.

W przeciągu dziesięciu minut znalazłeś się na miejscu. Śnieg sypał nieprzerwanie i robiło się coraz zimniej, gdy przysiadłeś na ramieniu jednego z żurawi portowych mając wgląd niemal na całe doki.



Kilka skoków po mniejszych i większych dachach doprowadziło cię do hali, gdzie z okiennic wysypywało się w mrok nocy blade, żółte światło. Od razu dostrzegłeś też dwóch strażników przy wielkich, stalowych drzwiach. Pokusa by się ich pozbyć była bardzo kusząca, jednak gdy dojrzałeś oszklony dach, podobnie jak wtedy w antykwariacie, szybkim, długim susem przeskoczyłeś bezgłośnie na dach hali.

Zajrzałeś przez „szklarnię” do wewnątrz. Poniżej, jakieś dwa metry od miejsca gdzie się znajdowałeś, dojrzałeś skupionych wokół drewnianego stołu około siedmiu, ośmiu ludzi z karabinami. Na jego skraju stał potężnie zbudowany, zakapturzony mężczyzna z największym toporem jaki w życiu widziałeś. W jego barki powbijane były jakieś kolce, bądź gwoździe, jednak mężczyzna najwyraźniej nic sobie z tego nie robił.



Szybko oceniłeś sytuację. Zdecydowanie było ich zbyt wielu, by wpaść do środka i wejść w otwartą walkę, a światła wewnątrz hali porozmieszczane były sektorowo, więc nie udało by ci się ich wyłączyć nie zostając dostrzeżonym. Poza tym sam Axe-Man nie wyglądał na takiego, który tanio odda skórę. Najgorsze było jednak to, co udało ci się uchwycić kątem oka chwilę później.

Na dwóch stołach nieopodal „zebrania”, leżeli przypięci pasami dwaj policjanci. Wyglądało na to, że jeszcze żyją, ale patrząc, jak Axe-Man od czasu do czasu ostrzył swój topór, nie wyglądało to dobrze. Przez chwilę wyczułeś na dachu jakiś obcy zapach, jednak niczego nie dostrzegłeś w ciemnościach nocy, ani tym bardziej nie usłyszałeś. Spojrzałeś na skupionych przy stole bandziorów - zdecydowanie trzeba było coś zrobić, bo nie sądziłeś by ten zakapturzony freak dał odejść dwóm gliniarzom wolno.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:37, 16 Wrz 2010     Temat postu:


Frozen

Podróż do doków minęła im we względnej (nie licząc gadania kierowcy) ciszy, gdyż każde z nich było zajęte swoimi myślami. Przez całą drogę Crystal próbowała wymazać z pamięci ten szaleńczy wzrok i spojrzenie zielonych oczu, które jakoś bardziej jej pasowały do Jokera niż Scarecrowa. O ile dobrze pamiętała, ten typ był jakimś psychicznym maniakiem, który lubił straszyć ludzi, a nie zwykłym złodziejaszkiem. No i jeszcze zachowywał się, jakby niczego nie pamiętał, co tym bardziej wydawało się dziwne. Oczywiście mógł po prostu udawać i potem próbować zwalić winę na kogoś innego, ale tak czy inaczej musiała porozmawiać z bratem. On znał się najlepiej na tych wszystkich przestępcach i na pewno wiedział, jak powinien się zachowywać Scarecrow po ucieczce z Arkham.

A może to nie była ucieczka? A jeśli ktoś wypuścił i jego i Two-Face’a, a potem jeszcze tego mordercę z siekierą? I na przykład miał zamiar powypuszczać wszystkich?! Przełknęła głośniej ślinę, jednym uchem słuchając słów Włocha. Cała ta sprawa była podejrzana i coraz bardziej się martwiła o Victora. Skoro go nie było przy antykwariacie, mógł już leżeć gdzieś martwy… Lub być w zupełnie innej części miasta. Miała nadzieję, że chociaż w dokach na niego trafi.

Wyjęła telefon, próbując się do niego dodzwonić, jednak jego aparat milczał. Chłopak zawsze tak robił, jak wychodził z domu – wyciszał komórkę i chował ją do jednej z przegródek przy swoim specjalnym pasie. Bo przecież – oczywiście! - musiał mieć podobny do tego, którego używał Batman. Korzystając z okazji sprawdziła swój terminarz i westchnęła ciężko – jutro czekała ją sesja zdjęciowa dla Mercedesa, z samego rana miała spotkanie w firmie, no i jeszcze musiała się jakoś umówić z tym całym Waynem. Który, tak swoją drogą, był całkiem miłym i sympatycznym facetem. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie, może kolejne spotkanie nie będzie aż tak upiornie nudne, jak posiedzenia firmy?

Nie, bynajmniej nie miała zamiaru z nim flirtować, podrywać czy wdawać się w jakieś dziwne relacje, w ogóle nie interesowała się mężczyznami od tej strony. Nie po to przez tyle lat unikała skandali, by teraz uganiać się za synem najbogatszego i najbardziej wpływowego człowieka w Gotham. Zresztą… matka jej mówiła, by uważała na takich.

Taksówka zatrzymała się.
- Dalej nie jadę, stąd to już tylko kawałek – oznajmił kierowca, sprawdzając licznik podwieszony pod dachem samochodu. Crystal również zerknęła na czerwone cyferki, odliczyła należną kwotę plus kilka dolarów napiwku i podała mężczyźnie pieniądze, który szybko je przeliczył, po czym schował.
- Proszę. Niech pan jedzie bezpiecznie i uważa na siebie, w taką pogodę łatwo o wypadek.
- Dziękuję, proszę pani –Włoch uśmiechnął się znad wąsa i skinął głową, uchylając nieco swej czapki. – Co w ogóle będą państwo robić o tej porze w dokach? – nie mógł nie zapytać.
Crystal uśmiechnęła się szeroko.
- Zwykły nalot na jeden z magazynów BIOlife. Coraz bliżej świąt, do tego pogoda nie dopisuje i ponoć ochrona zamiast patrolować swoje sektory, siedzi w jednym pokoiku i gra w karty. Wie pan, my ich rozumiemy, ale taką mamy pracę. I skoro nas można wyrwać w środku nocy, żebyśmy coś sprawdzili, to oni tym bardziej mogliby się bardziej przykładać do czegoś, za co im się płaci.
- No niby racja… Poczekać?
- Nie, nie trzeba. Zaraz się kończy zmiana, więc zabierzemy się samochodem ochrony, jak będą wracać.
- Cóż, w takim razie życzę spokojnej nocy. – Raz jeszcze uchylił czapkę.
- Wzajemnie.

Dostanie się na teren doków nie było dla nich żadnym wyzwaniem, więc po kilku chwilach byli za siatką. Crystal postanowiła pozostać w swojej drugiej postaci, co jej towarzysz musiał odczuć – temperatura wokół kobiety spadła drastycznie, a beton pod nogami Frozen pokrywał się szronem przy każdym kroku. W końcu znaleźli jeden magazyn, w którym ewidentnie coś się działo i musieli chwilowo szukać schronienia przed wzrokiem „ochroniarzy”.
- No proszę, a ci jednak pracują – cmoknęła, kręcąc głową.

Dwóch uzbrojonych mężczyzn nie powinno być większym problemem, a w każdym razie taką miała nadzieję.
- Postaram się ich zamrozić, żeby nie zaczęli strzelać. Potem będziemy mogli się nieco swobodniej rozejrzeć - szepnęła do towarzyszącego jej mężczyzny. – Ty sprawdź okna, ja wlecę na dach i jeśli dam radę, to dostanę się do środka przez system wentylacyjny.
Coraz bardziej się sobie dziwiła, że tu jest i cała ta sprawa tak ją interesuje.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Nie 15:42, 19 Wrz 2010     Temat postu:


Stalker:

Z dachu widok był dość, dobry, gorzej z tym co się dało zobaczyć. Stalker rozejrzał się po postaciach stojacych w magazynie. Ten gość z toporem dużo najwyraźniej gadał. Gestykulował parokrotnie. to nie jakiś pomniejszy drapieżnik, a i wszyscy tam na dole maja bron palną. Dystans czynił bezpośrednią akcję bezsensowną.
Stalker odszedł od „szklarni” i rozejrzał się po okolicy. Zobaczył jakąś zwałę żelastwa na dole. Wyszczerzył się i szubko udał się w jej kierunku. Znalazł parę metalowych beczek, trochę złomu… kilka metalowych prętów, jakieś kawałki czegoś, co mogło równie dobrze kiedyś być karoseriach bokiem dużego pudła. Rozpoczęła się mrówcza robota. Stalker ganiał w dół i w górę ze złomem, wpierw zabrawszy beczki, a potem napełniwszy złomem. Jeśli będzie musiał się wycofać będzie miał „amunicję”. Potem wyjrzał ostrożnie znad krawędzi dachu.

"Hmm... Dwóch strażników z karabinami" skomentował w myślach swoje spostrzeżenie. "U... jeden oszczędza chyba na mydle od ostatniego chlania" dodał, gdy wiatr przyniósł smród któregoś z nich. Przed przystąpieniem do akcji ruszył jeszcze na małe "rozpoznanie". Każdy większy cień może zarówno dać schronienie, jak i być wygodną lokacją do ataku z zaskoczenia. Zwierzyna w magazynie pewnie znają okolicę. Drapieżnik nie może pod tym względem im ustępować.

Stalker weźmie w łapę wielki kawał metalu, który chyba kiedyś był tłokiem silnikowym. Przyczai się na dachu i wychyli nieco, by być w gotowości do skoku. Wpierw planował cisnąć tłokiem w łeb jednego z tych gości, a potem skoczyć na drugiego. Gdy tylko upewni się, ze obaj goście są nieprzytomni upchnie ich gdzieś w jakimś zaułku, ale wpierw zdejmie jednemu kapelusz, zapałki, zapalniczkę.. cokolwiek małego, co mogło mu „upaść, gdy został szybko i brutalnie zabity”. Ostatecznie wystarczy sam karabin. Obiekt i śnieg wokół skropi krwią upuszczona z rany któregoś z nich. Po ciosie szponami lub tym metalowym tłokiem powinny zostać paskudnie wyglądające rany, a głowa jest mocno ukrwiona, powinno polecieć „jak ze zdroju”. Tak na prawdę najchętniej by po prostu zabił tych dwóch gości i umazał całe drzwi frontowe ich krwią, a poskręcane zwłoki nabiłby na jakieś druty, pozbawiwszy je głowy i paru kończyn, ale…
Nie… jeśli wyjdą z pierdla i znów zajmą się tym samym to wtedy się to załatwi „na czerwono”. U Stalkera jest druga szansa, nie trzeciej – już nie. Inną kwestią było to, że tym nad tymi tu ma przewagę, więc może sobie pozwolić na luksus pozostawiania ich przy życiu. Z axe-manem może być gorzej. Możliwe, że nie da rady go ogłuszyć i będzie musiał go po prostu zabić.

Po tych wstępnych przygotowaniach weźmie się za typów w środku. Wpierw upewni się, że nikt nie załączy żadnych źródeł światła na zewnątrz magazynku. Następnie przywali mocno w drzwi i ucieknie na dach. Musi poczekać na reakcję tych tu. Ogólnie strategia byłą taka sama jak w antykwariacie… i w sumie taka sama jak zawsze. Nie dać się zauważyć, wyłapać po jednym, stosować wszystkie manewry. Korzystać z pewnych okazji.

Dodatkowo jednak teraz Stalker mógł ciskać metalem zgromadzonym na dachu. Jeśli będzie okazja to zrzuci na Axe-mana najcięższą beczkę pełną poskręcanego, przerdzewiałego metalu. Na resztę powinna wystarczyć zawartość pozostałych beczek. Tłoki, metalowe sztaby i zwinięte kawałki metalowych elementów od maszyn miały dostateczna wagę, by „wyłączyć” zwykłego człowieka. W razie możliwości Stalker planował zbierać „zużytą amunicję”, by pogłębić wpływ na tych ludzi na dole. Może i mają po swojej stronę Siekierezadę… ale to ich nie chroni.

Axe-man, czyli danie główne musi poczekać aż wszyscy inni będą już nieprzytomni. Stalker zajmie się nim w ostatniej kolejności. Walkę musiał przeprowadzić na dystans, ciskając w niego złomem. Znalazł też solidnie wyglądający, gruby metalowy pręt pochodzący chyba z jakiegoś starego rusztowania. Od biedy będzie mógł go użyć jako maczugi, lub do obrony przed toporem, ale na to drugie nie liczył za bardzo. Wolał polegać na unikach, wyczekiwaniu okazji i swoich szponach. Axe-man nie jest tak słaby jak Crane. To nie naukowiec. To wojownik. Gość, który chciał być bohaterem. Nie pójdzie tak łatwo. Typ mógł mieć na podręczu toporki lub noże do miotania. Stalker będzie musiał obserwować jego ruchy, jeśli miałoby dojść do walki wręcz… I będzie musiał go wpierw osłabić. Poranić. Poharatać. Niech straci trochę krwi. Każda rana którą otrzyma, każdy jego cios który chybi będą pożerać nieubłaganie jego zapas energii.
Pozostawała tez ostatnia kwestia. Ów obcy zapach. Stalkerowi nie wydawało się, by tak pachniało któreś z tej dwójki. Musi uważać. Możliwe, że w tym doku jest jeszcze ktoś, a jeśli Stalker go do tej por nie zobaczył, to znaczy, że kryje się lepiej

.. i możliwe, że wie o jego obecności, a to jest bardzo irytujące.
Tak czy inaczej kolejno wedle malejącego priorytetu były czujność, niewykrywalność i dopiero potem usuwanie celów. Walka z Axe-manem –tylko gdy pozostali będą rozbrojeni i/lub nieprzytomni.
Walka wręcz z Axe-mane – tylko w absolutnej ostateczności.
Uratowanie tamtych dwóch policjantów byłoby niezłe… ale Stalker wolał zmłócić wszystkich złoczyńców i po prostu dać znać z ich radiowozu, by ktoś tu po nich „wpadł”… i żeby zwinęli Axe-man’a i wszystkich jego przydupasów. W sumie nie obchodziło go to, komu przypiszą zasługę ułożenia ich „do snu”. Można by podpiąć to pod Batmana, by goście myśleli, że typ potrafi być w dwóch miejscach na raz… ale z drugiej strony „uszaty” mógłby się irytować…
Ech, jeśli się uda to pozostawię to po prostu bez komentarza. Będzie bardziej „po mojemu". Niech zacznie się polowanie...” pomyślał i przystąpił do realizacji planu.
Zobacz profil autora
Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:05, 21 Wrz 2010     Temat postu:


Było cicho jak w grobie, gdy pod osłoną mroźnej nocy Stalker skoczył na dwóch strażników chroniących drzwi wejściowe do hali. Nawet nie pisnęli, gdy jeden padł z miejsca pod mocnym uderzeniem Davida, a drugi, chwycony za garnitur, walnął z całym impetem o ścianę zalewając się krwią. Coś nieprzyjemnie chrupnęło w jego szyi i Stalker wyczuł, że serce przestaje pompować krew, ale nie przejął się tym zupełnie. To była wojna, a na wojnie są ofiary. Poza tym w środku leżało przykutych do stołów dwóch gliniarzy, którzy z pewnością odliczali już swe minuty. Młody mężczyzna nie zamierzał użalać się nad płotkami. Kątem oka dostrzegł niewielką, błękitną mgiełkę wdzierającą się do przewodu wentylacyjnego tuż pod poziomem dachu a wiatr przyniósł mu odpowiedni zapach. Wiedział, że nie jest sam, zwłaszcza, gdy zobaczył wyłaniającego się z mroku nieznajomego, którego spotkał na dachu antykwariatu. Najwyraźniej i on i kobieta, która właśnie wpełzła do wentylacji przybyli tutaj za Axe-Man’em i postanowili zrobić to na swój sposób. Należało więc działać.

* * *

Frozen zmieniona w gazową formę wyminęła poznanego przy antykwariacie mężczyznę, który zajął się strażnikami przy wejściu do hali i szybko pojawiła się w środku, przyjmując na powrót swoją postać. Ukryła się za kilkoma wielkimi drewnianymi skrzyniami i póki co była szczęśliwa, że nikt nie odkrył jej obecności. Przyglądała się i przysłuchiwała rozmowie wielkiego mężczyzny z toporem i jego towarzyszy, próbując ustawić się jak najlepiej, by powalić przy pierwszym wejściu jak największą liczbę przeciwników. Plan spalił na panewce, gdy nagle drzwi otwarły się z piskiem i do środka wkroczył… Felix!! Od razu zwrócił tym uwagę zebranych, którzy unieśli w jego kierunku swe karabiny i otworzyli ogień.

Co on sobie wyobrażał?! Że wszystkich pokona zupełnie sam?! Crystal przyglądała się, jak przy użyciu swoich zdolności spowalnia kule i ich unika, jednak nie był w stanie wszystkiego załatwić tym sposobem. W końcu kilka serii dopadło go i odrzuciło naszpikowane ołowiem ciało na zebrane pod ścianą wypełnione czymś worki. Frozen widziała bladą twarz chłopaka i jego gasnące oczy, jakby wpatrywały się w nią odkrywając jej pozycję. Rechot jego zabójców rozniósł się po hali, gdy podeszli do niego a jeden z nich kopnął martwe ciało sprawdzając, czy mężczyzna rzeczywiście nie żyje. Postanowiła działać.

* * *

Co ten gnojek narobił! Zepsuł cały dobry plan, który w mniemaniu Stalkera mógł doprowadzić do pozytywnego rozwiązania. Pozytywnego oczywiście dla Davida, bo tamci na dole, których obserwował od dłuższego czasu z dachu budynku, zupełnie go nie interesowali. Liczyło się polowanie! Teraz siedmiu typów z bronią zostało zaalarmowanych, a sam prowodyr leżał zapewne martwy. Axe-Man uniósł swój topór i ruszył w kierunku szamotających się gliniarzy. Zapewne zamierzał zakończyć również ich życie. Stalker nie mógł na to pozwolić.

* * *

To było straszne! Felix został rozniesiony na strzępy i leżał teraz bez życia w kącie hali, a Crystal cała drżała. Najpotężniejszy z nich, zapewne Axe-Man, ruszył w kierunku związanych policjantów z uniesionym, wielkim toporem. Frozen próbowała coś zrobić, jednak póki co skostniałe ze strachu członki odmawiały jej posłuszeństwa.

Chwilę później usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i wraz z deszczem odłamków szyby, która runęła, na stół spadła z impetem ogromna beczka, rozbijając go w drzazgi i wywołując niemałe zamieszanie. Tego bandyci na pewno się nie spodziewali, odruchowo oddając serię z karabinów prosto w wyrwę w dachu. Gdy skończyła im się amunicja i nerwowo przeładowywali, Frozen była świadkiem niebywałej sceny. Ukryta za beczkami widziała bestię, która z niesamowitą szybkością znalazła się w hali i pozbawiała tchnienia bądź życia kolejnych przeciwników. Kojarzyła tego mężczyznę – to był ten sam, którego spotkała w antykwariacie. Widząc, że jest zajęty zbirami Axe-Mana, w końcu obnażyła swoją obecność i ruszyła w kierunku wielkoluda, zamierzając go zamrozić.

* * *

Stalker i Frozen walczyli w tej hali z różnych powodów i pobudek. Oboje mieli własne priorytety i z pewnością różne podejście do obecnej sytuacji. David lawirował między odzianymi w garnitury zbirami niczym zaprogramowana na zabijanie maszyna, wyprowadzając instynktowne ruchy, które w większości przypadków docierały do adresata i póki co go nie zawiodły. Zdążył położyć na deski czterech, nim kolejna seria z automatu przerwała jego morderczy cug. Uskoczył w bok, a następnie ciął szponami strzelca, którego krzyk urwał się, gdy osunął się bez życia na podłogę.

Chwilę później oboje dojrzeli, jak Axe-Man pada na deski i z mroku panującego w magazynie wyskoczyła postać w szkarłatno-czarnym stroju. Słyszeliście o Red Robinie już wcześniej, ponoć był jakoś powiązany z Batmanem. Teraz stał kilka metrów od was i ruszał na wielkiego, zakapturzonego mężczyznę.



Axe-Man warknął coś pod nosem i próbował zerwać się do pionu, jednak Frozen uderzyła w niego falą mrozu i po chwili gigant nie mógł się ruszyć. Red Robin nie potrafił jednak wyhamować wyprowadzonego wcześniej ciosu i uderzył wielkoluda kolanem w twarz. Coś chrupnęło, gdy głowa zbira opadła na bok bez czucia.

Jeden z przytomnych bandytów wykonywał nerwowo jakiś telefon. Stalker chciał się nim zająć, jednak pierwszy dopadł go Red Robin. Gangster, trzęsąc się jak galareta, wypuścił komórkę z rąk wpatrując się w zimne oblicze zamaskowanego. Red Robin spojrzał niezadowolony na wyświetlacz telefonu.
- Dla kogo pracujesz? Dla Scarecrowa? – zapytał szorstkim głosem. – To on jest twoim szefem?
- Nie wiem, człowieku. Kazał nam czekać tutaj na Batmana… - odparł tamten, a Stalker wyczuł, jak zbir poci się pod garniturem.

Red Robin zdzielił bandytę czołem prosto w nos, a gdy ten osunął się na podłogę, zerknął na stojących nieopodal Frozen i Stalkera. Lampa nad nimi bujała się nieznacznie, rzucając co chwilę dziwne refleksy na zebranych pod nią. Ostatni ze spanikowanych bandytów wypadł na zewnątrz – Stalker miał zamiar go ścigać, ale Red Robin stanął mu na drodze.
- Kim jesteście i co tu robicie? Gdyby nie wasza głupia interwencja, wszystko poszłoby zgodnie z moim planem – rzucił spokojnie zamaskowany. Postawa jego ciała dała wam doskonale do zrozumienia, że był przygotowany na kolejną walkę.


* * *

Gdzieś w dokach…


Pete pędził co sił w nogach rozbijając chrupiący pod nogami śnieg, zupełnie nie zwracając uwagi na panujący mróz. Dzisiejszej nocy miał to w dupie, a przerażenie sprawiało, że chyba nigdy wcześniej nie uciekał z taką prędkością. Nie zamierzał walczyć o cudzą sprawę. Karabin odrzucił gdzieś po drodze, by nie zajmował miejsca i nie ciążył przy pokonywaniu kolejnych metrów pośród grubej warstwy śniegu.

Nie wiedział, dokąd biegnie i wcale go to nie obchodziło. Chciał jedynie wyrwać się z doków i wrócić do domu, do czekającej na niego Tiffany. Łapiąc w płuca mroźne powietrze i przedzierając się między kolejnymi budynkami wyrzucał sobie, że nie posłuchał swojej żony. Gdyby tak zrobił, teraz zapewne siedziałby w ciepłym mieszkaniu przed telewizorem. Ale nie, bo musiała go nęcić szybka, łatwa kasa!

W końcu wypadł z doków i zatrzymał się za bramą, łapczywie garnąc powietrze do płuc. Chwilę potem usłyszał spokojne kroki w śniegu, a gdy uniósł głowę ujrzał mężczyznę w szerokim, czarnym płaszczu i wysokim cylindrze tego samego koloru. Moskitiera skrywała jego twarz.
- Zawiodłem się na tobie! – metaliczny, szorstki dźwięk doszedł uszu Pete’a.
- To ty! Ty dzwoniłeś do Eddie’ego! – mimowolnie, targany przerażeniem bandzior przysunął się do siatki. Nieznajomy był naprawdę dobrze zbudowany i wzbudzał strach. W dłoni dzierżył czarną laskę. – Próbowaliśmy zwabić Batmana ale zamiast niego pojawił się ktoś inny… Musisz mi uwierzyć! Chcieliśmy go zabić!
- Każdy kiedyś umrze. – odparł spokojnie metaliczny głos.
Pete zdał sobie sprawę, że nie może się ruszyć. Nieznajomy zbliżał się szybko niczym zjawa, a chwilę później przystawił mu laskę do szyi. Bandyta odruchowo odsunął głowę i uniósł obie dłonie.
- Przepraszam, to się już nie powtórzy…
- Dokładnie. Nie powtórzy się. – odpowiedział zamaskowany.
Przerażony bandyta dostrzegł jedynie cztery metalowe szpony, które nagle wysunęły się z podstawy laski, a chwilę później poczuł przeszywający ból w piersi. Krzyknął, jednak sam już tego nie słyszał. Zamaskowany mężczyzna wydobył z jego piersi ociekające krwią serce i wpatrując się w nie czerwonymi ślepiami powtórzył.
- Każdy kiedyś umrze.
Chwilę później schował je pod poły płaszcza i zniknął w mroku śnieżnej nocy.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Wto 20:04, 21 Wrz 2010     Temat postu:


Frost, Stalker (i Red Robin też!)

- Użżnałem, że możnaby dodaś cosz od szebie.. wiesz... wkład w szpokój w mieszcze... może wypuszczisz gliniarzy? Muszą iszcz żmienicz szpodnie, żeby im czonieczo nie żamarżło... - odparł Stalker i wyszczerzył się. Wskazał Red Robina szponem - Jakbym wiedżał o twoim planie to bym szę przypatrywał... i notował szposztrzeżenia. W kończu żajmujesz szę tym dłużej niż ja... - skinął ręką na leżących z tyłu oprychów.
- A mógłbyś wyjąć gumę z ust, jak do mnie mówisz? - zapytał Red Robin, a Stalker w odpowiedzi rozdziawił paszczę i wskazał potężne zębiska i ostry język. Zamaskowany mściciel jedynie skrzywił się, widząc przed sobą to “coś”. Chwilę później rzucił dziwnym przedmiotem, który nieco przypominał batarang i przy jego użyciu rozciął liny, krępujące dwóch mężczyzn. Ci zerwali się ze stołów i wybiegli przez uchylone drzwi. - Udajecie jakichś superbohaterów czy coś? Zajmijcie się lepiej swoim życiem.
- Taa... i biegacz po kanale jak “Killer Krok”? - mruknął Stalker. - Nie dżęki. Uważam to za marnowanie możliwoszczi. Jeszteszmy po tej szamej sztronie więcz szę nie denerwuj - zasugerował mutant.
Red Robin przez chwilę miał wrażenie, że rozmawia z obcokrajowcem bądź obcym. Musiał się skupić, by zrozumieć, co mężczyzna do niego mówi.
- Mógłbyś zainwestować w protezę, przyjacielu. - Uśmiechnął się lekko. - Co tu robicie? I skąd wiedzieliście, że Axe-Man szykuje tutaj jakąś akcję. A ty czemu się nie odzywasz? - Spojrzał na Frozen.
Stalker parsknął śmiechem, a potem spojrzał na Frozen. Odsunął się od niej parę kroków.
- Lepiej? - zapytał.
Crystal spojrzała na obu dziwnie, po czym zerknęła na martwego Felixa.
- Nie. I lepiej nie będzie. Nie widzicie, że on zginął? - zapytała nieco podirytowanym tonem.
- A czy ja kazałem mu się wtrącać? - zapytał z wyrzutem Red Robin. - Gdybyście się nie wtrącali, to wszyscy by żyli. To nie pierwsza taka moja akcja. Powinienem was przekazać policji razem z tymi... - urwał nagle i machnął ręką, wskazując na leżących zbirów.
- Nie wiedzieliśmy, że ktoś tu będzie, chcieliśmy pomóc. Tak się teraz “dziękuje” za to, że ktoś się przejmuje uciekającymi przestępcami z Arkham. Ilu was jest? Dwóch? Trzech? Pięciu? Dacie radę być wszędzie w tym samym czasie? - burknęła kobieta.
- Szam bym tego lepiej nie ujął - mruknął Stalker, szczerząc się dalej. - Chczesz szę kłóczicz dalej, czy ruszymy każde w szwoja drogę? Wiesz... nocz jeszcze młoda, a miaszto wymaga, jak ogród, plenienia chwasztów... - dodał. Musiał dorwać tego uciekiniera.. miał jego zapach... znajdzie go... znajdzie.
- Nie musieliście się wtrącać... i obym was więcej nie spotkał. - Red Robin wyciągnął z jednej ze skrytek przy pasie przezroczystą żyłkę i skrępował nią Axe-Mana. W oddali wszyscy usłyszeli zbliżające się policyjne syreny. - Nie omieszkam powiedzieć o tym, co dzisiaj zaszło Batmanowi, więc pomyślcie, zanim coś zrobicie. Niepotrzebny nam kolejny, samozwańczy bohater, przysypany grudą ziemi.

Po tych słowach dobył dziwnego pistoletu i wystrzelił harpun, który poniósł go na dach. Chwilę później Stalker i Frozen zostali sami w hali. Policyjne syreny zdawały się być coraz bliżej.
- Chyba trzeba się zbierać - Crystal westchnęła cicho i przyjęła postać chmurki.
- Ta... nie ma czo, szympatyczny typ - mruknął Stalker, wksazując kciukiem kierunek w jakim oddalił się Red Robin. - Ż tą żmianą w chmurę... szwietna rzecz... ja żnów bedę muszał szkakcz po dachach... - zaśmiał się i zaczął wskakiwac po pakach aż do wybitej “szklarni”. Znał już zapach Red Robina. Wiedział, że jeśli go poczuje to lepiej się nie wtrącać... nie chciał zrobić sobie wrogów wśród “grubych ryb” tak wcześnie, a szczególnie że eliminują tych samych ludzi...
- Bardzo sympatyczny, a mój brat go wręcz uwielbia... - odpowiedziała kobieta, wlatując na dach. Rozejrzała się dookoła, po czym westchnęła ciężko i spuściła głowę. Nigdzie nie widziała Victora, a była już zmęczona i miała ochotę wracać do domu. - Uważaj na siebie - rzuciła do Stalkera.
- Ty też. I szię uszmiechnij! W konczu przeżyliszmy ten wieczór, nie? - powiedział Stalker, gramolac sie na dach. - Mm... czekaj... szukasz kogosz?
- Tak, brata. Ma bzika na punkcie Batmana i całej reszty. Wybrał się na miasto, by “zabłysnąć”...
- Masz przy szobie czosz czo do niego należy? Mogę czi pomócz go poszukacz na węch... - wskazał swój nos. - Mam doszcz akczji jak na jeden dżeń...
- Niestety nic nie mam, i tak by zamarzło. - Wzruszyła ramionami. - Też mam dosyć, wracam do domu, rano czeka mnie kupa pracy. Trzeba się wyspać. Do następnego.
- Jaszne... czymaj szę! - rzucił Stalker i ruszył naprzód. Miał zamiar “rozglądnąć się” za uciekinierem. Tylko ostroznie. Jeśli gliniarze go dorwali, to trzeba sobie darować. Stalker wątpił, że zostanie przyjaźnie potraktowany przez policję Gotham...
Zobacz profil autora
Serge
Elvenking



Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:34, 24 Wrz 2010     Temat postu:


Dźwięk syren zbliżał się do doków nieubłaganie, więc najrozsądniejszym wyjściem było się stamtąd ulotnić, tak jak uczynił to Red Robin. Pożegnaliście się oboje i ruszyliście każde w swoją stronę, zwłaszcza, że nie było najmniejszego sensu zostawać w magazynie choćby chwili dłużej.

David

Wypadłeś na zewnątrz i zaciągnąłeś się mroźnym powietrzem próbując zlokalizować ostatniego z bandziorów. Z twoimi umiejętnościami nie było to trudne. Niesiony zapachem taniej wody kolońskiej i fetorem strachu, szybko odnalazłeś uciekiniera. A właściwie to, co z niego zostało.



Bandzior leżał między dwoma halami w powiększającej się kałuży krwi, z wielką dziurą w piersi. Zerknąłeś na ranę dostrzegając od razu, że brakuje serca. Ktokolwiek to zrobił, był cholernie brutalny, silny i precyzyjny – mięsień wyrwany został bez uszkadzania innych narządów. Mężczyzna był jeszcze ciepły, ale nie dało się dla niego nic więcej zrobić. Powąchałeś powietrze – zbyt dużo zapachów wymieszało ci się nagle, by wyodrębnić teraz ten jedyny, który by wskazał mordercę.

Nim się spostrzegłeś, ktoś wycelował w ciebie latarką, a następnie krzyknął „Stój, bo strzelam!”. Nie zastanawiając się długo, jednym susem skoczyłeś na pobliski magazyn, a powietrze przecięły wystrzelone kule, na szczęście żadna cię nawet nie drasnęła. Chwilę później, ukrywając się w mroku nocy dostrzegłeś dwóch gliniarzy, którzy klęczeli przy ciele martwego bandziora. Trzeci z nich, zapewne ten który do ciebie strzelał, ze strachem w głosie zdawał raport ostatniemu mundurowemu. Trząsł się przy tym i wiedziałeś doskonale, że nie z powodu panującego mrozu. Cóż, nie każdy ma przyjemność dostrzec Stalkera, a ci, którzy mają, najczęściej kończą jak ten z wyrwanym sercem.

Nie mając tu nic więcej do roboty, ruszyłeś do swojego mieszkania. Śnieg wciąż sypał a miasto pogrążyło się niemal całkiem we śnie, pomijając oczywiście ukrytych w zakamarkach świrów, drobnych złodziei i gwałcicieli. Tym razem jednak miałeś dość jak na jedną noc, należało odpocząć.

Bez żadnych problemów, niepostrzeżenie dotarłeś do domu i po szybkim prysznicu ległeś na kanapę z pilotem w ręku. Niby noc nie była aż tak intensywna, a mimo to czułeś przytępienie. Niemal jak na złość, w TV nadawali akurat najnowsze nocne wiadomości, w których skośnooka reporterka nadawała „LIVE” z doków Dixona na temat mężczyzny z wyrwanym sercem. Chwilę później do kamery podszedł rozedrgany gliniarz. Poznałeś go, to był ten, który do ciebie strzelał:

„~ Jak wyglądał napastnik, który prawdopodobnie pozbawił życia ofiarę? – zapytała. – Z tego co wiemy, widział go pan.
~ Był dwa razy szerszy niż Batman, to na pewno… a z łokci wystawały mu szable… Twarzy nie widziałem, bo uciekł na dach, jak zacząłem strzelać. Jednym skokiem, wyobraża pani sobie? JEDNYM! Ruszał się jak jakiś drapieżny kocur. To nie był człowiek, to jakaś bestia była! Powinni sprawdzić, kogo im w Arkham brakuje!”

To już było przegięcie. Wyłączyłeś i przetarłeś twarz.
Pięknie, jeszcze tego brakowało, żeby teraz całe miasto trąbiło o tym, że to ty pozbawiłeś tego nieszczęśnika serca. Zwykle takie sytuacje ściągały uwagę Batmana lub Nightwinga. No i pewnie nawet Red Robin by się wmieszał, w końcu dzisiaj cię widział na miejscu „zbrodni”. A to nie zapowiadało nic dobrego, zwłaszcza, że wyżej wymienieni nie słuchali żadnych wyjaśnień, tylko robili, co do nich należy bez taryfy ulgowej.

Najgorsze było to, że prawdziwy sprawca był wciąż na wolności. Wszystko zaczęło się komplikować, bo wiedziałeś, że nawet jeśli na jakiś czas odetniesz się od nocnego życia, Mroczny Rycerz i tak miał sposoby, by cię odnaleźć… Jeśli się zainteresuje tą sprawą, co nie było aż tak wątpliwe. Niech to szlag, musiałeś coś zrobić. Póki co jednak położyłeś się na kanapie i niewiele czasu później odpłynąłeś w krainę snów.


Crystal

Opuściłaś doki gdy tylko twój szkaradny towarzysz zniknął z pola widzenia. Dzięki swoim umiejętnościom ominęłaś kilka radiowozów policyjnych, które zdążyły już zagościć w dokach, słysząc przy okazji kilka strzałów. Chciałaś to sprawdzić, jednak byłaś tak zmęczona, że zrzuciłaś tę sprawę na karb policji – przecież od czegoś oni są w tym mieście, prawda?

Oddalając się z miejsca zdarzenia, jakieś dwie ulice dalej zadzwoniłaś po taksówkę i by nie wzbudzać podejrzeń przez całą drogę do domu udawałaś wstawioną, niby, że wracałaś po całonocnej balandze. Taksiarz kupił najwyraźniej tę historyjkę, zwłaszcza, gdy opowiedziałaś mu kilka sprośnych dowcipów, którymi raczył cię swego czasu Victor. Gdy w końcu znalazłaś się na miejscu dostrzegłaś światło w pokoju brata, jednak nie miałaś siły by sprawdzić, czy Victor już wrócił.

Zdejmując z siebie tylko płaszcz, buty i bluzkę padłaś na łóżko zmożona niewyobrażalnym zmęczeniem. Po chwili zasnęłaś.


Batcave

- Sprawdziłaś dla mnie tą Crystal Danforth, Barbaro? – Batman wpatrywał się w ogromny monitor. Po drugiej stronie patrzyła na niego piękna rudowłosa kobieta w żółtych, stylowych okularach.
- Tak, Dick. Większość życia spędziła w szpitalach, chorowała na rzadką chorobę. Później była pacjentką Victora Fries’a.
- Victora Fries’a? – Nightwing zmarszczył brwi.
- Tak, ale dużo by mówić. Wszystkie informacje załadowałam ci na maila, poczytaj. – odparła Oracle.
- Zrobię to jak najszybciej i przy okazji umówię się z panną Danforth na jutro.
- Masz wobec niej jakieś podejrzenia?
- Zobaczymy – stwierdził enigmatycznie Batman. - Dziękuję ci, Oracle, okazałaś się niezmiernie pomocna.
- Do usług – kobieta skinęła mu głową i gdy tylko zniknęła, Dick załadował na ekran zdjęcie Crystal i przyglądał się jej przez jakiś czas pogrążony we własnych myślach.


10.12.2009, północ, Gotham

Ogromny, gotycki zegar umieszczony na ratuszu wybijał głośno godzinę duchów, gdy tuż pod nim, na niewielkim balkonie służącym głównie renowatorom do ich pracy, pojawił się dobrze zbudowany mężczyzna w grubym płaszczu i cylindrze. Twarz przykrytą miał moskitierą, a w dłoni dzierżył dziwną laskę. Oparł dłonie o balkon i spojrzał na rozciągające się pod nim wszem i wobec Gotham.
- Zaczęło się… - mruknął do siebie metalicznym głosem. – Wreszcie się zaczęło… GOTHAM, NIEDŁUGO BĘDZIESZ MOJE!!!!

Wykrzyczał ostatnie słowa, a głośny dźwięk wybijanej godziny skutecznie je tłumił.
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:56, 24 Wrz 2010     Temat postu:


Crystal feat. ... kilka osób Razz

Na wszelki wypadek nie patrzyła na zegarek, tylko podłączyła telefon do ładowania i uruchomiła go, by wysłać swojej asystentce smsa. Miała to szczęście, że Monica była od samego początku w firmie i w większości spraw orientowała się znacznie lepiej od niej. No i była uprawniona do podejmowania decyzji za Crystal, co w przypadku porannego zebrania zarządu mogło być bardzo pomocne. Z czystym spokojem i sumieniem położyła się spać, gdy za oknem zaczęło się już robić jasno.

Uporczywe dzwonienie telefonu wyrwało ją z objęć snu. Poderwała się, siadając na łóżku i zerknęła na wyświetlacz. Nie znała tego numeru, a że mógł to być ktoś z komendy, przetarła szybo oczy i odebrała.
- Tak? – zapytała zbolałym i zaspanym głosem.
- Pani Danforth? Mówi Dick Wayne.
„Cholera” – pomyślała i jęknęła cicho. Zegarek przy łóżku wskazywał godzinę ósmą rano.
- Tak, słucham?
- Przepraszam, jeśli panią obudziłem.
- Ależ nic się nie stało i tak zaraz miałam wstawać – skłamała. – Coś się stało?
- Miałem zadzwonić, żeby się umówić na spotkanie. Wczoraj musiała pani wyjść i nie dokończyliśmy rozmowy.
- Ach, no tak, rzeczywiście. Przepraszam, nie wyspałam się, ciężko zasnąć, gdy przez całą noc wyją syreny policyjne – westchnęła ciężko.
- Ma pani czas dziś popołudniu?
- Hmm… Tak, ale bardziej koło godziny siedemnastej, bo wcześniej mam dużo spraw na głowie.
- W takim razie jesteśmy umówieni, w tym samym miejscu co wczoraj.
- Eee… Dobrze – odparła cicho.
- Miłego dnia i do zobaczenia, pani Danforth.
- Wzajemnie, panie Wayne.
Rozłączyła się i skrzywiła lekko. Ależ ten facet był sztywny! Prychnęła pod nosem i schowała telefon pod poduszkę, po czym odwróciła się na drugi bok. Do sesji zdjęciowej wciąż miała sporo czasu, więc mogła się jeszcze nieco zdrzemnąć.

* * *

Była jedyną modelką, która się zgodziła na zdjęcia w pomieszczeniu przypominającym igloo. Niska temperatura jej nie przeszkadzała i musiała udawać, że w ogóle czuje zimno. Białe auto prezentowało się fantastycznie, a ona jedynie musiała pozować na jego masce w stroju seksownej „Mikołajowej”. Dostała trzy warianty czerwonych ciuszków, po czym zrobiono jej jeszcze kilka zdjęć.



- Mają zamiar zrobić parę wariantów reklamy. – Wyjaśnił agent. – Inna będzie w gazetach, inna na ulotkach, inna na plakatach i jeszcze inna na wielkich billboardach porozmieszczanych w całym Gotham. To twoja wielka szansa, żeby się w końcu wybić z serii kosmetyków dla dziewczyn i zabłysnąć jako prawdziwa, seksowna kobieta z krwi i kości.
- Max, wiesz, że mi na tym średnio zależy?
- Ale mi, twojemu agentowi, zależy. – Uśmiechnął się zadziornie. Crystal wiedziała o tym aż nazbyt dobrze. Jej dobry kontrakt był dla niego jak kura znosząca złote jajka. I to przed Wigilią…
- Dam z siebie wszystko.
- I bardzo dobrze, bo takie firmy jak Mercedes kontraktują swoje reklamy w konkretnych terminach. Masz szczęście, że poprzedniej modelce było za zimno w… no nieważne. W każdym razie twój agent trzyma rękę na pulsie i znalazł ofertę nie do odrzucenia. – Rozłożył ręce, uśmiechając się. – Jak dobrze pójdzie, to już za kilka dni całe Gotham będzie cię oglądać na billboardach, w lokalnej telewizji i w gazetkach dla panów. No powiedz, że mnie kochasz, Śnieżynko.
- Chciałbyś. – Pokazała mu język.
Znała swojego agenta od jakichś czternastu lat o ile nie lepiej i jeszcze nigdy jej nie zawiódł, nie oszukał, ani nawet nie zmuszał do rzeczy, w których źle się czuła. Crystal była staromodna, nie miała zamiaru reklamować seksownej bielizny, gdzie niemal wszystko by było widać… Ojciec, kiedy jeszcze żył, wyciągnął go z rynsztoka, jak wiele osób, które później dla niego pracowało.
- Te gazetki dla panów jakoś mnie nadal… mierżą – stwierdziła, krzyżując przedramiona.
- To są gazety motoryzacyjne, typu Moto Magazyn, Auto Expression. Nie mówię tu o jakichś nie wartych uwagi porno-świerszczykach. No za kogo ty mnie masz, Śnieżynko? Znam twój gust, a te gazety są najlepsze na rynku.
- Mam nadzieję, Max. – Uśmiechnęła się do niego lekko. – Dobra, koniec przerwy, pogadamy, jak już skończę. Trzymaj kciuki.
- Jeszcze jedno. Zawiodłem cię kiedyś? Nie. Więc dalej się słuchaj Maxa i zajdziesz daleko.
Pomachała mu ręką, po czym wróciła do igloo.

* * *

Ritz. Restauracja na ostatnim piętrze… Kto to wymyślił? Dobry kwadrans musiała czekać, nim szanowny pan Wayne się pojawił. Crystal doszła do wniosku, że chyba na Gwiazdkę będzie mu musiała sprezentować zegarek.
- Witam – powiedziała i postarała się, by na jej twarzy zagościł miły uśmiech. Ciężko się było kobiecie do tego zmusić, jakoś nie polubiła Dicka i wolałaby teraz być w domu, niż musieć z nim gadać.
- Dzień dobry – odparł, zerkając na nią. – Chyba miała pani ciężki dzień?
- Czemu pan tak uważa?
- Potrafię to wyczytać z twarzy – często obracam się wśród ludzi i umiem wyczuć, kiedy ktoś nie jest w pełni sił. – Uśmiechnął się.
- Jak mówiłam przez telefon, syreny radiowozów nie dały mi spać w nocy.
- Niestety, żyjemy tu gdzie żyjemy i trzeba się przyzwyczaić – stwierdził. – Napije się pani czegoś? Kawa, herbata, jakiś sok?
- Cokolwiek. Z lodem.
Grayson skinął na kelnera i złożył u niego zamówienie. Chwilę później przyniósł do stołu brzoskwiniową Ice Tea.
- Kiedy proponuje pani termin podpisania papierów? Pytam kiedy, bo widząc panią w takiej formie, może powinniśmy dać sobie kilka dni wolnego?
- Jeśli wszystko jest gotowe, to można to podpisać choćby i teraz. Z chęcią bym się pozbyła tego ciężaru z moich barków – odpowiedziała. Sam Grayson był w tej chwili jednym z nich.
- Najpierw trzeba przeczytać to, co się ma zamiar podpisać. Ojciec pani nie uczył? – zapytał Grayson z drwiącym uśmiechem.
- Ojciec nigdy nie sądził, że będę się musiała zajmować sprawami firmy i nie, nigdy mnie tego nie nauczył. – Zmarszczyła gniewnie brwi. Mówili o człowieku, który niedawno zginął. Wayne mógł wykazać nieco więcej… - A pański ojciec chyba nie za bardzo się przykładał do lekcji taktu i dobrego wychowania – wypaliła.
- Całkiem możliwe. – Dick uśmiechnął się. – Natomiast pani ojciec był zupełnym ignorantem, skoro uważał, że będzie żył wiecznie i nad wszystkim będzie sprawował pieczę. No chyba że myślał, że jego córka jest zbyt głupia, żeby zająć się sprawami firmy.
W normalnych okolicznościach krew by się zagotowała w żyłach kobiety, ale ona była inna. Poczuła ogarniający chłód i nim zdążyła się opanować, pół stolika pokryła cienka warstwa lodu i szronu. Nawet tego nie zauważyła, zbyt skupiona na tym, by się dalej kłócić.
- Mój ojciec nie był głupcem, panie Wayne! Dlatego przygotował plan przejęcia jego firmy przez waszą spółkę! – warknęła, podnosząc się z miejsca.

Grayson przez chwilę patrzył z udawanym przerażeniem na zmrożony stół i przełknął teatralnie ślinę wzdrygnąwszy się nieco.
- R-r-r-rozumiem… Myślę, że p-p-powinniśmy przełożyć to spotkanie, aż nasze stosunki nieco się OCIEPLĄ. – mimo wszystko uśmiechnął się delikatnie, choć wciąż udawał przestraszonego. – Przepraszam, pani Danforth, muszę wyjść.
Ucałował ją w lodowatą dłoń, po czym odszedł od stolika.
- Panno! – rzuciła jeszcze za nim i ciężko opadła na swoje miejsce.
Dopiero po chwili zobaczyła, co się stało. Jak ona się wytłumaczy kelnerowi? Zostawiła dwa dolary na oblodzonym stoliku i bardzo szybko uchyliła okno.

Wyszła z pokoiku dla VIPów i udała się do windy, żałując, że tak łatwo dała się ponieść emocjom. To nie była jej wina! Ten, ten.. ten.. niewychowany gbur obrażał inteligencję jej ojca! Mogła się założyć, że naukowiec, lekarz, biolog i genetyk Danforth był o wiele mądrzejszy niż ten wielki i bogaty Wayne. Bo co on miał poza fortuną, którą jako dziecko odziedziczył po rodzicach? Chyba tylko niewychowanego syna, idiotę…

* * *

(od MG)

Grayson poczekał w pomieszczeniu gospodarczym, aż Crystal opuści VIP-room, po czym odczekał chwilę i wszedł do niego. Zastał tam młodego kelnera, który podawał Danforth herbatę i który zupełnie nie wiedział, co ma zrobić z pokrytym lodem stolikiem.
- Wiesz kim jestem? – spytał go Dick.
- Tak, sir.
- Więc to, co tu widzisz, zostanie między nami, albo nigdzie nie znajdziesz pracy w Gotham i całym stanie. – Nightwing nie lubił straszyć porządnych ludzi, ale jeśli tylko tak mieli zamiar trzymać język za zębami, to nie było innego wyboru.
- T-t-tak, sir. Czy coś pan potrzebuje?
- Póki co, żebyś wyszedł. To za fatygę. – Wcisnął mu w kieszeń dwadzieścia dolców.

Kiedy tylko Dick upewnił się, że młody kelner wyszedł, wyciągnął z kieszeni garnituru specjalne urządzenie, którym pobrał próbki lodu ze stolika. Gdy to uczynił, kolejnym cudem techniki rozmroził go, tak, że ten wyglądał teraz jakby ktoś rozlał na nim dwie herbaty. Grayson miał zamiar wychodzić, gdy w sali pojawił się chudy kelner. Dick z uśmiechem na twarzy podszedł do niego.
- Miłego dnia. I pamiętaj o naszej umowie. – Poklepał go trzy razy po policzku.
Pogwizdując jakąś melodię wyszedł z VIP-roomu.

* * *

Była na siebie zła… Kiedy pierwsze emocje opadły, nie mogła sobie wybaczyć, że zamroziła ten przeklęty stolik. A co jeśli teraz Wayne’owie się nie odezwą i nie podpiszą tej umowy? Albo co gorsza powiadomią policję i zamkną ją w Arkham? Wolała nawet o tym nie myśleć.
- Aaa! Kurwa! CRYSTAL! Czemu zamroziłaś podłogę? Chciałaś mnie zabić?! – usłyszała od strony drzwi i zerknęła na młodego, przystojnego chłopaka, który się właśnie zbierał z podłogi.



- Nie jestem w nastroju na rozmowę, więc z łaski swojej idź do pokoju i przestań przeklinać.
Victor, ślizgając się, podszedł do niej i ukucnął, by spojrzeć jej w twarz.
- Co się stało, siostrzyczko? Wszystko w porządku?
- Mam zły dzień – burknęła w odpowiedzi.
- Przecież nie znamy się od dzisiaj. Powiedz mi, co się dzieje, albo sam się dowiem. Przecież wiesz, że mam swoje sposoby.
- Wiem. Ale może to najpierw TY mi powiesz, gdzie się szwendałeś przez pół nocy?
- Byłem u Steve’a. Mieliśmy razem iść do portu, ale on miał trzy zgrzewki piwa i tak się jakoś zeszło… Zamówiliśmy pizzę, obejrzeliśmy kilka pornos…wróć… Eee… - Chłopak zarumienił się.
- Nieważne, kontynuuj. – Udała, że tego nie słyszała.
- W każdym razie przysnąłem, a potem jak wróciłem do domu, to u ciebie było już ciemno i cicho. Ja nie rozumiem, jak można dzień w dzień chodzić spać o dziesiątej, jak małe dzieci. – Uśmiechnął się złośliwie.
- Nie spałam. Byłam na mieście i cię szukałam, Vic.
- Na mieście? Przecież ty nigdy nie wychodzisz…
Crystal przewróciła oczyma.
- A co miałam zrobić? Mój jedyny brat zostawił mi wiadomość, że idzie, aby wykorzystać swoją życiową szansę i… Zaraz. Powiedziałeś, że chcieliście iść do portu?
- No do portu, a gdzie? Przecież tam był Batman.
- Pięknie, a ja cię szukałam po antykwariatach – mruknęła. Victor zaśmiał się.
- Nie jesteś zbyt dobrym detektywem, ale nie martw się. Jeszcze się wyrobisz.
- Nie mam zamiaru. To była najgorsza noc w moim życiu, nie wyspałam się, rano musiałam się wymigać od spotkania zarządu, potem miałam sesję zdjęciową dla Mercedesa, a na koniec zdenerwował mnie bubek Wayne.
- Zaraz. Chwileczkę. Po kolei. Że co? Jak to cię wku… zdenerwował? Mam go ustawić?
- Nie musisz, wątpię, by się jeszcze kiedyś odezwał.
- Aaa… Ty go ustawiłaś? Moja krew! – Uśmiechnął się szeroko.
- Nie do końca. Nie zapanowałam nad swoimi mocami i zamroziłam pół stolika…
- ŻE CO ZROBIŁAŚ?! – Victor zacisnął zęby.
- Ale byś widział jego minę, mało nie narobił pod siebie. – Zachichotała.
- Nieważne! To nie jest śmieszne! Będzie dobrze, jak nie pójdzie z tym na policję. Nie rozumiesz, że takie garniaki to tylko wypatrują sensacji? Teraz pewnie ciebie wsadzą, ja pójdę do rodziny zastępczej, a Wayne przejmie całą firmę! Za FRIKO!
- Już się tak nie bulwersuj, wiem, że to poważna sprawa. Mam do niego zadzwonić czy coś?
- Tak zrób. Spróbuj się z nim spotkać i przemówić do rozsądku. Jeśli to nic nie da, to ja się z nim spotkam i pogadam na swój sposób.
- Połamiesz mu palce?
- Postaram się tylko palce – odparł i ucałował ją delikatnie w dłoń. – Jeśli chcesz, mogę wpaść do niego z chłopakami.
- Jakimi?
- Dragonami.
- Znowu zadajesz się z tymi głąbami?!
- To moi najlepsi przyjaciele, jakbyś nie zauważyła. – Chłopak oburzył się. – No ale jak wolisz, to radź sobie sama… Nie widzisz, że chcę ci pomóc?
- Widzę, wybacz. To wszystko mnie przerasta. Dobrze, że mam ciebie, bo inaczej bym zupełnie nie wiedziała, co zrobić z tą całą sytuacją. – Ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową. Czuła się bezsilna i bała się, że przez jej głupotę stracą to, co dla nich najcenniejsze. Siebie.
Victor chwycił jej dłonie i odsłonił twarz, wpatrując się w błękitne oczy siostry.
- Spokojnie, siostrzyczko. Jestem przy tobie i zawsze będę, co by się nie działo. Poradzimy sobie z tym, wierzę, że się uda. Tak czy inaczej. Nie smuć się, bo i mi robi się smutno. Będzie dobrze, uwierz. Obiecuję ci to! – ucałował ją w czoło. Niepewnie pokiwała głową i spróbowała się uśmiechnąć.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mam tak mądrego i wspaniałego brata. Jeśli pozwolisz, pójdę się położyć. Trochę tu za ciepło dla mnie.
- Jasne, jeśli będziesz coś potrzebować, po prostu puść mi sygnał na komórkę. Będę u siebie, dzisiaj nigdzie nie wychodzę. – Uśmiechnął się do niej.
- Dziękuję.

Wstała i mało się nie wywróciła na oblodzonej posadzce. Z pomocą Victora doszła do schodów, po czym udała się na górę i zamknęła w swoim pokoju. Musiała pomyśleć, jak się teraz odezwać do Wayne’a i umówić z nim na spotkanie. Zwykłe ‘cześć, tu Crystal, może wyskoczymy gdzieś razem?’ nie było zbyt dobrym pomysłem.

Złapała za telefon, w odebranych połączeniach wyszukała jego numer (który przy okazji zapisała) i zadzwoniła. Kiedy mężczyzna odebrał, stchórzyła i szybko rozłączyła rozmowę. Na wszelki wypadek wyłączyła telefon i schowała pod poduszkę, udając, że go tam wcale nie ma.
Zobacz profil autora
MrZeth
Prince of Darkness
Prince of Darkness



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: diabły uciekają (Wrocław)

PostWysłany: Pon 19:46, 27 Wrz 2010     Temat postu:


Stalker:

Mężczyzna powoli się obudził. Podniósł się i przeciągnął, po czy przypomniał sobie wczorajsze wiadomości. Przysiadł i oparłszy łokcie o kolana oparł na dłoniach czoło. Myślał chwilę. Red Robin i tak już wie. Jak on wie, to Kłapouch też będzie wiedział. Zapach Red Robina poznał. Nie zapomni go. Musi szukać podobnych, może namierzy jego… rodzinę? Kobietę?
Mężczyznę?
David parsknął śmiechem i machnął ręką. Spojrzał na zegarek.
Za sześć siódma. Nie potrzebował dużo snu… Gdyby nie to, to miałby kłopoty z ustaniem na nogach w pracy po każdej nocy „hasania”.
David wstał i poszedł wziąć prysznic. Zrzucił ubrania po drodze, zostawiając je po prostu na dywanie. Po prysznicu wytarł się starannie, zarzucił na siebie szlafrok i posprzątał szybko mieszkanie. Do pracy dziś miał na dwunastą. Stek analiz statystycznych, parę szczegółowych. Nic specjalnego.
Przez myśl przemknęła mu myśl „śniadanie”. David szybko zrobił jajecznicę na boczku i pieczarkach. Dziesięć jaj wylądowało na „farszu i zaczęło przyjemnie skwierczeć, a mężczyzna z uśmiechem na ustach przegarniał je drewnianą łopatką. Kucharzenie zawsze go uspakajało.
Siadłz talerzem do małego stolika przed telewizorem i włączył pierwszy lepszy kanał.
Telenowela.
- Nie po to kupowałem kablówkę – mruknął mężczyzna. Spojrzał na rozkładówkę i zmienił program na Animal Planet. David kupił kablówkę właśnie ze względu na kanały takie jak ten, czy na przykład Discovery. Akurat był jakiś interesujący go program. David Attenborough właśnie pokazywał jaszczurkę, a konkretnie - jak sie zaraz okazało – gekona, przyczepioną do pionowej powierzchni.
Charakterystyczną cechą gatunków nadrzewnych jest zdolność przylegania do powierzchni. Gekony o naziemnym trybie życia są tej cechy pozbawione. Na spodniej części spłaszczonych palców istnieją specjalne twory, nazywane lamellae. Są to nachodzące na siebie blaszki pokryte milionami mikroskopijnych wyrostków skórnych. Jeden wyrostek jest wielkości około 10 do 100 mikrometrów. Specjalny mechanizm układu krwionośnego w kończynach gekona umożliwia mu sterowanie przyczepnością. Wystarczy, że unosi lub opuszcza palce.

David Uniósł brwi. – Hell yeah… - mruknął. – Trzeba będzie spróbować jak wrócę z pracy, albo jutro z rana – stwierdził. Zapisał pomysł na kartce. Dalej było o rozmnażaniu sie tych zwierząt. To go nie interesowało. Forma, którą z reguły przyjmował w nocy nie posiadała nawet właściwych ku temu organów.
Talerze trafiły do zmywarki, a David zarzucił na siebie świeże ubrania i płaszcz. Nałożył na nos czarne okulary, sprawdził w lustrze, czy nie zapomniał wczoraj o cofnięciu jakiejś widocznej „zmiany”. Upewniwszy się co do swej gotowości rozszczelnił dwa okna, wyłączył kaloryfery i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.
Było mroźno i dość szaro, a nad miastem wisiały ciężkie chmury. Słońce jeszcze nie wstało i latarnie dalej oświetlały ciemność, ale upiory nocy poszły już spać, zwalniając miejsce dla pracujących obywateli Gotham. Ludzie udawali się do pracy, tłoczyli na przystankach, otwierali sklepy. Krzątanina jak co rano.
Śnieg przyjemnie skrzypiał pod nogami, gdy David przeszedł parę przecznic i wszedł do antykwariatu i rozejrzał się. Za ladą nie było nikogo. David cofnął się i otrzepał buty, stukając noskami o wycieraczkę, po czym wszedł do pomieszczenia, zamykając drzwi za sobą. Podszedł powoli do lady, wsłuchując siew panująca w pomieszczeniu ciszę. Sprzedawca był pod ladą. Szukał czegoś w papierach. David słyszał go, ale nie jest to wyczyn właściwy zwykłemu człowiekowi, wiec zapukał w blat i zawołał. – Jest tu kto? – mężczyzna poderwał siew górę i uderzył potylicą o blat. Wysunął się spod lady i rozmasowując głowę spojrzał na Davida. Był to raczej stary człowiek, którego włosy już zdrowo przetrzebiła siwizna. Głęboko osadzone oczy sprawiały wrażenie przenikliwych. „Gość wygląda jak karykatura Einsteina” pomyślał David.
– Witam – powiedział. – Czym mogę służyć? – dodał szybko.
– Hm, przepraszam za… - mężczyzna stuknął palcem w ladę, ale antykwariusz machnął ręką. - Ogólnie to poszukuję bardziej informacji niż obiektów – ciągnął David. – Zna pan jakiegoś człowieka interesującego się starymi przedmiotami? Co by znał się na różnych starociach… -
- Potrzebuje pan konsultanta odnośnie wyceny? – zapytał antykwariusz.
-Nie, nie… otóż słyszałem gdzieś o obiekcie, zwanym Dłonią Chwały. Takie łapsko z czarnej skały - podniósł do góry pieść i przesunął sobie palcem po nadgarstku. - Jakoś siadło mi to na mózg i zastanawiam się co to… - wzruszył ramionami.
Antykwariusz milczał chwilę, zastanawiając się. Wskazał Davidowi gestem, by zaczekał, po czym wytaszczył sporą księgę. David uniósł brwi. Po zapachu mógł się zorientować, ze wolumin ma ponad dwieście lat. I co najmniej siedem różnych rodzajów grzyba. Antykwariusz odchrząknął, wertując stronnice. David nie znał języka, w którym była napisana księga.
- Z tego co tu pisze wynika, że Dłoń Chwały to wysuszona dłoń mężczyzny, który został powieszony w zamierzchłych czasach za rabunek i morderstwo. Wedle legendy posiadanie tego artefaktu pozwala otworzyć każde drzwi do których Dłoń zostanie przyłożona… - zmarszczył brwi. – Dodatkowo położenie tej dłoni na progu domu gwarantuje sukces podczas rabunku wewnątrz.
- brzmi trochę jak taki okultystyczny bełkot – stwierdził David. Antykwariusz zamknął księgę.
- Ano – rzucił zdawkowo. – Dobra, dziękuję – David dał mężczyźnie pięć dolarów. – Dzięki – rzucił i wyszedł. Antykwariusz machnął mu ręką, chowając banknot do kieszeni.
David spojrzał na zegarek. Miał jeszcze dwie godziny na dotarcie do pracy. Wzruszył ramionami. Może skończy szybciej… Miał wstręt do zostawania „po godzinach”.

[---]

David wrócił do domu. Zamknął za sobą drzwi, wrzucił płaszcz na wieszak, odstawił plecak z książkami pod ścianę i sięgnął po zostawiony na półce pilot. Włączył muzykę i rzucił pilot na sofę przed telewizor, po czym skierował się do kuchni nucąc po drodze grany przez jego wieżę utwór. – Mąko, przybądź na me wezwanie – wplótł słowa w piosenkę i wyszczerzył się pod nosem. Wziął się za robienie ciasta i przy okazji myślał…

Pół godziny później pizza wylądowała w piekarniku, a David – na sofie. Ściszył muzykę i położył na stoliku kartkę. Nastawił budzik w zegarku , obrócił długopisem w dłoni i zaczął pisać.
- Scarecrow.. – powiedział na głos, pisząc słowo na kartce z góry po prawej. Potem pod spodem od myślników zaczął pisać „inne metody działania”, „zielone gały”.. uśmiechnął się i zmazał ostatnie. „trans lub odurzenie” zapisał zamiast tego, po czym potarł długopisem brodę i pisał dalej. Na kartce pojawiło się oddzielnie „komu potrzebna jest Dłoń Chwały?”. U dołu zaś „Sprawdzić co się stało z Dłonią Chwały”. David zostawił an chwilę kartkę i poszedł doglądnąć pizzy. Ciasto rosło ładnie, ser zaczął się rozpuszczać… David pokiwał głową. – Chyba mi wyszła – rzucił i wrócił do kartki.
Nim wyciągnął pizzę z piekarnika pojawiło się tam jeszcze „Axeman – istotny, czy nie?”, „Gość pozbawiony serca – możliwość „obserwatora” tudzież nadzorcy akcji. Powiązanie wątpliwe acz możliwe” i „Królowa Lodu i jej rola w tym (powiązanie?)”.
Mężczyzna westchnął, złożył kartkę, sprawdził mapę na palm topie, by wiedzieć do którego antykwariatu i jakimi środkami transportu sie jutro udać, po czym schował palm top, drewienko od zagryzania, pas i kartkę razem w schowku pod podłogą nastawił alarm, założył z powrotem klapę i dywan, po czym postawił fotel na dywanie nad klapą.
David usiadł na fotelu i westchnął. Zegarek na ścianie wskazywał 19:11. Mężczyzna odetchnął i poszedł po zostawiony w przedpokoju plecak. Dobywszy dwie książki otworzył je na właściwych stronach i zaczął eksperymentować z dłonią. Może uda się mu stworzyć coś takiego jak mają gekony…
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2

 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach